Moja pierwsza recenzja polskiego zespołu wymaga tego, aby zabrać Was w krótką podróż sentymentalną. Cofniemy się o trzy dekady, aby na moment bliżej przyjrzeć się artyście, który kształtował mój nastoletni gust, a także bardzo mocno wpłynął na dalsze wybory muzyczne. Głównym bohaterem dzisiejszej historii jest Tomek Lipa Lipnicki i zespół Lipali, który niedawno wydał świetny album „Mechanika”.
Stara gwardia
Połowa lat 90-tych. Pamiętam bardzo dobrze uczucie towarzyszące odkrywaniu takich zespołów jak Vader, Acid Drinkers czy Illusion. Była to przede wszystkim duma z tego, że Polacy też potrafią, nie muszą kopiować kolegów z zachodu, aby porwać za sobą tłumy fanów ciężkiego grania. Słuchając kaset (kto pamięta, ten staruszek!) Sepultury, Korna oraz Metalliki, można było do playlisty dokładać bez zażenowania nagrania rodzimych szarpidrutów.
Ale Lipa!
Illusion łącząc estetykę hardcore i grunge, dodając do tego trochę polskich przypraw, przyzwyczaili mnie, jak i moich rówieśników do bardzo konkretnej estetyki. Ich ciężkie granie jak stutonowy walec rozgniatało narząd słuchu takimi hitami jak „Nóż„, „Na Luzie” czy „Vendetta„.
Jako, że dostęp do Internetu był wtedy bardzo mocno ograniczony, a przeglądanie stron limitowane było włączonym stoperem, nie miałem pojęcia, że historia Lipnickiego sięga wcześniej niż debiut w 1992 roku i że wcześniej grał on z zespołami She oraz Skawalker
Wiedziałem, że potrafi śpiewać, ale nie miałem pojęcia, że potrafi tak sprawnie poruszać się w zupełnie innej muzycznej krainie. Dlatego rok 2000 i wydanie pierwszej płyty Lipali, jeszcze jako solowego projektu było dla mnie tak dużym zaskoczeniem.
Koszmar metala! Techno Lipa!
Co on robi? Co to za techno? Ale komercha! Gdzie podziały się riffy? Takie myśli towarzyszyły mi w tamtym czasie podczas słuchania „Li-Pa-Li”. Jeszcze nie zdążyłem przestawić się po mocarnym dźwięku takich utworów jak „Trzy Ptaki”, a tu nagle pojawiają się transowe pląsy „Co noc”. Dziś znając cały dorobek Lipy, widzę jak naturalnym było dla niego wydanie takiego albumu i wiem, że stanowi on ważną część dyskografii. Ale wtedy… koszmar metala! Zamiast „Trzy Ptaki”, słyszałem Ich Troje!
Pi!
Po debiucie pojawia się pierwsza płyta, którą nagrywa już ZESPÓŁ. Tak, zespół! Co więcej, w jego skład wchodzi Adrian Kulik znany z Tuff Enuff, który wydał dwa świetne albumy, popularne na polskiej scenie HC/Thrash. Spodziewano się, że będzie nawiązanie do klasycznego brzmienia i tak właśnie się stało. Zespół uzupełnił skład o niesamowitego perkusistę Łukasza Jeleniewskiego i wydał album „Pi”. Powróciły gitary i dobrze znany wokal, wszyscy czuli się bezpiecznie i oczekiwali więcej właśnie takiego grania…
Bloo
… i otrzymaliśmy więcej, ale jeszcze w innym opakowaniu. Wydana w 2007 roku płyta „Bloo” była prawdziwym przełomem, który przyniósł wyróżniające i oryginalne brzmienie dla zespołu. To brzmienie które dziś tak dobrze znamy i które nie jest kopią żadnego z poprzednich projektów. To brzmienie Lipali. Album ten uznawany jest za jeden z najlepszych z całej dyskografii zespołui, ale także w całym dorobku Lipy.
Na płycie pojawia się nawet Leszek Możdżer, a krążek przynosi również największy (w sensie komercyjnym) hit zespołu – „Jeżozwierz”. Od tego momentu, każda płyta utrzymuje poziom, do którego zespół nas przyzwyczaił ponad 15 lat temu.
Illusion znów
Czas szybko płynie, na scenę wraca po kilku latach przerwy Illusion, co w pewien sposób wpływa na zmianę składu Lipali. Więcej szczegółów można znaleźć w genialnej biografii Lipnickiego. Część fanów zastanawia się, jak te dwa zespoły na siebie wpłyną. A żeby zamieszania było jeszcze więcej, pojawia się jeszcze bardzo eksperymentalny album solowy Lipy „Dźwięki słowa”.
Mechanika
Dlaczego ta historia jest tak ważna w kontekście najnowszego dzieła? Ponieważ doświadczenie i ten mix różnych stylów bardzo mocno definiują ostatni album Lipali. Każdy dźwięk, który wcześniej pojawił się pod sztandarem Lipali, Illusion, She, Skawalker, solowy, a nawet przez moment w składzie Acid Drinkers, dzisiaj ma tak duży wpływ na „Mechanikę”. Jest to płyta wielowarstwowa i stanowi tak dobre podsumowanie działalności zespołu, że przez moment zacząłem się martwić, czy Lipa nie ogłosi wkrótce końca kariery.
Bardzo mocno podkreślam: podsumowanie, a nie plagiat własnych dokonań. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu i niezależnie od tego, która dekada jest Tobie, drogi czytelniku i droga czytelniczko, najbliższa i które dźwięki Lipy przemawiają do Ciebie najmocniej, to znajdziesz tutaj coś dla siebie. Muzyka potrafi być ciężka, pojawiają się riffy na które czekamy i do których można potupać („Rob”), ale nie brakuje też lirycznych dźwięków („Nie dla Ciebie”), a nawet transu („Piroman”), który tak pięknie wkomponowałby się w debiut „Li-pa-li”.
Skład, nie ma lipy!
Jest to już czwarta płyta nagrana w czteroosobowym składzie, po tym jak w 2015 roku dołączył Roman Bereźnicki. Jest to także drugi album, na którym obowiązki basowego pełni gajowy… czyli Łukasz „Gajowy” Gajowniczek.
Winyl
W formie winylowej zespół wydał jedynie albumy, które powstały już jako kwartet, czyli jest to właśnie „Mechanika” oraz poprzedni „Mosty Rzeki Ludzie”. Z tego co udało mi się dowiedzieć, na ten moment nie ma winylowych planów wydawniczych odnośnie wcześniejszych albumów. Oba wydawnictwa spełniają oczekiwania wymagających kolekcjonerów. Są ślicznie wydane – serio, „śliczne” to przymiotnik jaki mi przychodzi do głowy, kiedy mam te okładki w ręce. Wizualnie płyty są jak cukierki. „Mechanika” jako transparentny winyl i pomarańczowa poprzedniczka. Do tego artystyczne grafiki i zdjęcia oddające charakter nagrań. Warto uzupełnić swoją kolekcję o te dwie płyty.