Cześć!
Ale o co chodzi…?
Wczoraj rozpętała się na profilu Winylowo.com na FB, burza lajków, serduszek i uśmieszków. Naprawdę jestem zdziwiony, ale też szczęśliwy z powodu Waszych reakcji, bo to oznacza, że wielu z Was ma podobne odczucia jak ja.
Pozwolę sobie przytoczyć kilka z Waszych wypowiedzi, które możecie znaleźć TU i TUTU:
Konrad B.
Nie mam gramofonu, ale tak mocno szanuję Twoje podejście, że chyba sobie kupię.
Maciej Sz.
No i zajebiście:-) Szacun:-)
Maj Cher
Krotko zwiezle i na temat ??black friday czyli rabaty od cen standardowych ktore na codzien i tak sa promocyjne 🙂
Arkadiusz S.
Płyty i audio to nie chleb, nie są niezbędne do życia. To luksus i hobby na który Cię stać lub nie. Wymaga innej oprawy, niż stragan z pietruszką, ale nasz rynek jest mocno niedojrzały i wypaczony w tej kwestii. Oczywiście przez obie strony. A kolegę z winylowo cenię za oryginalne podejście i odwagę pójścia pod prąd. Nie przez oklepane rabaty buduje się markę…
Marcin M.
…zupełnie odbiegając od tematu winyli. Mnie po prostu śmieszy polskie podejście do przecen ogólnie. Polacy mają średnio 3-4 razy niższe pensje niż Francuzi czy Niemcy, a płacą najwięcej. Za wszystko. W Niemczech jest i tańsza elektronika, wyprzedaże mega, a w Polsce się jarają ludzie obniżkami – 25 Euro na sprzęcie wartym 700 Euro. I ja nie przeczę, że obsługa się nie liczy. Chodzi o coś zupełnie innego. Na Zachodzie Europy są niższe ceny, wyprzedaże, super obsługa i interes się kręci.
Tych kilka wypowiedzi pokazuje, jak gorący jest to temat. Dlatego warto by mu się przyjrzeć.
Black Friday, Black Weekend, Cyber Monday
Uznałem, że to dobry moment aby się przyjrzeć tym „świętom” jak to mówią media. Czytamy:
Black Friday to święto wyprzedaży, które od kilku lat zyskuje popularność również w Polsce. Black Friday wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, gdzie jest obchodzony następnego dnia po Święcie Dziękczynienia. To wielkie święto wyprzedaży stało się jednym z symboli wolnego rynku w USA, a przede wszystkim symbolem amerykańskiego handlu i bogactwa jego ofert handlowych. – podaje strona: www.black-friday.pl
Cyber Monday, to nic innego jak wersja on-line tego „święta”. A między tymi dniami jest Black Weekend. Wyprzedaże! Wyprzedaże! Wyprzedaże!
Zatem, co to ma wspólnego z nami? Jak wypowiada się jeden z komentujących na FB, czemu nie robimy takich akcji z okazji 11 listopada, albo innego święta w Polsce?
Dyskusja o amerykanizacji świata trwa od lat. Przyjmujemy z USA wszystko i jak się okazuje, dość bezmyślnie. Marketingowe maszyny nie przepuszczą żadnej okazji aby dać zarobić swoim klientom. Nie ma w tym nic złego, przecież jest wolny rynek, każdy sam decyduje czy i na co wydaje kasę, i kiedy. To co, że Black Friday, to jest kolejny element amerykańskiej kultury i obyczajowości i nijak wpasowuje się w nasze realia. Najważniejsze, czy da się coś zarobić? Da się ludzi przymusić (bo nie zmusić, oczywiście 😉 ) do zakupów? Da! Niby nie trzeba kupować, a jednak, świadomość, tego, że później nie będzie, że się już taka okazja nie powtórzy staje się formą przymusu (jakby faktycznie można było narzekać na brak SALE! w sklepach)
Zatem mamy Black Friday, potem Cyber Monday, a już się szykuje Boxing Day, ściągnięte kolejne „święto” konsumpcji, tym razem z UK. Boxing Day, odbywa się w UK 26 grudnia, w dzień gdy mamy ustawowo wolne, jak to zostanie nam wytłumaczone? 😀
Powyższe zdjęcie i mój komentarz do tego:
Dobrze wiecie, ze że u mnie jest inaczej. Absolutnie nie mam do Was pretensji, że kupicie sobie na amazonach łebajach czy gdzie tam, To Wasza sprawa Wasz wybór Wasza kasa. Dzięki, że wybieracie mój sklep.
są poniekąd odpowiedzią, na to całe zamieszanie. Ja, jako sprzedający poczułem się w obowiązku, wyjaśnić tę sprawę, niniejszym artykułem. Zaraz przejdę do sprawy winyli, ale zanim, to poruszę jeszcze jedną kwestię.
Praktyki marketingowe sklepów sieciowych
Kim ja jestem, żeby mówić Wam o tym, jak to się ma w różnych dużych sklepach, nie tylko oferujących muzykę, ale też w dyskontach spożywczych i innych?
Zajmuję się handlem, marketingiem, promocją, reklamą ponad 10 lat. Nie jest to dużo, ale też nie jest to mało. Ale zdążyłem zaobserwować kilka rzeczy. Nie będę wymieniał firm, ani miejsc, w których się tego wszystkie dowiedziałem, ale mogę Was zapewnić, że praktyki te dotyczą, chyba każdej dziedziny handlu, nie wyłączając rynku muzycznego.
- produkując czy kupując w dużych ilościach osiąga się najniższą cenę,
- marże w marketach czy dyskontach potrafią dochodzić nawet do 80% (czyli dając upust 50%, ciągle zarabiam 30%) (przykład zegarka, który kupiłem za 20 zł, a pierwotnie kosztował 80 zł – zobacz filmik poniżej)
- obniżanie ceny na jednym drogim produkcie może powodować, podniesienie minimalnie cen, na produktach tzw. „drobnicy”, (np. sprzedaję lodówkę za pół ceny, ale za to każda bateria będzie droższa o 10 gr, baterii dziennie sprzedaje się 2000)
- case: jako pracownik agencji reklamowej kupowałem dla moich biznesowych klientów towar pod znakowanie, przedmioty markowe i bardzo drogie, cena w sklepie 899,99 zł, cena w sklepie po przecenie 399,99 zł, cena dla agencji reklamowej 125 zł. A to dopiero dystrybutor, który kupuje to od producenta. Jaka zatem jest cena u producenta? Jaka jest zatem marża?
Tych kilka punktów powinno dać nam do myślenia. Ponieważ, jako, że winyle pojawiły się wśród chlebów, majonezów, skarpet i ziemniaków, zaczęliśmy jako nabywcy winylowych dóbr nabierać przekonania, że faktycznie, winyl musi być tani.
Płyty winylowe jednak to nie sezonowa moda, to są albumy, które będziemy przechowywać w naszych kolekcjach, nawet do naszej śmierci, te kolekcje staną się częścią naszej spuścizny. Może to brzmieć patetycznie, albo kuriozalnie dla niektórych, ale takie są fakty. Gdy w sklepie z ciuchami zmienia się sezon, wchodzi nowa kolekcja, stara kolekcja wysyłana jest do outletu, gdzie można nabyć to za mniejsze pieniądze. Czy tak samo jest z winylami? Absolutnie nie! Gdy kończy się nakład, to zaczyna się walka, ceny idą w górę, ludzie szukają okazji, żeby kupić i cena przestaje mieć znaczenie. Zatem, nie możemy stawiać na równi winyli z gaciami czy kartoflami, mimo, że stoją na jednej półce w dyskoncie.
Ile kosztuje winyl?
Żeby przejść dalej, to musimy się zastanowić, co składa się na cenę winyla, ale nie tego z dyskontu. Wydałem kilka płyt winylowych i mogę śmiało powiedzieć, że cena jest bardzo złożona i jeśli się jej przyjrzymy, to zobaczymy, że winyle są naprawdę tanie, biorąc pod uwagę poziom komplikacji procesu i ilość zaangażowanych jednostek. Spójrzcie na obrazek:
Przyjąłem tutaj standardową wycenę 1LP, 180 gram, pojedyncza koperta zewnętrzna, biała koperta wewnętrzna. Koszty inne, to np. dojazd artysty na wydarzenie, czy catering.
Zatem teraz zejdźmy już z pułapu marketów i dyskontów, które jak już wiemy, mają swoje praktyki aby obniżyć ceny. Jeśli idzie o dobra kultury, to finalnie kończy się na tym, że muzyk, pisarz czy inny artysta, trafiający w sieć jest na samym końcu listy płac, jeśli w ogóle na niej jest.
Zobacz też: Kiedy Winyl Śmierdzi Cyfrą?
Inaczej ma się sprawa z takimi wydawnictwami jak moje Winylowo Records czy Chodzą Słuchy Records, a także inne niezależne wydawnictwa.
Powyższy obrazek pokazuje wyraźnie, jaki procent ceny gdzie idzie. Oczywiście, proporcje mogą być inne, w zależności od wydawnictwa i stopnia jego komplikacji. Ale wydaje mi się, że niezależnie od tego, ilość segmentów będzie podobna. Trzeba dodać, że to są ceny, dotyczące wydania płyty, a jeszcze są dodatkowe koszta, jakie ponosi zespół, aby płytę nagrać, zmiksować i wyprodukować. I zupełnie pomijam koszt sprzętu i jego napraw, sal prób, dojazdów itd.
Jako niezależne wydawnictwa (przynajmniej ja i Piotrek z Chodzą Słuchy) mamy na sercu, to żeby każdy był usatysfakcjonowany. Wydawanie płyt w koleżeńskiej atmosferze, to czysta przyjemność. Oczywiście, nie obywa się bez strony formalnej, bo umowy są po to, aby wyjaśniać nasze powinności wobec siebie, są podstawą zdrowej współpracy.
Jak widzicie, na tym przykładzie, sporo buź do wykarmienia po drodze. Dlatego, gdy słyszę, że winyle powinny kosztować po 30-40 zł, to mnie się coś we wnętrznościach przewraca. To oznacza, jak wielka jest niewiedza współczesnego słuchacza, który propaguje takie hasła. Bo żądanie winyli po 30-40 zł, to jest tak naprawdę żądanie, tego, żeby artysta nie zarobił, na tym co robi. Bardzo nie fair podejście i bardzo egoistyczne.
Dlatego tak mnie bulwersują akcje typu Black Friday, czy inne mega ogólnoświatowe promocje. Konsumpcjonizm jest tak rozpasany, że aż wstyd! Egoizm najwyższego poziomu. Może czas w końcu powiedzieć, że winyle to nie jest kiełbasa, ani masło! To nie jest artykuł pierwszej potrzeby!
Winyl jest to artykuł luksusowy
Mamy jakieś dziwne mniemanie, że winyl musi być tani. Od lat 80-tych, gdy tego nośnika, produkowało się najwięcej, minęło trochę czasu i rzeczywistość się zmieniła. Mimo tak zwanego „boomu na winyle”, procent udziału tego nośnika w rynku jest naprawdę niewielki, w porównaniu ze wzrostem sprzedaży formatów cyfrowych.
Może to zabrzmi brutalnie, ale nie można ukrywać, że płyta winylowa stała się czymś innym niż była jeszcze 30 lat temu. Gdy była praktycznie pod każdą strzechą, co dziś możemy zobaczyć na giełdach winylowych, kupując masy używanych winyli z tamtych lat.
Obecnie w Polsce, najwyższe nakłady z wytwórni niezależnych prawdopodobnie odnotowuje SP Records. Gdzie ilości powyżej 1000 szt. nakładu dotyczą przede wszystkim Kultu i Kazika Staszewskiego. To wydawnictwo bardzo przykłada się do realizacji publikowanych albumów.
Tak samo podszedł Piotrek z Chodzą Słuchy Records, wydając Piotra Banacha płytę „Wu-Wei”. Starannie przygotowana okładka, płyty 2 x LP, 180 gram, do tego CD oraz wkładka z tekstami. Dwie opcje kolorystyczne: czarna i fioletowa. I to są wartościowe rzeczy. Ja nawet nie wspominam ile czasu zajmuje przygotowanie takiej płyty, ilu ludzi jest w to zaangażowanych twórczo i logistycznie, a także emocjonalnie i co najważniejsze finansowo!
Biorąc pod uwagę tak niewielkie nakłady wydania, ciężko oczekiwać, że ich cena będzie niska i będzie wynosić 30-40 zł!
Czy nie da się kupić płyt winylowych tanio?
Jasne, że się da! Nawet w moim sklepie jest kategoria Tanie Winyle. Są to różne okazje, przeceny, obniżki, płyty są nowe i pełnowartościowe. Musicie wiedzieć, że płyty od
39,99 zł to nie jest jakiś fenomen. Firmy produkujące płyty, wytwórnie inwestują pieniądze, jeśli płyty nie schodzą w przewidzianym czasie i planie, normalnie się je przecenia, aby odzyskać część włożonego w inwestycję kapitału. To jest show-biznes, gdzie towarem jest ogólnie pojęte show, ale jest to normalny biznes. I pokażcie mi kapelę, artystę, który nie marzy o tym, żeby żyć z tego, co wypracuje, nie musząc naginać do fabryki.
Musimy rozróżnić te dwa światy! Świat marketingu oraz strategii ekonomicznych, kalkulujących na zimno, co przynosi dochód, a co nie. Tak podchodzą nawet niezależne wytwórnie (jeśli nie, to przynajmniej powinny). Robienie muzyki i wydawanie płyt jako hobby, może być spoko, jak masz kupę hajsu i w taki sposób spędzasz wolny czas, ale przeważnie jest to normalny biznes, który ma zarobić pieniądze dla wydawnictwa, artysty i wszystkich z tym połączonych ludzi. Ilu ich jest, widzicie w wykresie powyżej.
Z drugiej strony, świat muzyków, wydawców i nas, słuchaczy, którzy pełni własnych historii, emocji i możliwości finansowych. Muzyka to uczucia, winyle to uczucia, i czujemy się, że nie fair jest, to, że musimy za to słono zapłacić. A jednak, biznes jest biznes. I jak nie mamy problemu, żeby zapłacić mechanikowi i nikt pana z wielką breśką, nie będzie przekonywał. że powinien mieć taniej, tak nie mamy tego respektu do ludzi tworzących kulturę i sztukę.
Rozmawiając z niezależnymi wydawcami da się słyszeć głosy: Gdybym miał na tej płycie zarobić, musiałby ona kosztować 200 zł!” I ja się z tym zgadzam. Tak zarobić, żeby nie czekać do ostatniej sprzedanej sztuki. Tak zarobić, żeby można wydać kolejną płytę, której przecież tak pożądacie w swojej kolekcji.
Wśród wielu kupujących winyle panuje ciągle przekonanie, że jeśli ich nie stać, to płyty są za drogie, a wydawcy i dystrybutorzy to zdziercy, którzy powinni świadczyć swoje usługi za darmo! Bo muzyka i sztuka powinna być dostępna dla każdego, najlepiej za darmo!
Gdybym chciał pójść tym torem myślenia, powinienem wieszać psy na producentach Lambo i Ferrari, bo mnie na nie nie stać.
Ceny płyt poszły w górę, zarówno nowych i używanych. Używanych, to oczywista, bo tych z lat 60-tych, 70-tych, 80 i 90-tych nie przybywa, niszczeją, a popyt rośnie. Ceny nowych, korzystając z rosnącego popytu też, bo w końcu znajduje się klient, który może i chce zapłacić za dobre wydanie, bogate, pełnowartościowe, gdzie nad masteringiem, cięciem matryc, produkcją czuwają specjaliści najwyższej klasy.
Zobacz także: Jak ocenić stan płyty winylowej i jak ją wycenić?
Co warto zrobić?
Po pierwsze: w dobie internetu (streaming, Youtube, serwisy typu bandcamp), nie ma problemu praktycznie z posłuchaniem dobrej muzyki w każdej chwili. Czy na prawdę musisz mieć wszystko na winylu?
Po drugie: jeśli kumasz, że tak to działa, to może warto pomyśleć o
Winylowej Przedsiębiorczości! Jeśli wiesz, że lada chwila wychodzi płyta Banacha w limitowanej wersji, to może warto ją nabyć, nawet jeśli nie słuchasz, bo za rok, być może, ta płyta będzie warta 3,4 razy tyle i spokojnie wymienisz ją na hajsy, albo na inne płyty. Tak się stało z Cool Kids Of Death, które rok temu mogliście kupić u mnie za 130 zł, a dziś za wersję bez autografów trzeba zapłacić około 300 zł.
Po trzecie: jeśli Ci na czymś bardzo zależy, warto pomyśleć o oszczędzaniu kasy, możesz stworzyć sobie Winylowy Fundusz, który będziesz sobie budował po każdej wypłacie i trzymał na wyjątkowe okazje?
Podsumowując
Płyty winylowe to są dzieła sztuki! Czasami zdarza się, że „fortepian sięgnie bruku” w jakimś dyskoncie, ale nie zmienia faktu, że jest to dzieło sztuki muzycznej i wizualnej, a także kilku innych pokrewnych ich gałęzi. Z tego powodu, jako sztuka, jest towarem o dużo niższym priorytecie nabywczym w naszym codziennym życiu.
Dlatego, nie traktujmy ich jak kartofli czy gaci i nie oczekujmy, że za 30-40 zł, ludzie się wyprują, żeby zrobić „zajebiste brzmienie”.
Kłania się tutaj taka handlowa prawda: dobre rzeczy kosztują! I stąd mój wniosek jest taki, że winyle, jako towary luksusowe są tanie. Kilogram dobrej kawy speciality kosztuje 100-200 zł. Filiżanka kawy w dobrej kawiarni 10 zł, burger kosztuje 20-30 zł i jakoś nie słyszę nawoływania, żeby burgery były tańsze, bo gdyby miałby być tańsze, to ja nie pytam, co by miały w środku!
Dobre winyle kosztują!
Jeśli masz jakieś inne pomysły, jak możesz być przedsiębiorczym kolekcjonerem, świadomym tego, co za tym wszystkim stoi, to zachęcam do wypowiadania się w komentarzach!
A na zakończenie, filmik z wczorajszej Kawy z Panem Winylem poruszający ten temat.
https://www.youtube.com/watch?v=hQjyF07KW0o
Pozdrawiam