W telefonie mam dostęp do milionów piosenek, a ja ciągle pamiętam czasy, gdy płyta winylowa była głównym nośnikiem. Miałem tych płyt 10 i na każdej było około 10 utworów. Słuchałem ich w kółko, bez znudzenia, za każdym razem odkrywając coś, czego wcześniej nie słyszałem. Można spekulować czy to ma sens, w czasach, gdy wszystko jest z cyfry i nie ma już „prawdziwych” winyli.
Mimo wszysto wierzę, że ma, ponieważ, po pierwsze nie wszystko jest cyforwe! Znam sporo zespołów szukających analogowych technologii nagrywania, „winylowego brzmienia”. Znam przynajmniej dwa studia nagrań, gdzie można nagrać się analogowo. Po drugie, nie chodzi tylko o dźwięk. Chodzi też o pewien aspekt życia społecznego, jaki powoli odchodzi w przeszłość. A mianowicie, zbieranie płyt czyli kolekcjonowanie. Kolekcja płyt to pretekst do wielu fajnych rzeczy, spotkań, snucia opowieści o muzyce z jednej strony, a z drugiej, naszych osobistych historii, wspólnego słuchania muzyki, wymiany płyt czy dumnego paradowania z winylem pod pachą, gdy wracamy z giełdy.
Słucham winyli, bo to zbawienne dla mojej psychicznej równowagi. Zatrzymać się, codziennie, choć na chwilę, usiąść i słuchając muzyki… nie myśleć, posłuchać kilku dobrych piosenek, których nie można ruchem kciuka przeskoczyć. Użyć urządzenia innego niż smartfon, w którym nic nie miga, nie gra i nie wyskakują żadne okienka.
Jeśli chce się mówić o rzeczywistości, to nasuwają się takie stwierdzenia, jak prędkość, pęd, konsumpcja, wyścig. Ale czy to do końca prawda? Oczywiście, że nie, bo zawsze mamy wybór. Sami decydujemy, w jakim tempie żyjemy.
Usiąść na 20-40 minut, wziąć sobie okładkę do łapek i kontemplując muzę zagłębić się w wizualną percepcję dzieła muzycznego, to sama przyjemność. Gramofon nie ma pilota, nie można przeskoczyć „gorszego” kawałka, zmienić na hity. Płyta winylowa to jest format, w którym sens ma cały album. Myślenie konceptem szerszym niż jeden utwór już zanika. I to nie dlatego, że brakuje artystom inwencji, czy pomysłów, ale nie mają aż tyle czasu, aby poświęcić uwagę na coś dłuższego niż 3 min. Paradoksalnie muzyka jest obecna wszędzie i zawsze. W sklepie, w windzie, w kiblu. To jendak, nie przynosi nam ulgi. Ciężko znaleźć zaciszne miejsce.
Kultura muzyczna do pojawienia się CD była napędzana przez przemysł muzyczny.
Na początku lat 80-tych, dwa ogromne koncerny Philips i Sony, po kilku latach badań, stworzyły płytę CD. CD to pierwszy format stworzony poza środowiskiem wydawniczym. Pamiętajcie, że w latach 30-tych pojawiła się płyta gramofonowa, to była ona odpowiedzią na potrzeby fonografii. Pan Berliner, który był właścicielem Deutsche Grammphone, szukał możliwości łatwiejszego multiplikowania nagrań. Płyta CD, była wymysłem naukowców i biznesmenów, formatem, który nie do końca wiedziano jak zastosować. Na początku robiono CD 12″. Miały pojemność 2,5 h. Jednak nikt nie mógł sobie wyobrazić, żeby nagrywać dwu i pół godzinne albumy, ale też je odsłuchiwać.
Dziś nie ma już takich barier. Serwery przyjmą każdą ilość. Codziennie na Spotify dodaje się
40 000 piosenek. Taka ilość przyprawia o zawrót głowy. Nie jesteśmy w stanie, do końca życia przesłuchać piosenek choćby z jednego dnia. A przypomnę, że ja swego czasu miałem 10 winyli i po średnio 10 utworów na każdym. Znałem je na pamięć, każdą nutkę i frazę.
Sceptycy uważają, że współczesne winyle nie mają nic wspólnego z tymi „prawdziwymi” z lat 60 czy 70 tych. Bo nie są nagrywane i masterowane analogowo. Ale płyta winylowa, to nie tylko muzyka i dźwięk, to coś wiecej, to jest sztuka wizualna zarazem, a dziś, dyski winylowe, mienią się wszelkimi możliwymi barwami. I cieszą nie tylko ucho, ale też i oko!
Kocham muzykę i ludzi, którzy ją tworzą. Kiedyś chciałem bardzo stać na scenie i drzeć paszczę i łoić na gicie. Moje życie potoczyło się inaczej, bo nie umiałem drzeć paszczy i łoić na gicie. Ale mogę wspomagać artystów w ich karierach. Dołożyć coś od siebie, żeby mogli osiągnąć to na czym im zależy.
Na czym zależy artystom?
Znam wielu fantastycznych muzyków, tekściarzy, producentów. I myślę, że większość z nich łączy chęć bycia wysłuchanym, od początku do końca. Tworzenie zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem. Jak to zostanie odebrane? Czy się spodoba, czy zostanę zrozumiany? Myślę, że najgorszą rzeczą dla twórcy, jest to, gdy jego sztuka, zostaje przemilczana, nikt się nie wypowiada.
Gdy muzyka jest tłem do sprzątania i gotowania, nie musi być głęboka. Ale jeśli chcemy faktycznie, dowiedzieć się, dlaczego to co słyszymy gra nam w sercu, to musimy się zatrzymać. Nie chcę powiedzieć, że tylko winyl daje taką możliwość, bo nie. Każdy nośnik emitujący dźwięk, się nadaje. Ale winyl, ma w sobie tę „genetycznie” zakodowaną celebrację słuchania.
To z czego słuchasz muzyki ma wpływ na to jak jej słuchasz i z jaką uwagą. Zdaję sobie sprawę, że młodsi czytelnicy, świetnie się czują słuchając ulubionych kawałków z głośniczka telefonu, ale to nie wszystko. Po prostu, to nie jest wszystko co ta muzyka oferuje. Tam jest dużo więcej. Ale do tego trzeba trochę innego zaplecza.
Czy wiecie, że płytę winylową można odtwarzać bez prądu, a nawet bez internetu!
To winyl ocali świat!
Dlaczego tak uważam? Trochę na wyrost i pompatycznie? Bo mam takie przekonanie, że to co niesie ze sobą ten format, ma moc, która pozwala na doświadczanie muzyki w wielowymiarowy sposób. Pozwala, po pierwsze słuchać muzyki, po drugie oglądać oprawę tej muzyki, po trzecie, dotykać muzyki i dzielić się nią, nie tylko pożyczając płytę, ale spotykając się, organizując wyjątkowe wieczory, kolekcjonerskie odsłuchy, grając z nich imprezy. Winyl, ciągle ma tę moc tworzenia żywych połączeń między wszystkimi gałęziami sceny muzycznej a fanami.
Pozdrawiam