Wstęp
W dzisiejszym odcinku cyklu „Lekcja muzyki”, opiszę Wam takie oblicze Tadeusza Woźniaka, jakiego być może nie znacie. Z ogromnym smutkiem przyjęłam kilka miesięcy temu wiadomość o śmierci owego znakomitego artysty. Zdałam sobie wówczas sprawę, że w Polsce jego twórczość wciąż traktowana jest powierzchownie. Oprócz poruszającej ballady „Zegarmistrz światła”, czy ścieżki dźwiękowej do „Muminków”, która wielu z nas rozświetlała dzieciństwo, stworzył on chociażby wielowątkową pieśń, zatytułowaną „Odcień ciszy”. Pochodzi ona z płyty o tym samym tytule, która została wydana równo 50 lat temu – w 1974 roku.
Kilka zdań o warstwie słownej
Chcąc większość mojego tekstu poświęcić muzycznym walorom utworu „Odcień ciszy”, wspomnę jedynie, że jego tekst ma w sobie znamiona najczystszej poezji. Upstrzone bogatymi metaforami, surrealistyczne wizje są dziełem Bogdana Chorążuka – poety, wielokrotnie współpracującego z Tadeuszem Woźniakiem. W jego gęstych strofach wyczuwam piękno sennych wizji oraz nieziemskich krajobrazów. Niektóre z nich są wręcz pełne muzyki. Opiewają jej wielkość, magię i siłę, na przykład:
„skrzypiec obłok wzleciał niezwykle wysoko”,
czy osobliwy pod względem składniowym wers:
„jestem muzyka, rozwieszona na uderzeniach gromów”.
Z kolei bezkres spowija powtarzaną niczym mantra, choć z różnym zabarwieniem emocjonalnym, frazę: „tu czasu nie było”.
Podniosła introdukcja instrumentalna
Zanim przejdę do dźwiękowego meritum, zaznaczę, że „Odcień ciszy” stanowi klasyczny przykład tzw. suity – wieloodcinkowej kompozycji, złożonej ze skontrastowanych cząstek. To trwające prawie 15 minut dzieło inicjują ekspresyjne, przenikliwe, niepozbawione rozedrgania dźwięki gitary elektrycznej, wykreowane przez Tomasza Jaśkiewicza. Jako ciekawostkę dodam, że wspomniany muzyk wsławił się m.in. charakterystyczną, gitarową solówką we flagowym przeboju Czesława Niemena – „Dziwny jest ten świat”.
Pompatyczne motywy gitary, rozpoczynające omawianą przeze mnie kompozycję Tadeusza Woźniaka, mają w sobie szczyptę grozy, gdyż kształtują je najczęściej półtony, czyli najmniejsze odległości pomiędzy dźwiękami. Opisywane płaszczyzny wzmacniają stukoty oraz szmery perkusji. Po chwili do głosu dochodzi ostra, klawiszowa warstwa, organicznie sklejająca się z przewodnią melodią gitary. Wtem rockowa energia znika, ustępując miejsca lirycznym dźwiękom gitary klasycznej, za które na całym albumie „Odcień ciszy” odpowiadają Tadeusz Woźniak i Feliks Michalski. Gitarowy akompaniament najpierw kołysze nas w rytmie walca, z czasem jednak ulega gwałtownemu zagęszczeniu, dialogując z hałaśliwymi, klawiszowo-perkusyjnymi współbrzmieniami. Instrumentalna mnogość kolorów staje się po chwili bogatym podłożem do rozkwitu onirycznej melodii wokalnej.
Śpiewność łagodnego rozmarzenia
Gdy wybrzmi mniej więcej półtorej minuty instrumentalnego wstępu, po raz pierwszy odzywa się głos Tadeusza Woźniaka, dopytujący lirycznie, aczkolwiek sugestywnie: „co to było”, a następnie roztaczający przed nami bezkresny wachlarz poetyckich wizji. Akompaniują mu dźwięczne, klarowne motywy gitary klasycznej. Wokalista śpiewa marzycielsko, z dystynkcją wydłużając pojedyncze samogłoski, na przykład „e” w słowie „wzleciał”. Poszczególne wyrazy upiększają niejednokrotnie rozłożone akordy gitary, słyszalne wyłącznie w prawym kanale. Kiedy wiodąca linia melodyczna gęstnieje, towarzyszą jej celowo poszarpane dźwięki klawiszy. Gratką dla miłośników iście refrenicznej powtarzalności jest niespodziewany powrót motywu przewodniego gitary elektrycznej od 2’50’’ analizowanego nagrania.
Silny pierwiastek teatralności, czyli apogeum wokalno-instrumentalnych barw
Kolejną wokalną część zapowiadają m.in. natarczywe uderzenia perkusji wraz ze śpiewnymi pejzażami gitary klasycznej. Dostojne, przesiąknięte teatralnością epizody parlando, czyli takie, w których Tadeusz Woźniak wyłącznie recytuje strofy tekstu, kontrastują z zasygnalizowanym wcześniej, repetowanym fragmentem: „tu czasu nie było”. Objawia się on nierzadko w różnych odsłonach melodycznych, pod względem wokalnym chwilami nawet balansując na pograniczu krzyku. Nośnikiem ekspresji są także instrumentalne odcinki, które najpierw ubarwia uroczysta sekcja dęta, a chwilę później rozczulające, przesiąknięte klarownym liryzmem wysokich rejestrów smyczki. Gdy dynamiczne spiętrzenie daje o sobie znać również w partii wokalnej, instrumenty nie chcą pozostać w cieniu i choćby w 8’15’’ urzekają bogatą ornamentyką. Dotyczy to przede wszystkim smyczków oraz wszechobecnej gitary klasycznej.
Anielskie chóry z niebytu
Od 9’03’’ opisywanej suity, zupełnie nieoczekiwanie bierze górę liryczna zaduma, słyszalna we fragmencie, należącym w całości do żeńskiego zespołu Alibabki. Niezwykle utalentowane wokalistki fascynują synchronicznym rozedrganiem swych głosów. Słychać je na przykład w przedłużanym z galanterią słowie „nierzeczywista”. Swoistym znakiem rozpoznawczym Alibabek był od zawsze wielogłosowy śpiew w harmonii. Tutaj jednak występuje on dopiero na końcu utworu, gdyż przez większość jego trwania wokalistki wzajemnie dublują dokładnie tę samą melodię. Często jednak ich chóralne współbrzmienia tworzą nakładające się na siebie warstwy. Od 9’29’’ jesteśmy świadkami zamaszystego dialogu pomiędzy Tadeuszem Woźniakiem a wspomnianym żeńskim zespołem, starannie generującym przestrzenną gęstwinę kunsztownych chórów.
Masywne zwieńczenie utworu
Po kolejnym przerywniku instrumentalnym, w 10’51’’ wokalista dobitnie powtarza wers:
„i oto się kamień otwiera”,
a melodię, zainicjowaną słowami: „jestem muzyka”, swymi jaskrawymi, wysokimi głosami kontynuują Alibabki. Ich wykwintne, wielogłosowe kanonady współbrzmień niemal do końca utworu korespondują z szorstkimi, rozdygotanymi dźwiękami gitary elektrycznej. Tomasz Jaśkiewicz na kanwie akordów, jeszcze przed chwilą oplatających główną linię melodyczną, wyczarowuje rozedrganą, odrobinę bluesową improwizację. Domyka ją piramidami wirtuozowskich motywów, które efektownie przypieczętowują tę bezprecedensową pod względem aranżacyjnym oraz formalnym pieśń. Gdzieniegdzie wtórują im słyszalne na dalszym planie klawiszowe dzwoneczki.
Wnioski
Kompozycja „Odcień ciszy” Tadeusza Woźniaka od strony formalnej jest suitą, złożoną z kilku różnorodnych, a jednocześnie niezwykle spójnych ze sobą odcinków. Nowe myśli muzyczne wyznaczają melodie, zaintonowane zarówno przez wokalistę, jak i zespół Alibabki. Narrację całości nabudowują także zwięzłe przerywniki instrumentalne. Rockową motorykę dostrzegam w żarliwym pulsie sekcji rytmicznej (zwłaszcza perkusji), ale też chrapliwych motywach, zagranych na gitarze elektrycznej przez Tomasza Jaśkiewicza. Liryzmem ujmują współbrzmienia gitary klasycznej oraz eteryczne dzwoneczki klawiszy, a pierwiastek symfoniczności zapewniają przestrzenne warstwy instrumentów smyczkowych i dętych. Surrealistyczny, oddziałujący na wyobraźnię tekst Bogdana Chorążuka znakomicie współgra z wielowymiarową, niepozbawioną onirycznej melancholii oprawą muzyczną.
Jako ciekawostkę pragnę dodać, że pierwsze dźwięki kompozycji „Odcień ciszy” zyskały zupełnie niespodziewane, drugie życie w obecnym stuleciu. Amerykański raper o pseudonimie artystycznym Conway The Machine, wykorzystał je bowiem jako sampel w swojej kompozycji z 2015 roku, zatytułowanej „1000 Corpses”. Omówiony przeze mnie utwór Tadeusza Woźniaka powinien moim zdaniem zajmować honorowe miejsce w historii polskiej muzyki i świecić niegasnącym blaskiem w panteonie rodzimych, jazzowo-rockowych suit, obok choćby takich arcydzieł, jak „Krywaniu, Krywaniu” zespołu Skaldowie. Na kolejny odcinek „Lekcji muzyki” zapraszam natomiast za miesiąc i już mogę zdradzić, że w listopadowej odsłonie mojego cyklu będzie malowniczo i księżycowo.
Pozdrawiam, Agata Zakrzewska, Muzyczne Widzimisię