W dniach 18 i 19 listopada w Krakowie odbyła się konferencja i festiwal showcaseowy Tak Brzmi Miasto. I to już po raz 10!
Kariera
Tym razem część konferencyjna, a na niej warsztaty, panele i wykłady miała miejsce w Pałacu Potockich. Na koncerty chodziliśmy do klubów Re, Tu i Ówdzie oraz na Pocztę Główną. Moim zdaniem to był rewelacyjny pomysł. Odległości między miejscami były niewielkie, co pozwoliło na w miarę sprawne przemieszczanie się z punktu do punktu. Sam Pałac Potockich to piękne miejsce, z wspaniałym widokiem prosto na krakowski Rynek.
Tematem tegorocznego TBM była kariera, artyści zarówno początkujący, jak i bardziej zaawansowani mogli znaleźć coś dla siebie. Dla mnie najciekawszy był panel, który prowadził Piotr Wykurz. Chyba jednak przez to, że poznałam historię Clock Machine, i tego jak muzycy radzili sobie w branży. Przy czym ciekawych wskazówek było tyle, że spokojnie z tą wiedzą mogłabym założyć zespół.
Festiwal
Tym co mnie interesowało była część festiwalowa. Do zobaczenia było kilka bardzo ciekawych kapel, wokalistek i wokalistów, wielu w jednym czasie. Na wszystkich być się po prostu nie dało, na tych, których zobaczyć chciałam najbardziej często też nie dałam rady zostać do końca lub przyjść od początku. Taki urok showcaseów.
Mój muzyczny wieczór zaczął się od Sad Smiles. Byłam bardzo ciekawa jak tak młodzi ludzie wypadną na scenie. Średnia wieku w zespole to 17 lat, jednak muzyka, ale szczególnie ich teksty są dojrzalsze. Można było zobaczyć na własne oczy i usłyszeć na własne uszy, że nie przez przypadek zostali zauważeni w Antyradiu, zagrali w Jarocinie i na OFFie. To dobre, alternatywno rockowe granie, a od charyzmatycznego wokalisty, Szymona Jarmuły, ciężko było oderwać wzrok. Czekam z niecierpiwością jak rozwinie się ich kariera.
Kolejnym koncertem, na którym byłam był Francis Tuan. Chociaż wiele razy o nich słyszałam, to na koncercie byłam po raz pierwszy. Po pierwsze okazało się, że to fantastyczni ludzie (część zespołu zdążyłam poznać przed występem), po drugie sprzeciw pojawiający się w wielu tekstach piosenek, i będący tematem przewodnim krążka pod wiele mówiącym tytułem „Samiec Omega”, na żywo brzmi bardzo dobrze. Szczególnie końcówka, gdy czuć było, że zespół już się rozkręcił, poruszyła publiczność. Ostatecznie ta rockowa, bardzo melodyjna, jednak z zaskakującymi momentami muzyka zdążyła w tak krótkim czasie sprawić, że ludzie rozbujali się całkiem porządnie.
I tutaj musiałam włączyć mocny tour po okolicach Rynku. Trzy koncerty, które chciałam zobaczyć nałożyły mi się prawie w jednym czasie.
Pierwsi z tej trójki to mona polaski w Tu i Ówdzie, jak zawsze z nowofalowym zacięciem, zgromadzili sporą publikę. Oprócz przyczyn oczywistych, jak muzyka, myślę, że też pomogła im ogromna akcja promocyjna. Prawie wszędzie mogliśmy znaleźć ich „Przystanek Alaska” w formie przystanku autobusowego. Pomysł, moim zdaniem, trafiony w dziesiątkę. Forma znaku była tak mocno przykuwająca uwagę, że prawie każdy przystawał, żeby przeczytać co się na nim znajduje.
Kolejni to Swayzee, tacy moi osobiści ulubieńcy. Nie mogłabym odpuścić sobie ich koncertu. Pisałam już o ich występie w ramach NEXT FEST. Jedyne co mogę dodać, to to, że tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że uwielbiam ich muzykę, charyzmę i i zwierzęcą energię. Ich brak pokory i nonszalancja mają w sobie coś uroczego. Ja to kupuję zarówno ich muzykę jak i aparycję, a kawałek „Personality”, którego często słucham w domu, na żywo wyrywa z butów.
Na zakończenie wieczoru, żeby uspokoić kocioł w głowie, który powstał po wcześniejszym gigu trzeba było szybko iść na Pocztę Główną, bo tam już śpiewała, doskonała jak zawsze, Daria ze Śląska. Był to mój ostatni zaliczony występ tego dnia. Koncerty Darii to niesamowita podróż, często nostalgiczna, refleksyjna, momentami niekomfortowa dla umysłu, co nie jest wadą, to ogromna zaleta. Po ludziach zgromadzonych pod sceną było widać jak niektóre słowa ich przeszywają, przy innych trzeba było chwilę się zastanowić, jak przy jeszcze wtedy nie znanym mi utworze „Pamięć do złych snów”. Przy czym ta dziewczyna potrafi też pokazać jakie inne emocje w niej drzemią. Widać to choćby wtedy, gdy odpala się razem z całą salą do „Gambino”. Jest niezawodna.
Zakończenie i secret show
Drugiego dnia znów od godzin przedpołudniowych spotkaliśmy się w Pałacu Potockich. Ja jednak najbardziej czekałam na wieczór. Najważniejszym momentem dla mnie był prowadzony przez Michała Wójcika (przy pomocy rewelacyjnego suflera, jakim niewątpliwie jest Tomasz Bysiewicz) panel poświęcony dziesięciu latom TBM. Zostaliśmy przeprowadzeni przez każdy rok z opowiadaniami i zdjęciami, patrzyliśmy też w przyszłość. Niespodzianką i ukoronowaniem tych dwóch dni był mini solo act kompozytora i wokalisty NEALa, znanego chyba przede wszystkim z krakowskiego zespołu Neal Cassady. Wyśmienite zakończenie.
To były dwa chłodne, krakowskie dni ogrzane muzyką, spotkaniami, rozmowami i czerpaniem wiedzy. Kolejna konferencja za rok, ciekawe czym tym razem nas zaskoczy i jaki będzie jej temat. A na koniec, z okazji 10 edycji, chciałbym złożyć na ręce TBM gratulacje i życzyć 100 lat!
Do zobaczenia!