Cześć!
W całym tym zamieszaniu z wydaniem płyty Piotra Banacha, które dość mocno mnie zaabsorbowało i pochłonęło trochę czasu, zapodział się czas, na nasze ulubione rozważania na temat winylowych wydawnictw. Już do tego wracam 🙂
Winyle, winyle i jeszcze raz winyle.
Ostatnie miesiące obfitują w mega wydania lub ich zapowiedzi, wspomnę tylko Pink Floyd i ich najnowszą składankę : „A Foot In The Door – The Best Of Pink Floyd” (o tej płycie w następnym odcinku, za tydzień), Greta Van Fleet – Anthem Of The Peaceful Army w długo wyczekiwanym pełnym albumem. Czy też zabójczą dla portfela zapowiedzią na unikalne wydawnictwo Breaking Bad na pięciu 10″ winylach.
A poniżej kilka z najbardziej wyczekiwanych zapowiedzi:
Tyle tego wychodzi, że już nie wiadomo, o czym mówić, o czym pisać. Ale o czymś trzeba, bo dobrze jest wiedzieć, że coś jest warte naszej kasy, a coś nie. A skoro ja mam tę sposobność przetestować to i owo, to prezentuję:
Ed Sheeran na winylach
Dziś na warsztat poszedł Ed Sheeran, bo zaledwie kilka lat temu ukazały się jego płyty, a już mamy „kolekcjonerskie” reedycje. Zatem „+” na białym winylu i „X” na zielonych winylach i trzeba sprawdzić, czy to przypadkiem nie ten sławetny „skok na naszą kasę”.
Tym bardziej dziwi, bo faktem jest, że oryginalne wydania są ogólnie dostępne w sporych ilościach i nawet zdobycie kolorowych wersji nie nastręcza problemów. Zatem rodzi się pytanie, po co?
Czy oprócz tego, że te płyty są innych kolorów, to mają coś specjalnego. Nie znam oryginałów, bo nie przepadałem za tym kolesiem… może bardziej adekwatnie by było powiedzieć, że Ed Sheeran nie zachwycił mnie na tyle, żebym chciał zapoznać się z jego twórczością. Nie miałem szans porównać wydania oryginalnego i tej reedycji. (Jeśli ktoś chciałby pożyczyć mi oryginał, do testów, będę zobowiązany)
Co się stało, że zmieniłem zdanie i zakupiłem owe winyle. Jakoś tak, wyszło 😀 Zamawiałem do mojego sklepu kilka sztuk, a pomyślałem, że moja żona lubi Edka, to może jak się nadarza okazja to wezmę i dla nas.
Tak mi się spodobał, że słucham ja a nie żona.
Doszło do tego, że to ja słucham tego chłopaka, a nie ona. Nie ze względu na walory muzyczne tegoż, ale na wysoką jakość produkcji. Naprawdę się wydawca przyłożył, jeśli oryginały brzmią tak samo dobrze, to na pewno warto zainwestować w te winyle, dają ogromną przyjemność słuchania. Jest miękko, ale też wyraziście, słucham sobie z włączonym przyciskiem direct, pomijam wszystkie przestery w wzmacniaczu i dostaję naprawdę soczystą jakość dźwięku.
Piosenki są OK – nie jakieś specjalnie głębokie, czy skłaniające do refleksji: a to o dziewczynie, która go zostawiła dla jego kumpla, ale jej wybaczył, a to o tym, ja za dużo wypił, a to hołd dla niedawno zmarłego dziadka. Zwykłe „simple life”, muzycznie też „simple” choć na wysokim poziomie.
W czasach gdy na gitarze już nic nowego się nie da wymyślić, bo dawno wszystkie riffy i chwyty wykorzystał Tommy Iommy, to czego można więcej oczekiwać? No, przynajmniej dobrej produkcji. I tak jest w przypadku tych dwóch reedycji.
O Edku słów kilka.
Ed Sheeran, dla mnie, osobiście, to postać zwyczajna, dlatego nie rozumiem jego fenomenu. Zapoznając się z jego biografią, wszystko mu się udawało, same sukcesy i tylko sukcesy, jakby się nie napracował. Może odnoszę takie wrażenie, bo porównuję go do innych, do legend brytyjskiego grania, które żyły w czasach wyzwań, walki, buntu. Może te czasy zupełnie przeminęły i już nie potrzeba wyzwań, walki i buntu, bo wszyscy się świetnie mamy i dobrze bawimy? Odnoszę wrażenie, jakby najważniejsze w jego muzyce nie były uczucia, o których pisze, ale produkcja, perfekcja i ilość wyświetleń (które nb., można kupić :D) I taki Ed Sheeran, z wyglądu zupełnie nijaki, tak nawet można powiedzieć, sąsiad z bloku obok, wydaje się zwyczajny, ale jak się przyjrzymy jego produkcjom, producentom takim jak Pharrell Williams czy Johnny McDaid z Snow Patrol, całej plejadzie instrumentalistów zatrudnionych do nagrania, to jakoś te obrazki się kłócą. Szczerość i autentyczność z obliczonym na sukces, wyrachowanym podejściem do tworzenia.
Może przesadzam lekko. Choć gdy się przesuwa o prawie dwa lata premierę, ponieważ chce się zaistnieć na amerykańskim rynku, to jednak, odkrywa nieco, co za tym stoi.
Jednakże to jest show-biznes, i tak to działa. Wspominam o tym, bardziej z potrzeby ustalenia pewnego porządku, a niżeli z chęci dogryzienia Edowi, bo jakiż miałoby to sens 😀 Ogólnie reedycje wypadają na: TAK 😀 Dostarczają naprawdę dobrej muzyki w dobrej jakości.
Oki Koniec tej prywaty:
Zapraszam na filmik:
PS. za tydzień przesłucham wspomniany Pink Floyd!
Pozdrawiam
Pan Winyl