Cześć!
Zastanawiałeś się kiedyś, jak by to było, założyć własny label, wydawać płyty, w szczególności winylowe? Wejść w przestrzeń showbiznesu i na tym starać się zarobić pieniądze? Jeśli tak, to koniecznie przeczytaj tę rozmowę!
Wywiady z artystami to zupełnie normalna rzecz, mało kto interesuje się postaciami, które stoją w cieniu artystów, np. wydawcami! A to często bardzo ciekawe postacie. Dziś zapraszam do przeczytania mojej rozmowy z wydawcą płyty Piotra Banacha „Wu-Wei” i założycielem wydawnictwa Chodzą Słuchy Records, Piotrem Mamcarzem, ortopedą, poetą i punkiem.
Pan Winyl: Co Cię skłoniło do założenia wydawnictwa?
Piotr Mamcarz: Lubię kreatywność i działanie. Jestem fanem płyt winylowych. Jak wiadomo nie wszystkie albumy można znaleźć na winylach. Zamarzyło mi się kiedyś, aby móc wydawać te, których mi brakuje, w kolekcji. Od słów do czynów. Pewnego listopadowego dnia stało się, wydałem pierwszy winyl, „Wu-Wei” Piotra Banacha. Jest jeszcze drugi powód. Wydania płyt, które się ukazują nie zaspakajały moich oczekiwań co do jakości. Myśląc punkową frazą „zrób to sam”, wydałem płytę Piotra Banacha tak, aby moje oczekiwana jako nabywcy zostały zaspokojone. Właśnie takich płyt mi brakuje, takich wydań. To dobry początek drogi, którą sobie wymarzyłem.
Pan Winyl: Ile czasu zajęło Ci od pomysłu do realizacji?
Piotr Mamcarz: Proces realizacji – wydania pierwszej płyty – zajął niewiele, bodajże trzy miesiące. Ale przygotowania to już inna historia.Ponad rok dojrzewałem i zbierałem wiedzę potrzebną do wydawania – czyli bycia alfą i omegą w postaci jednoosobowego wydawnictwa muzycznego. Mam tu na myśli bycia producentem, wydawcą, dystrybutorem, propagatorem i kimś tam jeszcze. Czas poświęcony na poszukiwania kontrahentów, uczenia się o płytach i ich wydawaniu i wszystkim co z tym związane… nie da się tego zliczyć. Na pewno,sporo nieprzespanych nocy w tym roku miałem. I nie zanosi się na to, abym zwolnił tempo.

Pan Winyl: Co było dla Ciebie największym wyzwaniem, a co sprawiło Ci największą radość?
Piotr Mamcarz: Zacznijmy od pozytywów. Oczywiście był to moment, gdy mając w ręku egzemplarz wydanego albumu „Wu-Wei” Piotra Banacha, miałem pewność, że wyszło tak jak zamierzałem. Bo przecież po to podpisałem kontrakt sam ze sobą, aby Piotr Mamcarz „w czasie wolnym od pracy” zaangażował się bez reszty w wydawanie płyt winylowych właśnie o takiej jakości.
A wyzwania? Najtrudniej mi było ze znalezieniem kontrahentów, takich jakich chciałem mieć. Sam doskonale wiesz jak to jest. Chcesz żeby współpraca układała się dobrze, więc bierzesz na głowę wieczne pilnowanie i sprawdzanie krok po kroku, wszystkiego i wszystkich. To jest największe wyzwanie. Największy pożeracz czasu. Wszystkiego sam nie zrobisz, bo nie masz na to czasu, bo mówiąc wprost, nie posiadasz wszystkich umiejętności potrzebnych do wydania płyty. Śmiem twierdzić, że nikt nie posiada tych wszystkich kompetencji, aby w pojedynkę zadziałać i osiągnąć efekt. Musisz liczyć na innych, więc musisz sprawdzać innych, ale w ten sposób dobierasz sobie najlepszych współpracowników.
Pan Winyl: Dlaczego właśnie winyle?
Piotr Mamcarz: Muzyka to moje drugie życie. Pierwsze życie, częściowo, zabiera mi zarabianie na oba życia. Dlatego wolę rozmawiać o tej drugiej stronie mocy.
Muzyka porwała mnie już w dzieciństwie. Jestem z tego pokolenia, które jeszcze w domu miało gramofon. Bywało różnie,raz miało się sprzęt do słuchania, raz nie. Ale odkąd go mam, nie wyobrażam sobie innej formy słuchania niż na płytach winylowych. Dla mnie brzmią bardziej ciepło, przyjaźnie i też tworzą swego rodzaju aurę wyjątkowości. Może dlatego, że człowiek nie jest zero-jedynkowy, tylko analogowy? Po prostu bardziej mi pasuje brzmienie dobrego winyla, niż CD.
Z winylami jest jak z piwami kraftowymi. Koneser rozpozna jakość,włożone serce wydawcy. Natomiast nie-koneser, ten kto ma choć odrobinę wyczucia, doceni tę formę słuchania.
Żeby słuchać muzyki z płyty winylowej musisz wygospodarować czas. Masz czas – słuchasz i nie dzwonisz, nie piszesz, nie gotujesz, nie sprzątasz, nie angażujesz się w codzienne prace. Płyty winylowe nie są do kotleta, są do słuchania.
Płyta winylowa dostarcza również elementu poznawczego. Słuchając muzyki ze streamingu często nie wiesz nawet kto gra. W przypadku płyt winylowych masz komplet wiedzy. Możesz oglądnąć okładkę, tytuły utworów, wyczytać informacje kto napisał tekst, kto muzykę, kto wydał, kto masterował itp.
Kiedyś mówiło się, chodziły słuchy, że wydał album.W erze kaset magnetofonowych już to nie przystawało do rzeczywistości. W erze CD-ków też nie, ale zastąpiono to powiedzeniem wydał płytę.Firma fonograficzna chwali się, że wydała album. Czyli co, wydała: fono – muzykę na nośniku (płycie) i grafikę, czyli okładkę,broszurę i różne dodatki. Ten warunek spełniają właśnie winyle.
Dlatego postawiłem na płyty winylowe. Bo to są albumy. A ja lubię oglądać albumy.

Pan Winyl:Co byś doradził osobom, które mają podobne marzenia? A może byś odradzał?
Piotr Mamcarz: Każdy potrzebuje innego bodźca, motywatora, zachęty, aby zabrać się za swoje marzenia. Spoglądając na moją wyboistą drogę, trzeba wyrobić w sobie wytrzymałość i upór. I nie poddawać się i mieć plan działania. Najpierw zbierać wiedzę, po drodze fundusze,a potem do roboty.
Pan Winyl: Czy według Ciebie winyle mają przyszłość?
Piotr Mamcarz: Jako główny nośnik muzyki, nie. Tak samo jak CD. Ich świetność też mija bezpowrotnie. Liczy się streaming. „Kupiła” go młoda generacja i będzie z nim dorastać. Ciekaw jestem, co nowego pojawi się w przyszłości.
W dzisiejszych czasach pęd ludzi powoduje, że korzystają z udogodnień. „Winyle? To nie dla mnie” powiadają. I mają rację. Słuchanie płyt winylowych jest czasochłonne. Ale również przyjemniejsze, bo dostajemy pięknie brzmiąca muzykę. Dlatego dla audiofilów płyta była, jest i będzie tym najodpowiedniejszym nośnikiem.
Ten kto ich nie spróbował, ten nie wie co traci. A może dobrze? Bo winyle są zaraźliwe. Gdy usłyszysz czarną płytę, weźmiesz do ręki okładkę, poczujesz że chcesz więcej. Więc, może lepiej nie wpadać w nałóg?
Może i winyle nie mają przyszłości, jako takiej. Lecz mają jako rynek niszowy. Była, jest i będzie grupa ich zwolenników. Dekadę temu była to garstka, że tak nas nazwę. Gdy pojawiła się moda na winyle zrobiło się nas więcej. Teraz jest dobra koniunktura na ten rodzaj wydawania muzyki. Lecz gdy moda przeminie (oby nie!!!) zostanie nas znów mniejsza grupa. Ale na pewno znacząca, i nie będzie to garstka. Bo winyle na tyle odcisnęły swój znak w młodszej generacji słuchaczy, i nich wykrastalizuje się kolejne pokolenie. To dobry znak.
Pan Winyl: Czy możesz nam zdradzić jakiego rzędu pieniądze wchodzą w grę, gdy myślimy o zaczęciu tego typu działalności?
Piotr Mamcarz: Mówienie o pieniądzach jest niegrzeczne. Gentlemani o pieniądzach nie rozmawiają, oni je po prostu mają. A tak naprawdę, w zależności od tego co chcesz osiągnąć, nie ma górnej granicy. Jeśli chcesz mieć spokojny start nie łudź się, że oszczędności wyjęte spod prześcieradła u babci Ci wystarczą. Kilkadziesiąt tysięcy złotych to minimum. Na pewno nie kilka tysięcy.
Pan Winyl:Czy masz jakieś marzenie, które chciałbyś spełnić na winyli?
Piotr Mamcarz: Tak mam i są już w realizacji, na różnych etapach. Nie chciałbym o nich teraz mówić. To moja tajemnica. Chętnie opowiem, gdy będę gotowy, na pewno Was o tym poinformuję.
Pan Winyl: Jesteś „młodym wydawcą” a od razy wydałeś płytę legendę polskiej sceny muzycznej. Jak doszło do Twojej współpracy z Piotrem Banachem?
Piotr Mamcarz: Piotr Banach jest artystą kompletnym, moim idolem. Można powiedzieć muzycznym ojcem chrzestnym. Jestem z tego pokolenia nastolatków, z którym DUM DUM i HEY święciły sukcesy.
A jak doszło do współpracy? Całkiem normalnie. Naprawdę. Wziąłem telefon i zadzwoniłem. Piotr to otwarty gość, wysłuchał mojej oferty i zgodził się.
Pan Winyl: Dlaczego zdecydowałeś się wybrać pomoc Pana Winyla?
Piotr Mamcarz: Podczas moich poszukiwań winylowych, czyli właśnie na etapie przygotowań i poznawania rynku, trafiłem na Twój blog oraz sklep. Na początku widziałem Cię w roli dystrybutora i sprzedawcy – taki miałem sprytny plan. A tu okazało się, że masz sporą wiedzę i chcesz się nią ze mną dzielić. Więc skorzystałem. Dzięki Tobie miałem o wiele mniej zerwanych nocek. Dlatego tak ważne jest móc polegać na innych ludziach. Po co wyważać otwarte drzwi? I w ten sposób zawiązała się współpraca miedzy nami na wyższym poziomie,która przeszła w przyjaźń.
Pan Winyl:Kim jest Piotr Mamcarz?
Piotr Mamcarz: To nie będzie długa historia. Jestem po prostu sobą. Nie warto udawać innych. Bigosem od studiów mnie zwą. A dlaczego Bigosem? A to już długa historia. Na inną okazję.

Pan Winyl: Dlaczego Chodzą Słuchy?
Piotr Mamcarz: Bo chodzą słuchy, że dobrze wydają. Bo chodzą słuchy, że znajdziesz tam białe kruki. Bo chodzą słuchy, że warto tam zajrzeć. Ta nazwa ma swój urok w swojej wieloznaczności. Kiedyś, czyli przed czasami Internetu, przed premierą nowej płyty, wypuszczano cały arsenał komunikatów wywołujących zainteresowanie i odruch niecierpliwego czekania na ten dzień. Teraz, błyskawiczność przemieszczania się informacji ograniczyło pocztę pantoflową. A mimo to, schematy wypuszczania nowych albumów płytowych nadal są te same. Jest ustalony dzień premiery, trzeba go najbardziej nagłośnić. Dlatego ta nazwa łączy właśnie epokę złotych dekad płyty gramofonowej z obecnymi, współczesnymi czasami.
Pan Winyl: Jakie jest Twoje największe marzenie zawodowe?
Piotr Mamcarz: Zdziwi Cię moja odpowiedź. Chciałbym mieć spokojną, stabilną i dobrze płatną pracę. Myślisz, że mam na myśli utrzymywanie się z branży muzycznej? Nie, w to nie wierzę, bo to trudna sztuka i trzeba ogromnego samozaparcia, przynajmniej w mojej opinii, aby postawić na utrzymywanie się w tej branży, czyli uwierzyć w powodzenie tej misji.
Oczywiście, jak każdy człowiek chciałbym bardzo dobrze zarabiać, i jak przystało na dziwaka, starego punkowca, chciałbym swoje pieniądze przeznaczać na wydawanie winyli.
Pan Winyl: Jakiś czas temu wydałeś tomik poezji, co sprawiło, że zostałeś ortopedą, a nie poetą?
Piotr Mamcarz: Żeby żyć trzeba pracować. Żeby spełniać marzenia trzeba mieć dobry zawód. Porównywałem sobie życie biednego poety i bogatego ortopedy. Hm, cóż, jak by tu powiedzieć, wybór był prosty.
Pan Winyl: Czy jest miejsce w showbiznesie na “poetyckie dusze”?
Uważam,że pytanie jest źle zadane, bo w naszym kraju, ani to nie jest„show” ani „biznes”.
Skoro na koncertach trudno zebrać pięćset osób publiczności, a tym bardziej legalnie sprzedać płyty. O jakim „showbiznes”mówimy w takim razie?
Dużo pracy przed nami, ludźmi ze środowiska, żeby powrócić na właściwe tory.
Poetyckie dusze? Wrażliwy temat, za który nie wiadomo w sumie jak się zabrać. Żeby przeżyć w showbiznesie trzeba mieć duszę w skorupie, a nie w okowach poezji. I na Twoje pytanie to jest na drugi człon Twojego pytania już ktoś odpowiedział równe 70 lat temu. To Andrzej Bursa w wierszu „Poeta”:
Poeta cierpi za miliony
Od 10 do 13.20
O11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
zapina rozporek
Wraca chrząka
i apiat
cierpi za miliony.
Poeta to tez zawód oparty na wrażliwości i umiejętności obserwacji i przekazaniu treści odbiorcy. Uważam, że w tak zwanym showbiznesie powinny być same “poetyckie dusze”. Pewnie moje „uważam, że” nie liczy się w tym światku. Ale właśnie po to spełniam swoje marzenia wydawnictwem Chodzą Słuchy, aby do tej branży wpuścić choć promyk „poetyckich dusz”.
Są oni potrzebni w branży. Ktoś przecież musi pisać teksy, komponować i ładnie wydawać.
Lecz tu nie poetyckość ma wpływ na wielkość uznania w swoim zawodzie. O tym jak Ci się wiedzie wpływa umiejętność radzenia sobie w społeczeństwie. Można być wrażliwym, dostrzegającym piękno i na dodatek ekstrawaganckim biznesmenem i nie przymierać głodem. Trzeba po prostu mieć plan co się chce robić, jak i kiedy. I działać. I być sobą, w zgodzie ze sobą. I działać. I nie narzekać. Nie można narzekać, ale trzeba robić swoje.
Mega dzięki Piotrze za rozmowę!
Więcej o płycie w artykule: Premiera i odsłuch płyty Banach „Wu-Wei” – relacja.
Pozdrawiam
Pan Winyl
ps. płytę Banacha możecie nabyć w sklepie WINYLOWO.COM
