LOW ISLAND „IF YOU COULD HAVE IT ALL AGAIN”: ZA CZYM SIĘ OPOWIADASZ? [WINYL, RECENZJA]
LOW ISLAND „IF YOU COULD HAVE IT ALL AGAIN”
Trudno mi pisać recenzje zespołów, których nie śledzę, nie znam bliżej, nigdy nie spotkałem na żywo. Lubię ludzi poznać. W tym przypadku poznaję ich przez muzykę. Dla mnie to od dawna niespotykana sytuacja. Album mi podesłała Basia Skrodzka z soundrive.pl. Za co bardzo dziękuję i cieszę się, że znalazł się w mojej kolekcji. O
Low Island miałem już okazję Wam mówić przy okazji drugiego singla „Don’t let the light in” promującego album
„If you could have it all”.
Nie znam się na muzyce, ale umiem napisać co mi muzyka robi. Zacznę od tego numeru, który najbardziej mi siedzi. Moim zdaniem to najlepszy kawałek na płycie. Żebyśmy dobrze się zrozumieli, pozostałe są też świetne, ale ten jest wyjątkowy.
Drugi z kolei, po „Hey Man”. Płyta zaczyna się dość monotonnie, ten utwór pewnie zniechęca słuchacza playlistowych nowości. Powtarzany przez kilkanaście sekund motyw pewnie nie jednemu/ej przyśpieszył reakcję skipującą. Ale warto jednak poczekać i wlecieć w te przestrzenie z perkusją imitującą pracę rozstrojonego serca. W wokalizie słyszę mccartneyowską farbę. I miałem nie poświęcać temu utworowi zbyt dużo miejsca, a jednak, docieramy do końcówki, która rozpościera ręce w geście zaproszenia… teraz to się zacznie.

What do you stand for
Jest taka płyta Kasabian „48:13” z numerem „Bumblebeee„. W 2014 roku, to był mój ulubiony kawałek! Lato i koncert Glastonbury, który oglądałem na kompie, ale słyszałem przez okno, bo wtedy mieszkałem zaledwie kilka mil od Pilton (tak! Glastonbury Festival, nie odbywa się w Glastonbury, tylko na polach we wsi Pilton, koło G’bury). Jak usłyszałem „What do you stand for” to „Bumblebeee” było moim pierwszym skojarzeniem. Tym od razu sobie zaskarbił Low Island moją sympatię. Bardzo fajny, motoryczny i krzykliwy. Wokal Carlosa Posady jest inni niż, przed chwilą w „Hey Man”, znikł gdzieś jedwab a pojawił się punkowy, wyzywający brud.

Don’t let the light in
I zaraz po mocnym „What do you…” wlatuje wspomniany już singiel „Don’t let the light in”. I znów zmienia się klimat. Jestem dopiero na trzeciej piosence, a czuję jakbym słuchał trzeciej płyty. O „Don’t…” już pisałem, to dodam, bo dla mnie to jest zaskoczenie, że ten numer znalazł się w grze FIFA 2021.
What The Hell (Are You Gonna Do Now)?
Tak jak mówiłem, nie umiem pisać recenzji. Dlatego przeskakuję z utworu na utwór wg. własnego klucza. „What the hell…” to ostatnia piosenka na płycie. I jak ja uwielbiam takie rzeczy. No moje pierwsze skojarzenie to „Pea” Red Hot Chili Peppers, kawałek śpiewany przez Flea. Ale to uczucie zaraz znika, bo pojawiają się piękne przestrzenie. Choć rytmika, ciągle mi wpycha papryczkowy „groszek”, to wokal i chórki zabierają już w zupełnie inne rejony. Unoszę się nad jakąś pustynią w misce pełnej wody. Co teraz zrobię? Dobre pytanie!

Momentary
No zwariować idzie z tym zespołem, z tą płytą. Zachciało im się eksperymentów! „Momentary” bardzo kojarzy mi się z Bowie’m albo Elvisem Costello. Wyspiarzom to wszystko uchodzi na sucho, czerpią pełnymi garściami z własnego dziedzictwa, ta płyta po prostu nie mogła wyjść źle. Podobnie jak w „Hey Man” piosenka długo się rozwija i pewnie zjawisko skipowania będzie przekleństwem tych kapitalnych utworów. Trenują cierpliwość. Tylko po to, żeby zakończyć się naprawę pięknymi instrumentalnymi fajerwerkami.
Wszystko na opak i nie tak
Tak różnorodnego albumu dawno nie słyszałem. Każdy kawałek mógłby być przyczynkiem do innej płyty. Ale może to taka zaleta powstawania płyt w czasie pandemii. Jest tu sporo pomieszania, emocji, co wcale nie jest zaskakujące. Jak czasy są niepewne, to muzyka jest niepewna! Założenie własnej wytwórni i wydanie albumu w formie fizycznej? W ich przypadku okazało się bardzo OK! Emotional Interference, tak nazwali swój label. Płyta dotarła na 17 miejsce Offical UK Sale Charts. Bardzo niezły wynik jak na pierwszy album.

Mnie rusza
Zanim dowiedziałem się czegokolwiek o Low Island, to posłuchałem sobie płyty. Ważni są ludzie, ważna też jest ich twórczość. Czasy mamy niespokojne, świat drży w swoich posadach. Nic co było, nie jest takie samo. Może to doskonały czas na robienie takich rzeczy jak panowie z Wysp. Wyjechali do Francji, w zaaranżowanym studio nagrali album, dokładnie taki jaki chcieli, założyli własne wydawnictwo i wydali płytę na winylu. Dlaczego to się udało? Mnie rusza ta muza. To, że znajduje na nich odnośniki do lat 90tych, przy czym umoczone są one w bardzo współczesnym sosie, przekonuje mnie! Rusza mnie ta muzyka. Świetnie zagrana i nagrana. Każda piosenka z innej galaktyki, ale z pewnością z tego samego kosmosu.
Spędziłem parę dobrych lat na Wyspach i cieszę się, że mogę pisać Low Island. Ten album przypomniał mi dobre muzycznie czasy. Dojrzałą kulturę muzyczną, świetnych muzyków i kapitalne kapele! Z czystą radością polecam Wam album „If you could have it all” zespołu Low Island!
Kim jesteś? Zaczym się opowiadasz?
To słowa z refrenu „What do you stand for” i mam takie wrażenie, że ten album to jest odpowiedź. Jaka? No właśnie jaka? Słucham sobie płyty i zadaję sobie to pytanie, za czym się opowiadam? Z całą pewnością za aktywnością, za braniem spraw w swoje ręce! I chyba, na pewno się nie mylę, Low Island będą zadowoleni z mojego odbioru!
O zespole:
Grupa powstała w 2016 roku w Oksfordzie. Tworzą go starzy przyjaciele, którzy znają się od dzieciństwa: wokalista i multiinstrumentalista Carlos Posada, producent Jamie Jay, basista Jacob Lively i perkusista jazzowy Felix Higginbottom. Na swoim koncie mają już 4 EP i omawiany dziś album.
Sociale zespołu:
Pozdrawiam