Wielkie dzieła wymagają czasu… także odbiorcy
Recenzję „The Mandrake Project” planowałem napisać od razu po premierze. Jednak jako fanboy Maidens, robiąc to od razu i kierując się emocjami, mógłbym być bardzo nieobiektywny. Entuzjazm wywołany tym, że Bruce w ogóle wydaje nowy album po prawie 20 latach był tak silny, że bez większych refleksji oceniłbym 10/10 po pierwszym przesłuchaniu.
Żeby dobrze się przygotować, płytę wydaną 1 marca przesłuchałem pewnie jakieś 30 razy i teraz, po dwóch miesiącach mogę podzielić się wrażeniami. A zacznę jak u Hitchcocka, czyli trzęsieniem ziemi w postaci stwierdzenia: „The Mandrake Project” dał mi o wiele więcej radości niż „Senjutsu”. Nie oceniajcie takiej postawy, nie próbujcie linczować. Zdania nie zmienię: Bruce tym razem wygrywa z Iron Maiden.

… „ale”
Wygrywa mimo kilku „ale”. Najnowsze dzieło to 100% Bruce w Bruce, ale nie ten sam poziom co doskonałe „Chemical Wedding” oraz „Accident of Birth”. Utwory są zróżnicowane, ciekawe, ale brakuje jednak ponadczasowych, które od razu skazane będą na miano „klasyka”. Tutaj punktem odniesienia może być „Tears of the Dragon”. Bruce zebrał świetny zespół, ale brakuje gitary Adriana Smitha, którego obecność na płytach Dickinsona, wynosiła je na zupełnie nowy, wyższy poziom. I tak, mimo wszystko wiem, że do tej płyty będę wracał częściej niż do ostatnich pięciu płyt Żelaznej Dziewicy.
Bo jest jakaś trudna do zdefiniowania magia w kompozycjach, które powstają w kolaboracji Dickinsona i Roya Z. Zupełnie inna chemia niż ta, która łączy Dickinsona z Harrisem. Moim zdaniem ważnym składnikiem kolaboracji tych pierwszych jest brak „dziedzictwa”, a co za tym idzie, brak konkretnych oczekiwań związanych z „tym” konkretnym brzmieniem. To daje większą swobodę artystyczną, a ta po prostu przekłada się na ciekawsze płyty. Wokalista Iron Maiden może realizować się na innym poziomie, kiedy w tym samym czasie styl Iron Maiden jest mocno określony i tej swobody artyście za dużo nie zostawia.

Kompozycje
Płytę zapowiadał Afterglow of Ragnarok, który miał prawo rozbudzić apetyt fanów. Melodyjny, chwytliwy, prosty do zapamiętania refren. Warto zwrócić uwagę także na kolejny singiel, czyli A Rani On The Graves, inspirowany odwiedzinami grobu poety Williama Wordswortha. Dużo się dzieje w Resurrection Man, z ciekawym rytmem, wieloma zmianami i jednym z najbardziej heavy momentów na płycie. Fingers In The Wounds, tutaj mamy rozmach, klawisze oraz orientalne wstawki. Podobnie jak na poprzednich płytach, nie zabrakło ballad, bo taką formę reprezentuje najbardziej radiowy utwór Face In The Mirror.
Tutaj musimy się na moment zatrzymać. Środek płyty zaskakuje nas dobrze znanym motywem w postaci „Eternity Has Failed”. Jest to krótsza wersja piosenki, którą mogliśmy usłyszeć już w 2015 roku na płycie Maidens „The Book of Souls”. Rozumiem, że artysta miał swoje intencje aby umieścić tutaj ten utwór, ale uważam, że skrócenie „The Mandrake Project” o te kilka minut dobrze by jej zrobiłoby.
Mistress Of Mercy czyli powrót do ciężkiego metalu, po którym otrzymujemy najdłuższe kompozycje na płycie. Najpierw progresywna ballad Shadow Of The Gods, w której oryginalnie pierwszą partię miał zaśpiewać śpiewać Ronnie James Dio. Następnie zamknięcie albumu najlepszym, prawie 10 minutowym dziełem „Sonata (Immortal Beloved)”. Niesamowicie epicka rzecz. Wielki finał i doskonałe zakończenie jednej z najważniejszych płyt 2024 roku.
Nie samym „Killers” żyje człowiek
Nie potrafię ukryć mojego sentymentu do solowych dokonań Dickinsona. Może wynika to z faktu kolejności w jakiej poznawałem świat Maidens. Świadomie zacząłem ich słuchać od płyty „X-Factor”, czyli kojarzyłem z wokalem Blaze’a. Później pojawiły się kasety z solowymi wydawnictwami Bruce’a. Dopiero na koniec, na deser dowiedziałem się o istnieniu „Killers” czy „Powerslave”. Kiedy myślę Dickinson, najpierw myślę „Tears of the Dragon”, a dopiero później „Fear of the Dark”.
Bardzo się cieszę, że ten człowiek-orkiestra (pilot, szermierz, pisarz, dziennikarz, biznesman) znalazł czas na nagranie nowej płyty. Mam wrażenie, że Mandrake to świetny wentyl bezpieczeństwa dla fana Iron Maiden, który ma prawo poczuć się zmęczony kolejnymi patetycznymi, epickimi wydawnictwami głównego zespołu. Wentyl i odpoczynek od zespołu, który od lat nagrywa świetne płyty, jednak równocześnie bardzo bezpieczne i przewidywalne.

Samo wydawnictwo jest pięknie zaprojektowane z wytłoczonym medalionem Uzupełnieniem jest serwis THE MANDRAKE PROJECT, gdzie znajdujemy tutyłowy komiks oraz wiele ciekawostek i smaczków dla prawdziwego fana.
Płyta brzmi potężnie, selektywnie, a cała ta otoczka potwierdza, że Bruce myśli o swoich wydawnictwach jako o czymś więcej. Jest za tym pewna koncepcja i zaproszenie do jego świata.
Bruce Dickinson będzie jedną z gwiazd Mystic Festival 2024, który odbędzie się w dniach od 5 do 8 czerwca 2024 w gdańskiej Stoczni.
Pozdrawiam
Andrzej Szłapa