Szalikowiec Paradajsów
Nie ukrywam, że mam słabość do twórczości Paradise Lost. Najlepszym dowodem jest moja pierwsza recenzja dla redakcji Pana Winyla. Uwielbiam zarówno najnowsze albumy, jak i cały klasyczny katalog. Z równą przyjemnością słucham „Gothic”, „Believe in Nothing” czy „Medusa”. Nie potrafię być obiektywny wobec całej dyskografii tych melancholijnych Brytyjczyków. Jestem jednak świadomy, że wśród fanów największym szacunkiem cieszy się połowa lat 90. i wydane wtedy „Icon” oraz „Draconian Times”. Dziś zajmiemy się pierwszym z nich, „Icon”, który wprowadził zespół trzy dekady temu do metalowej elity.

W końcu na winylu
Od pewnego czasu zespół wydaje swoje wcześniejsze płyty na winylach. Dzięki temu moja kolekcja wzbogaciła się m.in. o „Symbol of Life” czy wydany w 2005 roku „Paradise Lost”. Teraz dołączył do niej przełomowy album „Icon”, nagrany na nowo po 30 latach od oryginalnej premiery i z delikatnie zmienionym tytułem „Icon 30”. Zmieniona została również okładka, specjalnie zaprojektowana na tę okazję. Płyta „Icon 30” została wydana w ilości 500 egzemplarzy i jest obecnie praktycznie niedostępna, co podnosi jej wartość kolekcjonerską.

Warto podkreślić, dlaczego w ogóle nagrano „Icon 30” ponownie. To nie jest fanaberia ani prosty skok na kasę. Wszystko sprowadza się do kwestii własności. W czasie nagrywania oryginalnego „Icon”, kontrakt płytowy zespołu uniemożliwiał im posiadanie praw do swojej muzyki. Dlatego, aby móc ponownie wydać płytę, m.in. na winylu, „Icon” musiał zostać nagrany od nowa i z zupełnie nową szatą graficzną. Więcej na ten temat można przeczytać w doskonałej oficjalnej biografii „No Celebration: The Official Story”. Przy okazji szczerze polecam tę pozycję, bo zmienia ona optykę na takie albumy jak „Host” czy „One Second”, które nie były ciepło przyjęte w dniu premiery.
Tak, produkcja ma znaczenie!
Wracając jednak do „Icon”. Kiedy zespół po raz pierwszy ogłosił, że ponownie nagra ten album, spodziewałem się rozszerzonych, wzbogaconych wersji oryginalnych utworów. Zakładałem, że będą chcieli pokazać, jak mocno rozwinęli się jako muzycy oraz jak Nick potrafi bawić się głosem. Trochę liczyłem, że wprowadzą eksperymenty i takie „True Belief” zostanie nagrane w stylu depeszowskim, jak na „Host”. Ostatecznie jednak „Icon 30” brzmi niemal identycznie jak oryginał. Kompozycyjnie utwory są całkowicie niezmienione, a poza kilkoma bardzo subtelnymi różnicami, wykonania są niemal identyczne. Produkcja jest prawdopodobnie jedynym punktem, gdzie słyszymy różnicę, ponieważ nowe wydanie wydaje się „dźwiękowo pełniejsze”. Nowy miks pozwala gitarom, popisom solowym, basowi i perkusji na wyraźniejsze wyeksponowanie. Z całym szacunkiem do uwielbianego oryginału… „Icon 30” najzwyczajniej w świecie słucha się z większą przyjemnością.
Wierni oryginałowi
Mamy także oficjalną deklarację zespołu, która mówi o tym, że chodziło tylko i wyłącznie o prawa do muzyki. Tym samym postanowili pozostać wierni oryginalnym kompozycjom. Czy warto więc było inwestować i zakupić ten album? Oczywiście, że tak! Przede wszystkim to jedyna opcja, aby posiadać go w wersji winylowej. Równocześnie nowa produkcja tak dobrze podkreśla te ponadczasowe kompozycje, że poleciłbym wysłuchanie „Icon 30” w pierwszej kolejności osobom, które płyty z 1993 roku nigdy nie słyszały.
Metal gotycki
Muzycznie to płyta, która pogodzi w równym stopniu fanów The Sisters of Mercy, Metallicy i Black Sabbath. Dzięki wpływom tych pierwszych, to właśnie od wydania „Icon”, zaczęto używać zwrotu „metal gotycki”. To kolejny element, który podkreśla, jak ważne to wydawnictwo dla całego gatunku.
Muzycznie najważniejszy wniosek jest następujący: po 30 latach słychać, że „Icon” nie miał absolutnie żadnych słabych utworów. Płyta jest spójna i gdyby została po raz pierwszy wydana w 2023 roku, to śmiało mogłaby konkurować z aktualnymi wydawnictwami innych zespołów gatunku.
Jubileusz prawie idealny
Czy jednak czegoś zabrakło? Tak, samo wydanie jest bardzo ubogie. Kilka zdjęć w środku płyty nie oddaje jej dziedzictwa. Widać to szczególnie, gdy porównamy to wydanie choćby do bogatego w specjalne dodatki „Draconian Times XXV”. Ale to pewnie wynika z faktu, że „Draconian” wsparty został przez wytwórnię Sony, a nowy „Icon” to małe i lokalne, ograniczone do 500 sztuk wydanie. Nie pogardziłbym również jakimś jubileuszowym, nowym bonusowym nagraniem. Czymś nowym, ale totalnie w duchu „Icon”.

Winylowy „Icon 30” to wydawnictwo dla kolekcjonerów i najbardziej wiernych fanów. Wydanie go w tym formacie to genialny pomysł. To najlepszy sposób na uczczenie 30. rocznicy tego klasyka. Jeśli ponowne nagranie płyty było konieczne, aby móc usłyszeć to dzieło na winylu, to ja nie mam z tym absolutnie żadnego problemu. Posiadanie tego wydawnictwa w różnych formatach i z różnymi okładkami jest dla mnie czymś oczywistym.
Pozdrawiam, Andrzej Szłapa