LEKCJA MUZYKI #3: AKSAMITNY GŁOS KATE BUSH POSKRAMIA CHMURY - PAN WINYL

LEKCJA MUZYKI #3: AKSAMITNY GŁOS KATE BUSH POSKRAMIA CHMURY

Wstęp


Internetowa rzeczywistość mknie w zawrotnym tempie, ale być może pamiętacie jeszcze, drodzy czytelnicy, niespodziewany renesans twórczości Kate Bush, który miał miejsce przed dwoma laty. Spowodowało go wykorzystanie piosenki „Running Up That Hill (A Deal with God)” w serialu „Stranger Things”. Owo medialne poruszenie bardzo mnie ucieszyło, bo Kate Bush jest jedną z moich najukochańszych wokalistek. Czysto subiektywnie jednak, inna piosenka zaanonsowanej artystki z wydanej w 1985 roku płyty „Hounds of Love” każdorazowo robi na mnie większe wrażenie. Mam na myśli sielankowy, przesiąknięty melodyjnością utwór „Cloudbusting”. Tej właśnie świetliście podniosłej, poskramiającej wszelkie chmury kompozycji chciałabym się detalicznie przyjrzeć w dzisiejszym odcinku niniejszego cyklu.

Okładka singla Kate Bush „Cloudbusting” z 1985 roku


Sielski i anielski nastrój warstwy słownej


Jak przystało na artystkę kompletną o bogatym wnętrzu, Kate Bush od zawsze szukała inspiracji do tworzenia piosenek w różnych artefaktach kulturowych. Bodźcem do napisania „Cloudbusting” była lektura książki „A Book of Dreams” autorstwa Petera Reicha. To emocjonalna opowieść, napisana z perspektywy dziecka, ukazująca ogromną więź jej autora z ojcem, wybitnym filozofem i psychologiem – Wilhelmem Reichem. Tekst utworu przepełnia ciepła, idylliczna atmosfera beztroskiego czasu dzieciństwa narratora, gdy przebywał on wraz z ojcem na rodzinnej farmie o nazwie Orgonon. Warto dodać, że sam tytuł analizowanej przeze mnie piosenki – „Cloudbusting” nawiązuje do wynalazku Wilhelma Reicha, maszyny Cloudbuster (pogromca chmur), wywołującej deszcz.

Autor owych reminiscencji, w którego postać wcieliła się Kate Bush, z rozrzewnieniem wspomina, jak razem z ojcem wprawiali zasygnalizowaną maszynę w ruch. Niestety, fatalne zrządzenie losu może czasami gwałtownie przerwać beztroską sielankę i tak też było w tym przypadku. Nielegalna działalność filozoficzna Wilhelma Reicha doprowadziła bowiem do tego, że zakończył on swoje życie w więzieniu, osierocając syna. Ze strof tekstu bije gorliwa miłość syna do ojca. Narrator spogląda często w chmury, wyczekując orzeźwiającego deszczu – reliktu magicznej przeszłości i wspomina utracone bezpowrotnie chwile, pełne ojcowskiego ciepła. Tęskni za ukochanym tatą, zapewniając czule: „I won’t forget”. Uczuciowość przekazu wzmacnia ujmujący teledysk do przywoływanej pieśni. Wokalistce partneruje znakomity, zmarły kilka miesięcy temu amerykański aktor – Donald Sutherland. Tymczasem pozwolę sobie płynnie przejść do stricte dźwiękowych szczegółów, perfekcyjnie nabudowujących „Cloudbusting”.


Muzyczne smaczki oraz mityczne smyczki


Melancholijna linia melodyczna, marzycielsko i niespiesznie prowadzona przez Kate Bush, ma w sobie klarowność oraz śpiewność, ale też silny pierwiastek dramatyzmu. Najważniejszy dla wyjściowej tonacji akord to cis-moll, natomiast jednym z najczęściej powtarzających się dźwięków melodii jest „h”, czyli tzw. septyma owego akordu. Jej szorstki, z lekka niepokojący charakter wielokrotnie zaburza zgodność pierwotnego, jaskrawego współbrzmienia. Ów intrygujący dźwięk słychać choćby na drugim z kolei słowie w całym utworze, a mianowicie „still”. Niebiańskie, wokalne frazy spowija czar płynnego legata. Oznacza to, że wszystkie dźwięki bajecznie sklejają się ze sobą, tworząc gładką, onirycznie baśniową całość. Bez trudu można jednak usłyszeć wyraziste oddechy, którymi wokalistka zamaszyście przedziela poszczególne frazy. Partia wokalna fascynuje wyważeniem i łagodnością, a teatralna ekwilibrystyka, charakterystyczna dla największych przebojów artystki, tutaj znika zupełnie. Efektownością olśniewają rozedrgane zwieńczenia lapidarnych odcinków, dla przykładu podam słowo „head”. Z kolei subtelny, ale treściwy ornament każdorazowo upiększa wyraz „out”.

Ponadto w opozycji do niebiańsko krystalicznej melodii Kate Bush, swoją obecność dyskretnie zaznaczają chórki, zadziornie skandujące pojedyncze sylaby. Mimo powtarzalności niektórych fragmentów, trudno w opisywanym utworze wyodrębnić skontrastowane, typowo piosenkowe, zwrotkowo-refrenowe cząstki. Wartki strumień melodii z gracją dąży jedynie do ekstatycznej kulminacji, o której napiszę w kolejnym podrozdziale. Zanim jednak to nastąpi, wspomnę kilka zdań o akompaniamencie instrumentalnym, dodającym kompozycji „Cloudbusting” klasycyzującego sznytu. Odpowiadają za niego w dużej mierze instrumenty, które swoim brzmieniem przypominają smyczki. Jednak trwają zażarte dyskusje, czy na pewno wykreowali je autentyczni muzycy, czy raczej są one dziełem jednego z pierwszych, cyfrowych samplerów o wdzięcznej nazwie fairlight, który stanowi swego rodzaju brzmieniowy znak rozpoznawczy całego albumu „Hounds of Love”.

We wkładce do płyty widnieje wyraźny komunikat, iż wokalistce wtóruje tutaj Medicci Sextet, czyli zespół złożony z sześciu muzyków, grających na instrumentach smyczkowych.

Trudno jednak znaleźć jakiekolwiek informacje w sieci o istnieniu takowego kolektywu. Poza tym, smyczkowe kanonady, otaczające główną melodię, brzmią odrobinę plastikowo, nie słychać w nich naturalnego ocierania się smyczka o struny instrumentu, właściwie próżno również szukać (często stosowanego w smyczkowej grze) vibrata. To ostatnie udało mi się usłyszeć tylko na przestrzeni kilku wersów, od słów: „on top of the world”. Wówczas przez chwilę do głosu dochodzą płaczliwe, nieco melancholijne dźwięki prawdziwych skrzypiec. Być może syntetyczne smyczki złączyły się tu z fragmentami, wykonanymi przez żywych muzyków, tworząc jednorodną magmę, przesiąkniętą monumentalnym, iście symfonicznym nastrojem. Nie samymi smyczkami stoi jednak aranżacyjna warstwa „Cloudbusting”. Daje o sobie znać choćby ekspresyjny puls perkusji, a także zgrzytliwe, trochę nieprzyjemne dla ucha motywy, zaintonowane przez syntetyczny saksofon.


Euforyczne i dostojne zwieńczenie utworu


Nowy arsenał brzmieniowy zapowiadają marszowe szmery perkusji, które stopniowo przybierają na sile, generując stały, równomierny puls. Mamy tu do czynienia z katarynkowymi salwami uderzeń, złożonymi z czterech zwięzłych odcinków. Pierwszy to zaledwie dwa stukoty, dwa kolejne składają się z trzech, czwarty natomiast brzmi najgęściej, generując pięć uroczystych bębnień. Opisane motywy w nienaruszonym porządku rozkwitają niemal do końca piosenki. Wtórują im końcowe frazy Kate Bush, słyszalne wymiennie z gęstwiną ekspresyjnych, chóralnych współbrzmień. Akompaniament upiększają również matowe pejzaże syntetycznego saksofonu. Frapujące domknięcie utworu to klaksonowe, trudne do słuchowego zidentyfikowania dźwięki, trochę przywodzące mi na myśl odgłosy ruszającego w drogę pociągu. Dodatkowo przyciemnia je krótki, charakterystyczny szum, definitywnie przypieczętowujący recenzowaną kompozycję.


Wnioski


Utwór „Cloudbusting” Kate Bush skrywa w sobie symfoniczny rozmach, połączony z niebiańską łagodnością. Marzycielska, krystalicznie czysta linia melodyczna czaruje dystynkcją płynnego legata. Monumentalne, smyczkowe warstwy kontrastują z uroczystym, perkusyjnym pulsem, a cały brzmieniowy anturaż wzbogacają dźwięki syntetycznego saksofonu. Urzeka też łatwość, z jaką wokalistka wcieliła się w narracyjną perspektywę Petera Reicha, natchnionym, emocjonalnym głosem ukazując silną relację syna z ojcem. Opisywany utwór, niczym zaanonsowana w warstwie słownej maszyna Wilhelma Reicha, swoją świetlistą aurą potrafi moim zdaniem rozgonić nawet najczarniejsze chmury. Jeśli tylko macie ochotę, wsłuchajcie się w tę wzniosłą pieśń, fascynującą mnogością dźwiękowych kolorów. Dziękuję za uwagę, a na kolejny odcinek „Lekcji muzyki” zapraszam w październiku.

Pozdrawiam, Agata Zakrzewska
Muzyczne widzimisię

Sociale Pana Winyla:


Jeśli podobał Ci się ten artykuł, to możesz mi postawić kawę!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *