MAKSYMALIZACJA NAS INTERESUJE NAJBARDZIEJ – ROZMOWA Z IGOREM STOBIECKIM / LUNATYCY MARTWEJ DYSKOTEKI
Z Igorem, basistą oraz teraz już z jednym z frontmanów w zespole Lunatycy Martwej Dyskoteki, spotkałam się w listopadzie podczas konferencji Tak Brzmi Miasto. W końcu udało nam się usiąść i na spokojnie porozmawiać o zmianach jakie zaszły w ich bandzie, o ich planach na przyszłość i o ostatniej EPce „Oczy Szum i O! Bagna!”.
Agnieszka Protas (Panwinyl.pl): Czy nadal chcecie zagrać jak najwięcej koncertów w jak najkrótszym czasie, wydać jak najwięcej singli w jak najkrótszym czasie oraz zagrać na festiwalu w Jarocinie?
Igor Stobiecki (Lunatycy Martwej Dyskoteki): Tak, maksymalizacja nas interesuje najbardziej. Oczywiście chcemy wydawać, jak najwięcej grać i zagrać na tym Jarocinie, chociaż stało się to już pewnego rodzaju żartem w niektórych środowiskach (śmiech).
AP: Pewnie śledzisz Jarocin i to co tam się dzieje, skoro chciałbyś na nim grać. Ciekawi mnie czy interesuje Cię ten festiwal przez to jaki był dawniej? Czy przez to jak tam jest teraz? A może łączysz jedno z drugim?
IS: W czasie ostatniej naszej wycieczki do Jarocina rozmawialiśmy z dyrektorem muzeum, który powiedział nam, jak młode zespoły mówią Jarocinie. Patrząc jak funkcjonuje teraz pokolenie Z okazuje się, że oni mają nostalgię za czymś, w czym nie uczestniczyli. Ja osobiście mam tak samo. Myślę, że jest łącznik pomiędzy tym, co było, czyli zespół, który wykluwał się na mitach festiwalu powinien zmierzyć się z jego historią i jednocześnie z teraźniejszością w jakiej się obraca. To są dwa różne festiwale – ten, który był i ten, co jest teraz. Jedno i drugie jest kuszące.
AP: W takim razie co sądzisz o zespołach występujących teraz na festiwalu w Jarocinie?
IS: Wiem, że jest duża dyskusja na temat niektórych zespołów. Moim zdaniem dobrze, że jest eklektycznie. Tak jak dawniej. Istnieje mit, że to był festiwal punkowy, a przecież grał tam Dżem, grała tam Republika. Republika zaliczyła tam jeden z najlepszych koncertów na Jarocinie, gdzie zaczynali od gwizdów, a skończyli w blasku chwały.
To ile zespołów się przewinęło przez historie festiwalu Jarocin jest niesamowite. Dla mnie ktoś, kto dziś marudzi, że to nie jest już Jarocin nie rozumie, że jest to festiwal, który dostosował się do warunków rynkowych, w których musi funkcjonować. Dobre jest to, że jest tam pokazana różnorodność polskiej sceny muzycznej. Ona nie jest hermetyczna.
AP: Zostawmy już Jarocin, bo chciałabym się dowiedzieć co dzieje się u Was w Lunatykach Martwej Dyskoteki. Jakiś czas temu pożegnaliście się z wokalistą Iwem i Ty wraz z Tomkiem przejęliście rolę wokalistów. Czy możesz opowiedzieć jak odnaleźliście się w tej roli? Czy jest coś co sprawia Wam największą trudność, a może znaleźliście swoje powołanie i okazuje się, że nic lepszego nie mogło Was spotkać?
IS: Jest ciężko. Odpowiem szczerze za siebie, może Tomek będzie miał również takie przemyślenia. U mnie mija dokładnie rok od kiedy zacząłem się uczyć śpiewać. Po tym roku stwierdzam, że bardzo mnie to rozwinęło jako muzyka, bo nie tylko myślę już w kategoriach linii basowej. Chociaż zawsze miałem taki dryg, żeby sobie trochę pokomplikować, to teraz te linie są bardziej przemyślane, od razu też myślę nad warstwą wokalną, czyli wiem, że muszę zagrać całkowicie coś innego niż zaśpiewać. I to jest ta trudność, która była największa do pokonania w pierwszych momentach. Bo jednak ręka robi jedno, a gardło drugie.
AP: Dodajmy, że żaden z Was nie zrezygnował z gry na swoim instrumencie, tylko dorzuciliście wokale. Nie zamieniliście grania na śpiewanie.
IS: Tak, to było też trudne. Jest taki utwór, który jest dla mnie bardzo ciężki wokalnie. Jeszcze się nie pojawił, ale się pojawi. Mój nauczyciel śpiewu powiedział:
– jak sobie wymyśliłeś, to tak masz.
Skoro chciałem ładnie, to muszę teraz cierpieć. Przez długi czas nie mogliśmy dojść do tego jak to jest, że nie mogę go zaśpiewać. Po czym nauczyciel poprosił mnie, żebym mu pokazał co tam się dzieje na basie. I wyszło na to, że jak gram to moja głowa inaczej pracuje. To spięcie to była duża trudność. Nie jest łatwo być wokalistą, a jeszcze trudniej być frontmanem. Rozstaliśmy się z Iwem, ale nie mogę mu odmówić, że był frontmanem i postacią, która przyciągała ludzi i intrygowała. My musieliśmy się tego nauczyć i cały czas się uczymy. To trudna sztuka zarządzać tłumem. Są takie miejsca, że grasz koncert dla sali, która jest jak w amfiteatrze i wszyscy siedzą i klaszczą tylko wtedy, gdy kończysz piosenki. Zero interakcji, ściana totalna. Albo masz taki koncert, na którym zjawia się dziesięć osób, ale tak się bawią, że odpływasz.
AP: Czyli wolisz jak się ludzie bawią, niż jak stoją i słuchają?
IS: Lubię jak jest jakaś interakcja z publicznością. Chciałbym mieć jakiś feedback czy się podobało czy nie. Jeśli się nie podobało to przynajmniej o tym wiem, a jak są tacy niezorientowani to cieżko mi cokolwiek stwierdzić.
AP: Ale jak klaszczą to chyba nie jest źle?
IS: Może im kazali! Albo zapłacili! (śmiech)
AP: Wcześniej wszystkie oczy były skierowane raczej w jeden punkt, teraz są skierowane na Was jako zespół. Czy czujecie się teraz bardziej takim rockowym bandem bez Iwa?
IS: Nadal czujemy się jak projekt artystyczny. W trakcie koncertów też jest proces, który musieliśmy dopracować. Cały performance trzeba zaprogramować. To nie jest tak, że po prostu wychodzimy i gramy piosenki. Trzeba coś powiedzieć pomiędzy, trzeba nadać kontekst temu wszystkiemu. Jest to rzecz, która jest trudna.
Jednak nie mnie to oceniać. Na pewno zmniejszyliśmy ten obraz „misterium muzycznego”, bo jednak musimy też grać. Raczej nie masz szans, żeby dorzucić tu jakieś tańce. Mógłbym spróbować, ale nie wiem jakby się to skończyło (śmiech). Albo czegoś bym nie zaśpiewał, albo nie zagrał.
AP: Widziałam Was dwa razy w czteroosobowym składzie. Raz na NEXT, na sekretnym koncercie, a drugi raz w krakowskim Tu i Ówdzie. Moim zdaniem były to dwa bardzo dobre koncerty. Zmieniliście trochę styl grania.
Po Waszym krakowskim koncercie rozmawiałam z Tomkiem i zeszliśmy m. in na temat Black Sabbath, ponieważ wyczułam jakby wpływy tego zespołu na teraźniejszą Waszą twórczość. Czy idziecie w te doomowe klimaty z premedytacją czy może jest to niezamierzone i wynika samo przez zmianę w Waszym składzie na przykład? Bo Wasza muzyka ewoluowała i te starsze utwory są zagrane inaczej.
IS: Są, to prawda. Chyba po prostu troszkę podkręciliśmy moc, jeżeli chodzi o granie. Jest ciężej. Zwłaszcza, że teraz piszemy materiał na drugą płytę, gdzie są takie momenty, w których się zastanawiam czy to jeszcze post-punk czy już black metal?
A, żeby było śmieszniej, to w jednym z utworów nawiązujemy do Paranoida!
AP: O, to nie pomyliłam się.
IS: Jest tam taki wątek.
To, że zrobiło się ciężej nie było zamierzone. To po prostu ewolucja. Dużo wychodzi samo z siebie.
AP: „Oczy Szum i O! Bagna” to nowa epka, która ujrzała światło dzienne w październiku. Zaskakujący tytuł swoją drogą.
Znajdują się na niej trzy utwory. Chciałabym o nich porozmawiać. Pierwszy może „Domek na bagnie”. Czego słuchacz ma szukać w tym utworze? Czy jest w nim coś spoza gry „Gothic” i czy taka osoba jak ja, którą ominęło granie akurat w tę grę, znajdzie w nim znaczenie dla siebie?
IS: Pewnie, że tak! To jest ciekawe jak dużo można dowiedzieć się o swoim utworze, gdy spojrzy się na niego z zupełnie innej perspektywy. Rozbierzmy ten utwór na części pierwsze. Bagno to jest taka metafora stanu, w którym jesteśmy bezsilni i nie możemy się z niego wygrzebać. Wszystko możemy sprowadzić do bagna – sytuacje w domu, w pracy. Domek, dom, natomiast zawsze się kojarzy z azylem. Jest to pewnego rodzaju abstrakcja. Dalej stawiamy mocno na tę absurdalność w naszych utworach, I tak samo tutaj. Masz bagno, które jest źródłem nieszczęść, ale znajdujesz azyl mimo wszystko.
Nawiązanie do „Gothica” to taki żart wewnętrzny. Osoby, które grały w tę grę mają jeszcze inne spojrzenie. Ten domek w grze pojawia się w miejscu nieoczywistym. Jeden z nowicjuszy do niego ucieka, więc jest to też taka opowieść o ucieczce do swojego azylu. „Domek na bagnie” nawet nie mając tego backgroundu „gothicowego” można interpretować po swojemu i szukać w nim czegoś dla siebie. Bo, pomimo trudnych sytuacji w jakich się ktoś aktualnie znajduje, każdy ma wewnętrzną potrzebę znalezienia bezpiecznego miejsca.
AP: To w sumie daje nadzieję.
IS: Tak, bo z jednej strony jest to utwór o beznadziei, ale i o nadziei. Taki paradoks.
Takie rzeczy nam wychodzą z czasem. Jest pierwsza myśl, potem zaczynamy o tym rozmawiać, nadajemy temu obraz, który potem daje nam konteksty. Tak właśnie było z „Domkiem na bagnie”. Miał być utwór o „Gothicu”, a potem okazało się, że to ma kolejne dno i kolejne. Zrobiliśmy taką lazanię muzyczną (śmiech).
AP: „Spojrzenia” to piosenka, która ma dla Ciebie osobiste znaczenie. Jak to się stało, że wykorzystaliście utwór Twojego taty?
IS: Ze „Spojrzeniami” było tak, że ten utwór od początku nam towarzyszył. Powiedziałem chłopakom, że kiedyś mój tata grał w zespole i pokazałem jakie mieli piosenki. Wybraliśmy z nich „Spojrzenia”. One teraz powróciły, bo kiedyś graliśmy je z Iwem. Teraz, zbierając materiał na „Oczy Szum i O! Bagna”, szukaliśmy czegoś trzeciego i stwierdziliśmy, że warto będzie zrobić „Spojrzenia” jeszcze raz. Wybór okazał się bardzo dobrym, bo te utwory na EPce wspólnie tworzą jakąś historię o miłości, o śmierci, o szaleństwie i szukaniu bezpiecznego punktu. Dla mnie ten utwór jest bardzo ważny. Tak jak wielokrotnie podkreślaliśmy to piosenka, którą mój tata grał z zespołem Deszcz w 1991 roku. Jest nawet takie jedno nagranie w internecie, z Radoskóru.
Ten utwór został nam podarowany. Tata i koledzy się zgadali między sobą i podsumowali to w taki sposób:
Jezu, co oni z tym zrobili? My tak dobrze graliśmy?
AP: Tu mnie trochę wyprzedziłeś, bo chciałam też powiedzieć o tym, że widziałam ten fragment z Radoskóru i nie odegraliście tego utworu 1:1, jednak zachowaliście jego klimat.
IS: To jest w nim fajne. Ten utwór jest międzypokoleniowym pomostem. Te rzeczy, które były 30 lat temu aktualne dla młodego człowieka dzisiaj też takie są. Mam dostęp do całego koncertu, znam te teksty. Gdyby zespół Deszcz dzisiaj się zawiązał to spokojnie mogliby grać i trafiać do ludzi nadal moim zdaniem.
Nie chcieliśmy też tego zagrać 1:1. Chcieliśmy nadać temu nowy kontekst, dać nową historię. Liczę na to, że kiedyś też dorobię się dziedzica, który weźmie ten utwór i zrobi to trzeci raz.
AP: To byłoby piękne!
IS: To byłoby cudowne i ja bym bardzo tego chciał.
AP: Ciekawa też jestem czy macie bas we krwi? Bo i Ty i tato jesteście basistami. Uczył Cię gry za dzieciaka, zapatrzyłeś się na ojczulka?
IG: Gitara zawsze była u nas w domu. Wiedziałem, że tata grał i też chciałem grać. Około 6 klasy powiedziałem, że chciałbym gitarę i ją dostałem. To było jakoś przed świętami, tata wyciągną swoją starą gitarę, która zawsze mi się podobała. Taka stara pudłówka z naklejonym Smurfem. Jak tata nie patrzył to czasem na niej brzdąkałem, chociaż nie wolno mi było jej ściągać z szafy.
Jak mi tata pokazał co i jak to się wkręciłem. Potem tata smaży karpia czy coś innego, a ja brzdękam te trzy nutki. Plum plum. I już wiedziałem, że to jest to, co chcę robić! A potem już poszło. Miałem gitarę, śpiewnik, podręcznik do grania i tak zacząłem grać. Moim takim marzeniem jest, żeby dać starej gitarze taty nowe bebechy i na niej jeszcze pograć.
Tata raczej niechętnie zawsze opowiadał o graniu. Jak podrosłem to pokazał mi to, co robili z zespołem Deszcz. Zaimponował mi bardzo.
Gdy miałem dwa lata dostałem akordeon, bo mój dziadek był akordeonistą. Mając wybór
akordeon czy gitara wybrałem gitarę basową. Wydaje mi się, że tacie też się to podobało, że poszedłem w jego ślady. Kiedyś powiedział mi niesamowicie miłą rzecz, mianowicie, że chciałby grać tak jak my teraz gramy. To było po koncercie w CK Zamek, gdzie zagraliśmy live session pandemiczny. Była audycja w radiu, potem wideo. Tak, to było takie WOW.
AP: I tak teraz myślę, że może akordeon pasowałby do „Dobranoc Sąsiedzie”?
IS: Akordeon będzie na drugiej płycie, to już mogę powiedzieć.
AP: I Ty będziesz na nim grał?
IS; Nie, będziemy szukać akordeonisty, ponieważ mamy taki jeden utwór, w który będziemy chcieli wkomponować akordeon. Zresztą w zespole nie tylko ja miałem styczność z tym instrumentem. Akordeon zostanie z nami.
AP: „Dobranoc Sąsiedzie”. Chyba najbardziej zaskakująca propozycja. Osobiście uwielbiam wszelakie połączenia muzyki czy tekstów zapożyczonych z folkloru z muzyką współczesną. Odbieram go jako Wasz Dance Macabre. Nie wiem czy idę w dobrym kierunku.
Z jednej strony to utwór zaskakujący, ze świetnym elektronicznym dodatkiem, z drugiej niesamowicie do Was pasuje, bo spokojnie mogę powiedzieć, że jest lunatyczny, jednak żywszy, a jego temat oscyluje wokół śmierci. Skąd taki pomysł, żeby sięgnąć do ludowych korzeni i to akurat z Podlasia?
IS: Dobry rok temu pisaliśmy nowy materiał. Tak siedzimy i kminimy, zastanawialiśmy się, że trzeba byłoby coś wydać. Wpadłem na pomysł, żeby zrobić coś na szybko. Weźmy jakiś utwór, który już funkcjonuje. I mówię:
A może, chłopaki, zrobilibyśmy coś takiego ludowego? Coś o śmierci?”
Szybko wygooglowałem i dostałem różne propozycje. Muzyka ludowa jest w ogóle dla mnie interesująca pod wieloma względami. Ta muzyka ma pewien rytm, jest powtarzalna, melodyjna. Jak znalazłem utwór „Dobranoc Sąsiedzie” to pierwszym, co sprawdziłem było jego wykonanie na żywo. Były tam takie babuszki siedzące gdzieś na Podlasiu, które śpiewają. Żadna z nich nie trafia w dźwięk, ale razem tworzą pewnego rodzaju harmonię. Ma to w sobie taką transowość i jest nie do podrobienia.
Kacper zdecydował się na nietypowy zabieg. Nagrał perkusję, potem stwierdził, że jednak zrobi ją inaczej. Te swoje ślady perkusji pociął tak, że wyciął z nich sample. I ta perkusja jest na żywo, a jednocześnie są to sample. Więc jest to elektronika grana na żywo tak de facto. Można powiedzieć, że zrobił taką wyższą inżynierię, było bardzo nietypowe. Ważne dla nas też było to, żeby pokazać się w innej odsłonie. Dlatego jest to zaśpiewane na cztery głosy. To takie nowe rozdanie. Zaśpiewaliśmy utwór razem, gdy jeszcze śpiewanie było u nas na bardzo wczesnym etapie. Dziś zrobilibyśmy to inaczej i na pewno będzie można usłyszeć inną wersję za jakiś czas. Mogę też już zdradzić, że wersja koncertowa również zostanie nagrana i dodana w swoim czasie na Spotify. Wersja live jest zupełnie inna niż ta na albumie.
AP: Opowiesz chociaż trochę czym się różni?
IS: Przede wszystkim temperatura tego utworu jest zupełnie inna. W tej wersji, która jest aktualnie mamy tę samą perkusję, jest ta transowość, a tam jeszcze, wraz z każdą kolejną zwrotką, narasta pewnego rodzaju niepokój. Są to dwa zupełnie różne utwory.
AP: Chodzą pewne słuchy i muszę o to zapytać. Co kombinujecie ze Świetlickim?
IS: Z panem Marcinem weszliśmy w komitywę. Zapytaliśmy czy możemy zrobić razem utwór, a on powiedział, że pewnie, możemy zrobić. Wszystko powstawało zdalnie, my nagraliśmy instrumenty W Poznaniu, a p. Marcin wokale w Krakowie. Aktualnie znajduje się to w miksie. Jest to jednak duża rzecz dla naszego zespołu. Wejście w kolaborację z taką osobą wymaga tego, by utwór był odpowiednio zaopiekowany. Musimy wszyscy być zadowoleni z efektu finałowego. Ja słuchając wersji demo już miałem takie WOW.
AP: Co teraz macie w planie? Mamy Epkę, kolejny utwór, i co dalej? Kolejna płyta?
IS: Jeszcze będziemy wypuszczali parę singli. W tym roku mamy plan na utwór świąteczny, chociaż, jak zawsze w naszym przypadku, będzie to przewrotna piosenka na święta. Nie mogę za wiele zdradzić, ale z tekstu wychodzi na to, że nikomu nic się nie należy (śmiech).
AP: Pewnie wszyscy byliście niegrzeczni?
IS: Byliśmy niegrzeczni! Jest to utwór, który już kiedyś był w zespole. Na parę lat zniknął, potem go rozwaliliśmy i zrobiliśmy na nowo. Taka dekonstrukcja sernika na przykład.
W przyszłym roku pewnie wejdziemy do studia, bo piszemy materiał na drugą płytę i jesteśmy w dobrym memencie, bo już prawie skończyliśmy warstwę muzyczną. Musimy jeszcze napisać teksty, pojawiają się już pierwsze zręby. Trzeba ułożyć wokale, wejść do studia i zrobić. Będzie to też inna płyta niż do tej pory.
Bardzo lubimy pracować na koncepcyjnych albumach i koncept, który wymyśliliśmy, o którym nie chcę na razie mówić, to jest tak fajny pomysł, że czerpiemy mega przyjemność z samego procesu tworzenia.
A już z tyłu głowy mamy trzecią płytę. Pojawia się gdzieś na radarze i bardzo możliwe, że dojdzie do reedycji jednego z utworów.
AP: Plany koncertowe? Jak najwięcej koncertów w jak najkrótszym czasie, to już wiemy.
IS: Może jeszcze będziemy próbowali zagrać koncert na zwieńczenie tego roku. A w przyszłym roku znowu wrócimy na trasę przyjaźni pomiędzy Warszawą, Wrocławiem i Poznaniem. Będziemy koncertową z Daffodil Pill i Hypnosaurem. W tamtym roku fajnie to zażarło. Jesteśmy już po słowie. Jedni i drudzy są po wydaniu albumów, my będziemy po wydaniu paru singli, więc będzie dobra energia. To fajna promocja dla nas wszystkich.
Przy okazji jest to bardzo nieoczywiste połączenie. Tutaj jacyś hipisi kwaśni, tu post-punk, a tu Jurrasic Park (śmiech). Także można zobaczyć trzy bardzo dobre zespoły w świetnej cenie.
AP: Nie byłabym sobą gdybym nie spytała, ze względu na tematykę portalu, który reprezentuję, słuchasz winyli? Ktoś z LMD słucha muzyki w ten sposób?
IS: Ja z winylami i z płytami mam taką relację, że nie byłbym sobą gdybym na koncercie znajomych, wiedząc, że mają płytę wydaną, jej nie kupił. Czy to CD czy winyl. Zawsze staram się kupować. Ja niestety nie mam odtwarzacza, ale mój tata ma. I mój tata co roku dostaje, po roku zbierania przeze mnie, wielką stertę różnych płytek. Myślę, że mój tata obok Artura Rawicza i kilku innych dziennikarzy w Polsce, ma jedną z bogatszych kolekcji polskich płyt undergroundowych.
AP: Czy jak przyjeżdżasz do domu to słuchacie razem tych płyt?
IS: Jak robimy sałatkę jarzynową na święta to słuchamy tych rzeczy. To jest też zabawne, bo czasem gadamy przez telefon i tata recenzuje mi te płyty. Ja słucham w cyfrze, tata na nośniku. Jest to dla mnie mega ciekawe. Jednak najbardziej lubimy słuchać klasyków. Na przykład jak są święta to u mnie w domu leci Dezerter (śmiech).
Bardzo chciałbym mieć dobry sprzęt do odtwarzania nośników, jednak na razie nie wygospodarowałem miejsca ani finansów na to.
AP: A myślisz, że wydacie kiedyś LMD na winylu? Macie takie pomysły?
IS: Myślę, że tak, fajnie byłoby wydać kiedyś winyla. Szczególnie, że płyta CD dla zespołu, w dzisiejszych czasach nie jest żadnym WOW. Każdy może wydać płytę, pytanie tylko jak dużo masz pieniędzy. To jest fajny element merchu i pewna też forma wsparcia zespołu. A winyl to byłaby duża rzecz. To byłoby pokazanie, że jesteśmy już dużymi chłopcami. Wiele z zespołów, z którymi mam kontakt czują po wydaniu winyla swego rodzaju spełnienie. To bardzo duży kamień milowy, u nas też by nim był.
Robiąc Poznańską Giełdę Płytową udowadniamy, że dalej znajdują się chętni na płyty. Frekwencja w tym roku pokazała nam, że podobno 'martwy’ nośnik jakim jest płyta, bo wszystko jest w cyfrze, dalej się broni. I są spore ilości ludzi, którzy kupują nośniki i wspierają lokalnych artystów. To było mega fajne.
AP: Przede wszystkim to świetne przedsięwzięcie!
IS: Dziękuję! W tym roku wskoczyliśmy na wyższy poziom organizacyjnie. Mieliśmy, tak jak rok temu, dwie sceny, a stoiska umieściliśmy pomiędzy nimi. Przechodząc z jednego koncertu na drugi zawsze trzeba było przejść przez te stoiska, przy których zawsze stali artyści, którzy byli przygotowani i chętnie rozmawiali z ludźmi, którzy tam się pojawiali. To było bardzo budujące, że to środowisko poznańskie współpracuje ze sobą. Mieliśmy bardzo eklektyczny line-up w tym roku. Zabrakło tylko rapera, wtedy byłby full. Na koncertach było cały czas bardzo dużo ludzi. Przyszedł na przykład facet, który był totalnie nie wtajemniczony o co tu chodzi. Zobaczył, że coś się dzieje i stwierdził, że zostanie. Gość był na wszystkich koncertach, tak się wciągnął. Pewnie poszedł tylko po ziemniaki do sklepu, a wrócił do domu z płytami.
AP: Czy chcielibyście kiedyś Poznańską Giełdę Płytową rozszerzyć na inne regiony czy chcecie, żeby pozostało to wydarzeniem lokalnym skupiającym wokół osoby z Poznania i okolic?
IS: Jesteśmy hermetyczni pod tym względem. Chcielibyśmy podkreślać poznańskość, pokazać Poznań. Ale w kolejnej edycji chcemy bardziej wyjść na przeciw całemu światu, żeby przyciągnąć uwagę ludzi. Chcemy by przyjechali do Poznania na ten jeden dzień i zobaczyli co się w Poznaniu gra. I, że warto.
AP: Dziękuję Ci bardzo za tę rozmowę. Czekam na kolejne koncerty oraz single niecierpliwie.
IS: Ja też dziękuję. O wszystkim będzie można się dowiedzieć z naszych sociali FB INSTA
—————————————————-