LEKCJA MUZYKI #2: PROGRESYWNO-PSYCHODELICZNE WCIELENIE KRYSTYNY PROŃKO - PAN WINYL

LEKCJA MUZYKI #2: PROGRESYWNO-PSYCHODELICZNE WCIELENIE KRYSTYNY PROŃKO

Wstęp

W zeszłym miesiącu przybliżałam Wam niekonwencjonalne, muzyczne zjawisko aleatoryzmu na przykładzie prawdziwej klasyki gatunku – zespołu The Beatles. Dziś natomiast chciałabym ocalić od zapomnienia jeden z najpiękniejszych polskich utworów – „Trawiaste przywidzenia” Krystyny Prońko. Przenieśmy się zatem w czasie do 1978 roku, gdy powstał drugi studyjny album zaanonsowanej wokalistki – „Deszcz w Cisnej”. Właśnie z tej płyty pochodzi absolutne arcydzieło, trwające 13 minut „Trawiaste przywidzenia” do tekstu znakomitego poety rocka – Bogdana Olewicza i muzyki, skomponowanej przez Janusza Komana wespół z Wojciechem Waglewskim.


Powrót do korzeni oraz kilka słów o warstwie tekstowej

Często bywa tak, że kompozytorzy tworzą muzykę, dopasowując dźwięki do konkretnych fraz tekstu. Tutaj mamy jednak do czynienia z nieco innym przypadkiem. Bardzo podobna linia melodyczna, jaką znamy ze zwrotek „Trawiastych przywidzeń”, grała Januszowi Komanowi w duszy już wcześniej. Dowodem na to jest piosenka „Ciemności złote, ciemności srebrne” z debiutanckiej płyty Krystyny Prońko, do tekstu Grzegorza Walczaka. Gdy wsłuchacie się w muzyczny motyw, oplatający choćby tytułowe słowa, bez trudu dotrze do Waszych uszu melodyczne pokrewieństwo obu piosenek. Być może Janusz Koman chciał w inną stronę poprowadzić skomponowaną niegdyś linię melodyczną, dlatego rozwinął ją w wysublimowanych formalnie „Trawiastych przywidzeniach”.

Tekst opisywanego utworu roztacza przed nami multum surrealistycznych wizji, kłębiących się w bujnej wyobraźni podmiotu lirycznego. Dla przykładu podam: „las płonie różą, cisza przed burzą, z ołowiu chmury cienie los wróżą”. Ponadto przez wersy przemyka silny pierwiastek alienacji. Dojmująca samotność oplata choćby wersy: „tak mija mi w lipcu noc, nie dzwoni nikt, dzwonek śpi”. Przekaz wzmacnia przesiąknięta dekadencją fraza-pytajnik: „czyżby skończył się świat”, a uosobienie snujących się niczym cień demonów stanowi wers: „wyłazi z kąta strach”.


Nostalgiczna tajemniczość instrumentalnej introdukcji

Liryczny wstęp inicjują wytworne, rozłożone akordy gitary akustycznej. Wraz z przebiegiem formy gdzieniegdzie upiększają je przenikliwe, klawiszowe motywy, swoją barwą imitujące smyczki, jak również dyskretne postukiwania perkusji, nasycone dźwięki basu oraz błyskotliwe terkoty perkusjonaliów. Chwilę później klawisze wysuwają się na pierwszy plan, syntetycznym, nieco katarynkowym i zamglonym brzmieniem snując czarowną, tęskną melodię, antycypującą to, co już za moment swym eterycznym, choć niepozbawionym charakterności głosem zaśpiewa Krystyna Prońko.

KRYSTYNA PROŃKO TRAWIASTE PRZYWIDZYNIA
ORYGINALNA OKŁADKA PŁYTY Z 1978 ROKU


Niekwestionowane walory partii wokalnej obu zwrotek i refrenów

Na przestrzeni pierwszej zwrotki, Krystyna Prońko śpiewa subtelnie, jednak jak przystało na świadomą muzycznie artystkę, nawet w przesiąkniętych delikatnością motywach jest miejsce na zaprezentowanie imponujących umiejętności warsztatowych. Zwieńczenia fraz domyka powolnym, kunsztownym vibratem, niechaj jako za przykład posłuży mi słowo „kolibie”. Poszczególne wyrazy zdobi wielokrotnie intrygującą, zmysłową chrypką, m.in. „cisza” i „za chwilę spłonie”. Jeszcze przed nadejściem ekspresyjnego, ostrego refrenu, klawisze natchnionym echem powtarzają sentymentalną linię melodyczną zwrotek. W refrenie już nie ma najmniejszych wątpliwości, że obcujemy z rockową balladą. Świadczą o tym przesterowane warkoty gitary elektrycznej, na których tle Prońko pełnym, emocjonalnym głosem intonuje fragment od wersu: „tak mija mi w lipcu noc”. To jeszcze nie koniec atrakcji, bowiem po chwili wspina się ona na wokalne wyżyny, przenikliwie wydłużając słowo „świat” w wysokim rejestrze i przypieczętowując je szlachetnym, bluesowym melizmatem, czyli szerokim ozdobnikiem.

Zakończenie refrenu jest jednak łagodne, dopełnione uroczystymi współbrzmieniami klawiszy. Dźwięki zasygnalizowanego instrumentu ponownie przypominają melodię zwrotki, po raz kolejny barwnie zaśpiewaną przez wokalistkę. Tym razem Prońko wielokrotnie pozwala sobie na wyraziste zmiany wiodącej linii melodycznej, słyszalne na przykład w wyrazach: „zielone włosy”. Drugi refren zachwyca jeszcze silniejszą ekspresją, szczególnie uwydatnioną w precyzyjnym, wręcz przewiercającym uszy melizmacie, okalającym wyraz „świat”. Finezyjny ozdobnik łagodnym rozmarzeniem oplata wieńczące ów fragment słowo „strach”. Fascynuje również jaskrawość głoski „i” w wyrazach: „gwizd”, a także „nikt”.


Psychodeliczne improwizacje wokalno-instrumentalne

Tuż po wybrzmieniu refrenu słychać pomruki, oparte na półtonach, czyli najmniejszych odległościach pomiędzy dźwiękami. Generuje je nie tylko wokalistka, lecz także (znów olśniewające zamgloną barwą) klawisze. Z tych złowrogich, przesiąkniętych niepokojem motywów wyłaniają się orientalne wokalizy Krystyny Prońko, klasycyzujące, miękkie, przepełnione oniryczną delikatnością niełatwych wykonawczo wysokich rejestrów. Najczęściej eksploatowanymi głoskami w ramach owych psychodelicznych, jazzujących improwizacji są „a” oraz „i”. Artystce towarzyszą jaskrawe, klawiszowe świergoty, fascynujące wielowarstwową przestrzennością. Chrapliwe dźwięki elektronicznego pianina czasami zaostrzają brzmieniową aurę utworu. Mniej więcej w 9’10’’ analizowanego nagrania szorstkie motywy klawiszy intonują zupełnie nową melodię. Dwunastodźwiękowe frazy cechuje motoryka, a ich zwieńczenia (dwa ostatnie dźwięki) stanowią diaboliczną, przesiąkniętą mrokiem i tajemniczością odległość pomiędzy dźwiękami, czyli tryton, przed wiekami określany mianem: „diabolus in musica”. Owe dostojne niczym gong płaszczyzny rozświetlają zasygnalizowane wcześniej świergoty, również wygenerowane klawiszowo.

KRYSTYNA PROŃKO TRAWIASTE PRZYWIDZYNIA
TYŁ OKŁADKI


Bluesowo-rockowe zacięcie spektakularnej gitarowej solówki

Od 9’35’’ nagrania nadchodzi coś, czego nikt się nie spodziewa, wewnętrzna kulminacja analizowanej kompozycji. To solówka gitary elektrycznej, efektowna, choć niestety w jej obrębie słychać kilka cięć, a zatem dopracowywanie opisywanego fragmentu w studiu zajęło muzykowi więcej niż jedno podejście. Owe dźwięki wykreował nietuzinkowy twórca, choć wtedy dopiero wypływający na szerokie wody wykonawstwa. Jego nazwisko padło już w moim tekście. Tak, sam Wojciech Waglewski, współkompozytor tej pieśni, pokazał tu swój gitarowy kunszt. Niniejsza melodia olśniewa aksamitnymi, rozedrganymi motywami, w których pobrzmiewają wpływy rocka i bluesa. Partię gitary elektrycznej cechuje śpiewne legato; dźwięki łączą się ze sobą, tworząc płynną, wręcz bajkową melodię. Przeważają ornamentalne, jękliwe skowyty w wysokim rejestrze. Opisywanym dźwiękom dzielnie wtóruje poprzednia melodia, diabolicznie uroczysta, należąca do klawiszy.

KRYSTYNA PROŃKO TRAWIASTE PRZYWIDZYNIA
LABEL STRONA A


Malownicze zwieńczenie utworu

Ze swoistego letargu gitarowych pejzaży Wojciecha Waglewskiego raptownie wyrywa nas ostatni refren. Nieoczekiwanie występuje w nim dwugłos wokalny Krystyny Prońko. Taki niecodzienny anturaż słyszanych wcześniej fraz dodaje im nowego kolorytu. Całość klamrowo spina melodia zwrotek, wymruczana przez wokalistkę i zdwojona klawiszowymi motywami, przy dyskretnym akompaniamencie rozłożonych akordów gitary akustycznej. Niniejszy krajobraz dźwiękowy roztacza się aż do powolnego, całkowitego wyciszenia owej podniosłej pieśni.

KRYSTYNA PROŃKO TRAWIASTE PRZYWIDZYNIA
LABEL STRONA B


Wnioski

Utwór „Trawiaste przywidzenia” z repertuaru Krystyny Prońko jest prawdziwą perłą w historii rodzimej fonografii. To także bezprecedensowa pod względem stylistycznym kompozycja w repertuarze rzeczonej wokalistki, najczęściej kojarzącej się wszak z muzyką, noszącą wyraźne znamiona jazzu. Pobrzmiewają tu silne progresywno-psychodeliczne inspiracje, a złożona forma, pełna improwizowanych, wokalno-instrumentalnych fragmentów, wciąż nie przestaje zachwycać swym wyrafinowaniem. Do tego wszystkiego efektownością ujmuje solo gitary elektrycznej, wykreowane przez Wojciecha Waglewskiego. Dobrze, że Janusz Koman raz jeszcze wziął pod swe skrzydła skomponowaną przed laty melodię, by dać jej drugie życie w tak pięknym, wielowymiarowym, choć pełnym sporej dozy smutku dziele. Na kolejny odcinek cyklu „Lekcja muzyki” zapraszam dopiero we wrześniu, po wakacyjnej przerwie, a zatem wszystkim czytelnikom najserdeczniej życzę owocnego wypoczynku oraz niegasnącego dopływu muzycznych inspiracji.

Agata Zakrzewska
Muzyczne widzimisię

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *