Dziś dla zespołu to ważny dzień: Älskar Sztuczne Ognie – premiera! Już dziś! Już możecie słuchać w streamingach i zobaczyć wspaniały teledysk w reżyserii Kate Lappo. Zapraszam też na wywiad z zespołem, poniżej.
Pan Winyl: Niedawno wzięliście udział w WrOffław On-Line Festival? Jak to odebraliście?
Zuzia: Atmosfera na festiwalu była naprawdę magiczna. Wszyscy mieliśmy sporą tremę, bo graliśmy pierwszy koncert w mniejszym składzie. Myślę jednak, że każdy z nas uważa WrOffław za cenne i ciekawe doświadczenie. Choć koncert był transmitowany online, pod sceną mieliśmy publiczność. Sądzę, że to dzięki niej tak dobrze nam się grało. Uczestnicy festiwalu stworzyli przyjemną, wręcz rodzinną atmosferę, pełną wsparcia i pozytywnej energii.
Piotr: Wyszło naprawdę dobrze – i my, i słuchający byliśmy zadowoleni z koncertu. To niezwykłe znów zagrać na żywo. Duże wyzwanie, bo to pierwszy koncert w czwórkę.
Pan Winyl: Jak wpłynęła na Was pandemia i na Wasze plany?
Ola: Pandemia była dla nas (jak pewnie dla większości artystów) bardzo trudnym czasem. Sam fakt, że nie mogliśmy występować, nie był wcale najgorszy. Najgorsze było to, że nie mogliśmy się spotykać na próbach, a to właśnie na próbach powstają nasze pomysły. Niestety, zdalne tworzenie utworów nie jest naszą mocną stroną, bo wzajemnie czerpiemy od siebie inspiracje i tylko na żywo potrafimy poczuć te same emocje, które są niezbędne.
Pan Winyl: Czy to miało coś wspólnego z przetasowaniami w zespole? Nastąpiły zmiany, jaki i dlaczego?
Ola: Zmiany w naszym składzie nastąpiły samoistnie, choć zapewne rozłąka w czasie pandemii pomogła nam wszystkim lepiej zrozumieć swoje potrzeby. Czasem następuje taki moment w muzycznej rodzinie, że zmieniają się potrzeby i wtedy trzeba dać sobie przestrzeń, nie żywiąc do siebie żalu. Dlatego mamy nadzieję, że zarówno dla nas, jak i dla Maćka, ta zmiana przyniesie coś dobrego.
Piotr: Zmiany nie miały powiązania z pandemią, tutaj chodziło o obranie kierunku, który przyniesie najwięcej dobrego. Wspólnie pogadaliśmy o priorytetach na najbliższy rok i jaki muzyczny projekt jest dla nas najważniejszy. Kontynuujemy w czwórkę, ale trzymamy kciuki za Maćka. Wiemy, że on trzyma za nas.
Pan Winyl: Czy to wpłynęło na Wasz styl?
Ola: Zdecydowanie nasz styl ewoluuje. Brak gitary znacząco wpływa na nasze aranże, ponieważ poszukujemy nowych sposobów na zapełnianie przestrzeni. I zaczynamy coraz odważniej eksperymentować z brzmieniami, efektami. Na pewno z każdym nowym utworem nasza muzyka się zmienia, bo znamy coraz lepiej siebie i swoje możliwości.
Pan Winyl: To jak byście określili gatunek i styl, jaki gracie?
Piotr: Indie folk, muzyka alternatywna. Przede wszystkim muzyka autentyczna.
Pan Winyl: Istnieje obiegowa opinia, że nie ma wrocławskiej sceny, że nie ma tu dobrych zespołów? Tak było przynajmniej do niedawna. Co Wy na to?
Mikołaj: Po części się zgadzam z tą opinią, w porównaniu do innych dużych miast autorskich projektów jest chyba trochę mniej, ale nieprawdą jest, że nie są one dobre! Genialne rzeczy się tu dzieją!
Piotr: Jak dla mnie to Wrocław otrząsa się z projektów coverowych i w końcu powstaje przestrzeń na autorskie projekty.
Pan Winyl: Macie jakiś swój ulubiony zespół z Wrocka?
Mikołaj: Mikromusic, Endy Yden, Eemee.
Ola: Zdecydowanie kibicuję Mikromusic – tworzą niezwykle oryginalną, przyjemną muzykę i nie bali się zbaczać z zazwyczaj obieranej we Wrocławiu ścieżki coverowo-jazzowej.
Zuzia: Moim ulubionym zespołem, pochodzącym z Wrocławia, jest Mikromusic. Z ich muzyką miałam styczność na długo przed tym, jak zaczęłam tu studiować i do dziś są jednym z moich ulubionych zespołów (nie tylko wrocławskich).
Piotr: Mikromusic, Neony.
Pan Winyl: Kto Was inspiruje?
Mikołaj: Mama, tata, znajomi
Zuzia: Dla mnie największą inspirację stanowi folkowa muzyka skandynawska oraz polska poezja śpiewana.
Ola: Inspirują mnie emocje – moje własne, ale też te obserwowane u innych. Zazwyczaj do napisania utworu skłaniają mnie przeżycia – czasem te bolesne, a czasem te piękne. Bywa też, że utwór powstaje na bazie snu, jak np. „Anna”, która opowiada o zakazanej miłości.
Pan Winyl: Dziś premiera Waszego najnowszego utworu Sztuczne Ognie – pojawił się w streamingu i jest też teledysk. Jak się czujecie, prezentując swoje dziecko światu?
Ola: Sztuczne Ognie to dla mnie utwór bardzo ważny. Przelałam w niego całą swoją wrażliwość i mam poczucie, że jest w nim zamknięte moje serce. Bardzo chciałabym, aby odbiorcy mogli poczuć jego bicie i poczuć silne emocje, które schowaliśmy w tym singlu. Ale zawsze jest ten strach, że człowiek obnaża swoje emocje, a ktoś może stwierdzić, że to bezwartościowe. I myślę, że każdy artysta w głębi serca czuje taki lekki lęk, kiedy po raz pierwszy pokazuje światu swoje dziecko.
Pan Winyl: Tekst jest autorstwa Oli, oparty na jej wierszu, wynikającego z jej osobistych przeżyć. Odkrywanie własnych bolesnych doświadczeń, to odważna sprawa. Nie boicie się takiej szczerości?
Ola: Nie wiem, czy umiałabym napisać utwór, czy wiersz, bazujący na totalnej fikcji. Tylko prawdziwe przeżycia, emocje, potrafię przelać na tekst i muzykę. I myślę, że odbiorcy też czują, kiedy coś jest autentyczne, z serca, a kiedy to performance. Nie krytykuję artystów, którzy tworzą utwory oderwane od własnych przeżyć – każdy ma swoją ścieżkę. Dla mnie natomiast naturalnym jest opieranie twórczości na szczerych emocjach.
Piotr: Älskar zrodziło się ze szczerości, dzięki temu możemy tworzyć tak, jak tworzyliśmy do tej pory. Bycie szczerym w tym, co się robi, jest niesamowicie ważne.
Pan Winyl: Cała kompozycja, obrazuje przelewanie się emocji. Jak ważne są emocje w Waszej twórczości?
Ola: Emocje to podstawa naszej twórczości. Sama nazwa naszego zespołu oznacza emocję. Älskar po szwedzku to kocham. Niby banalne, ale zamyka się w tym bardzo wiele.
Piotr: Na emocje zawsze można liczyć kiedy się słucha naszej muzyki. Sztuczne Ognie pokazują, jak niejednoznacznie mogą mieszać się różne emocje i odczucia.
Pan Winyl: Bardzo podoba mi się klip, jest poruszający i autentyczny. Czy występuje w nim para, czy to aktorzy? Kto w nim występuje?
Ola: W klipie występuje dwójka przezdolnych aktorów. Paulina i Michał studiowali razem w szkole aktorskiej, ale nie są prywatnie parą. Potrafili jednak doskonale wczuć się w emocje opisywane w utworze i, oglądając ich, widzimy szczere uczucia, tak, jakbyśmy z ukradka oglądali prawdziwe sceny z życia pary, przeplatane czułością i chłodem. To zasługa utalentowanej Kate Lappo, która jest nie tylko reżyserką i autorką scenariusza, ale też sama realizowała ujęcia do klipu. Kate ma taką niezwykłą zdolność wyłapywania piękna i delikatności, jednocześnie tworząc obrazy tak naturalne, że sprawiają wrażenie niereżyserowanych.
Pan Winyl: Co oznacza nazwa Waszego zespołu. Ä jest dość intrygujące. Jak to czytać? nie obawiacie się wpływu na pozycjonowanie?
Ola: Älskar oznacza po szwedzku kocham. To bardzo uniwersalna nazwa, która określa silną emocję, bez której nie ma muzyki. Trzeba kochać dźwięki, kochać ludzi, kochać piękno, aby mogła powstawać muzyka. Czasem żałuję, że wybrałam taką właśnie nazwę, bo trudno ją zapamiętać. Ale z drugiej strony każdy zawsze pyta co oznacza Älskar?, czyli jednak intrygujemy tą nazwą.
Piotr: Czyta się elskar.
Pan Winyl: Czy sprawdzaliście w internecie przed wyborem nazwy, jak to wygląda? Czy w 2016 roku, gdy powstawaliście, nie było to jeszcze takie problematyczne?
Ola: Sprawdziłam, czy istnieje już zespół o takiej nazwie. Nie było. Uznałam zatem, że to znak, aby pozostać przy swoim pomyśle. I chyba nie chciałabym tej nazwy zmieniać, bo już wrosła w naszą tożsamość muzyczną. Choć, niestety, w międzyczasie pojawił się francuski DJ, który nazwał swój projekt tak samo, przez co platformy streamingowe mieszają naszą twórczość. Jest nam to mocno nie na rękę, bo tworzymy zgoła różne klimaty i nie chcielibyśmy być utożsamiani z housem.
Pan Winyl: Jak oceniacie zmianę na rynku?
Piotr: To może być fajne na zasadzie eksperymentu, żeby zagrać koncert on-line i mieć ciekawe doświadczenie. Dla osób słuchających w domach to nie jest to samo. Sam oglądałem kilka transmitowanych koncertów artystów, którzy liczą się na polskiej scenie i nie może się to równać z występami na żywo. To trochę tak jakby zastąpić sobie egzotyczną plażę dmuchanym basenem na balkonie. Mam nadzieję, że większość koncertów zagramy z publicznością.
Pan Winyl: Czy lubicie być niezależnym zespołem? Jakie są wady a jakie zalety?
Mikołaj: Zaletą jest możliwość przekazania w 100% tego, co chcemy i w jaki sposób chcemy. Wadą jest mniejsza siła przebicia, ale pytanie, czy tego chcemy.
Ola: Nie wyobrażam sobie tworzenia muzyki pod publikę. Mam świadomość, że to, co robimy, nie jest dla każdego i zapewne nigdy nie będzie muzyką lecącą w każdej rozgłośni radiowej. Gdybyśmy się uparli, to pewnie moglibyśmy stworzyć coś bardziej popowego, co mogłoby się bardziej wybić. Ale to już by wtedy nie było nasze, więc po co? Nie jest łatwo być artystą niezależnym, bo to ciągłe przebijanie się przez mury, walka o to, aby ktoś chciał nam zapłacić za koncert, aby ktoś chciał wysłuchać, co mamy do powiedzenia. Ale wierzymy w to, co robimy i dlatego nie będziemy się poddawać. Bo kochamy to, co robimy.
Zuzia: Bardzo sobie cenię to, że jesteśmy niezależnym zespołem. Dzięki temu sami decydujemy o tym, w którym kierunku idziemy i działaniach, które podejmujemy.
Piotr: Ogromny plus. Wybieramy kierunek i sposób, w jaki chcemy się tam znaleźć, przez co jesteśmy szczęśliwi. Tworzymy tak, jak czujemy, i to jest piękne. Są prostsze drogi, jakie moglibyśmy obrać, ale oznaczałoby to zdegradowanie nas i muzyki.
Pan Winyl: Gdybyście mogli się cofnąć w czasie do 2016 roku i dać samym sobie radę, to co byście sobie powiedzieli?
Ola: Na pewno powiedziałabym tej Oli z 2016 roku, żeby uzbroiła się w ogromną cierpliwość i poskromiła swoje duże nadzieje. Tamta Ola była naiwniejsza i nie znała jeszcze realiów polskiej sceny muzycznej. Ola z 2020 roku już wie, że to długotrwały proces i że rozczarowania to część tej ścieżki. Ale ta Ola jest też silniejsza i potrafi sobie z tymi trudnościami poradzić.
Piotr: Żeby uzbroić się w spokój, cierpliwość i mocniej wierzyć w siebie. Doradziłbym Mikiemu żeby już wtedy grał na basie i perkusji jednocześnie.
Pan Winyl: A kim chcieliście być jako dzieci?
Mikołaj: Perkusistą rockowym, jest szansa, że marzenie się spełni za jakiś czas.
Zuzia: Jako mała dziewczynka chciałam zostać aktorką. Zarówno w przedszkolu, jak i w szkole podstawowej brałam udział w różnego rodzaju przedstawieniach. Kiedyś zdarzyło mi się nawet zagrać miotłę. Do dziś zastanawiam się, dlaczego przedszkole zdecydowało się na wystawienie spektaklu z tak niecodzienną bohaterką. W pewnym momencie zainteresowanie graniem w teatrze samo wygasło. Choć porzuciłam marzenia o karierze aktorskiej, związek ze sztuką pozostał, zmieniła się jedynie dziedzina. Dzięki temu mogę dziś tworzyć muzykę razem z niezwykle utalentowanymi ludźmi.
Ola: Od najmłodszych lat wiedziałam, że to musi być muzyka. Na balach przebierańców w szkole dziewczynki zazwyczaj przebierały się za księżniczki, a ja podkradałam mamie ubrania sceniczne i mikrofon i tak szłam na bal. Wyssałam muzykę z mlekiem matki, bo w moim domu zawsze była muzyka – mama siedziała ze swoim zespołem w salonie i tworzyła piękną poezję śpiewaną, a ja słuchałam jak zaczarowana i wiedziałam, że kiedyś chcę być jak mama.
Piotr: Chciałem być Son Goku z Dragon Balla.
Dziękuję
Sociale zespołu:
Polecane treści: