Cześć!
Mamy 1 września i tak jak obiecałem zaczynam oficjalnie mój osobisty blog. Już niebawem to miejsce zacznie tętnić życiem, będzie o winylach, o muzyce, o książkach, o życiu, o kawie i wielu innych fascynujących rzeczach. A na pierwszy oficjalny wpis wybrałem tekst Szymona. Syna mojego przyjaciela. Szymon jest nastolatkiem i kilka tygodniu temu po raz pierwszy miał okazję doświadczyć odsłuchu płyty winylowej.
Jego spostrzeżenia mnie urzekły i zafascynowały. Dziś publikuję jego tekst, za jego pozwoleniem i mam nadzieję, że również Wam da co nieco do myślenia:
Gramofon
Szczerze powiedziawszy dzień, czy nawet godzinę przed ujrzeniem całkiem sporej kolekcji płyt winylowych nawet nie zdawałem sobie sprawy, że w ogóle są ludzie zainteresowani tym tematem.
Bezpieczny sposób myślenia
Do tej pory gramofon kojarzył mi się tylko z antycznym urządzeniem z wielką pozłacaną tubą, które widywałem, od czasu do czasu w starych filmach. Dlatego moje spojrzenie na ten temat było stereotypowe i w zasadzie nie miałem potrzeby by o tym myśleć. To raczej była taka sprawa, która nie spędzała mi snu z powiek, nie debatowałbym nad tym jak to się w dzisiejszych czasach prezentuje. Dlatego za pewne wyobrażacie sobie jak zaskoczony byłem, gdy spotkałem człowieka, który wywrócił mi ten bezpieczny sposób myślenia do góry nogami.
Jak się bowiem okazało nie ujrzałem wielkiej tuby, a zwykły kawał technologii. Dowiedziałem się przy okazji, że ten przemysł ma się wyjątkowo dobrze i sprzedaż płyt w ostatnich latach skoczyła w górę. Poczułem się trochę jakbym odkrył, że dotychczas żyłem w Matrixie (może to niezbyt trafne porównanie). W każdym razie zainteresowałem się tym tematem i okazało się, że jest to o wiele ciekawsze niż mogło się na początku wydawać. I kryje się za tym coś więcej. Co? Nie wiem… ale coś na pewno. Jednakże na początku do tematu podszedłem całkowicie na chłodno i obiektywnie, żeby samemu wyrobić sobie zdanie na ten temat.
Spore wrażenie
Już na samym początku koncept kręcących się płyt z których leci muzyka wydał mi się fascynujący. W głównej mierze przez fakt, że przyzwyczaiłem się już do słuchania na laptopie, albo z płyty w środku urządzenia. I mimo, iż mniej więcej wiedziałem z czym to się je i na czym polega zrobiło to na mnie całkiem spore wrażenie. Bo jedno to widzieć coś na ekranie, a drugie zobaczyć to na własne oczy. Jest to naprawdę ciekawe przeżycie, właśnie trzymanie czegoś co wcześniej kojarzyło się głównie z prehistorią, jeśli za prehistorię weźmiemy lata dziewięćdziesiąte. W każdym razie zrobiło to na mnie pozytywne wrażenie, które trudno będzie powtórzyć, czy zapomnieć. Oczywiście to kwestia całkowicie subiektywna i wasza styczność z płytą może być zupełnie inna, ale tak było w moim wypadku.
Niepozorny czarny kawałek materiału
Szybko też zauważyłem jak wiele ciekawych aspektów może kryć taki niepozorny czarny kawałek materiału. Na przykład okazało się, że jest to trochę podobne do kaset od Walkmana, czyli z jednej strony mamy część ścieżki dźwiękowej, a z drugiej resztę. Albo, że płyty należy trzymać w odpowiednie sposób. Co pokazało mi, że w zasadzie wszystkie otaczające nasz przedmioty na które wcześniej nie zwracaliśmy kompletnie uwagi w rzeczywistości mogą kryć o wiele więcej ciekawych zastosowań, czy małych tajemnic, niż widać to na pierwszy rzut oka. Ja lubię, gdy w taki sposób mogę się rozwijać. Gdy na własną rękę mogę wyciągać wnioski.
Wracając jednakże do tematu było to dla mnie naprawdę ogromnym zaskoczeniem. Również darzę ogromnym szacunkiem twórców, którzy musieli nagrywać w ten sposób, bo znając życie ograniczenia związane bezpośrednio z tymi nośnikami, na pewno zmuszały ich do stałego kombinowania i kreatywnego myślenia. A jak wszyscy za pewne dobrze wiemy, gdy ktoś nie ma, ani środków, ani możliwości, wpada na najlepsze pomysły. Wierzę, że dzięki temu powstało wiele nowych pomysłów, gdy ograniczenia przekute zostały w zaletę.
Teraz gdy kwestię płyt mamy już całkowicie za sobą możemy płynnie i niezauważenie przejść do samego gramofonu. Bestii technologicznej, prawdziwego tytana na tle innych technologicznych urządzeń. ( I… porównania mi się skończyły, ale na pewne wiecie w którym kierunku ma to iść.) Bo w ilu dzisiejszych telewizorach, czy MP4 macie tyle wielofunkcyjnych elementów? Na przykład te małe ramię, które przykłada się do powierzchni płyty? Równie dobrze, po drobnym przerobieniu może być chwytakiem dla słomek. Albo ten kręciołek, który wprawia w ruch wspomniane płyty może posłużyć za świetny stojak na puszki zimnego napoju, za każdym razem będziecie mogli napić się z innej podczas obrotu talerza. Genialne w swej prostocie, prawda? Oczywiście to żart, ale mimo wszystko wcale nie chciałem dać wam tym do zrozumienia, że jest to totalne dno jeśli chodzi o jakość wykonania. Szczerze powiedziawszy, byłem pod sporym wrażeniem jak dobrze to wszystko funkcjonuje i działa mimo upływu tych trzydziestu lat użytkowania. Oczywiście, duży udział w tym miało regularne czyszczenie i szanowanie sprzętu przez Pan Winyla, ale mimo wszystko, mówi to samo za siebie i samo w sobie powinno być rekomendacją. Przykład ten pokazuje jak porządny jest to kawał technologii, odebrałem to naprawdę pozytywnie i trudno temu się dziwić.
Pomijam już fakt najnowszych gramofonów produkowanych teraz, które z pewnością mają równie dużo do zaoferowania. Mówiąc jednak dokładniej, taki gramofon mógłbym teraz stawiać w równym rzędzie co taki laptop, czy PlayStation, a pisze to osoba, która wcześniej z tego typu urządzeniem nie miało żadnego kontaktu.
Muzyka ma duszę
Czas w końcu powiedzieć cokolwiek o samej muzyce i szczerze powiedziawszy na samym początku nie spodziewałem się raczej niczego wielkiego. Ot nieco głośniejszego dźwięku niż ta z głośnika laptopa. Kiedy jednak puściłem pierwszą płytę spadły mi skarpetki i przez pewien czas byłem oszołomiony, nadal nie potrafiąc zrozumieć tego jak to jest możliwe, że pomiędzy muzyką z laptopa, a tym jest taka ogromna przepaść.
I kompletnie już pomijam jakość audio (chociaż to też oczywiście ma spore znaczenie), to pierwszy raz poczułem, żeby jakakolwiek muzyka naprawdę miała duszę. Coś więcej niż przyjemny refren i parę słów składających się w zdania. Co robi wrażenie, szczególne biorąc pod uwagę to, że słuchałem prawdziwych instrumentów, już nie raz, nie dwa i nie dziesięć, ale ani razu nie doświadczyłem tego czego podczas słuchania gramofonu. Wiem, że może brzmieć to z boku trywialnie, ale tak było i nie kłamię. Wreszcie poczułem emocje podczas słuchania muzyki, co jest miłym i przyjemnym doświadczeniem. Głębia tych utworów była zatrważająca i wreszcie mogłem doświadczyć tego, co chcieli pokazać nam od początku wykonawcy. Co oczywiście zalicza się na ogromny plus. Nie wiem jak to działa, ale naprawdę czuć tą głębię. Tak jakbym na chwilę znalazł się w kompletnie innym. lepszym świecie, gdzie chociaż na chwilę mogłem zapomnieć o problemach otaczającego nas świata. I może brzmi to jak spot reklamowy, ale opisuje szczere doznanie. Również dzięki możliwości wypróbowania gramofonu mogłem zrobić miejsce w moim serduszku na parę innych świetnych twórców muzycznej sztuki, o których wcześniej po prostu nie miałem pojęcia.
Podsumowując, jestem naprawdę zachwycony, tym co ten „relikt minionej epoki” ma nam do zaoferowania również i dziś.
Dzięki Szymon za to, że z nami się podzieliłeś. To naprawdę fascynujące móc poznać Twój punkt widzenia.
Pozdrawiam
Pan Winyl