fbpx
PRAWDA I MARKETING - PAN WINYL

PRAWDA I MARKETING

W minioną niedzielę zaprezentowałem Wam felieton „Kosmos, dźwięk i networking”, w którym zawarłem osobiste spostrzeżenia na temat współpracy, a przy okazji przejechałem się po historii wszechświata jak i po nim samym. Dzisiejszy wpis, nawiązuje do tego sprzed tygodnia, zatem jeśli go nie czytałeś/czytałaś, to zachęcam.

Od około dekady zajmuję się reklamą, PR-em, marketingiem, promocją. Bardziej z musu, niż z zamiłowania. Gdy prowadzi się jednoosobową działalność gospodarczą, która odniosła mniejszy sukces (bo gdy większy, to można nabyć pracownika), to człowiek, musi znać się na wszystkim i robić wszystko. A z tego wynika, że żaden specjalista ze mnie w dziedzinie marketingu, PR-u czy promocji, bo jak musisz się znać na wszystkim, to nie znasz się na niczym.

Czas na Prawdę

Żeby jednak zupełnie się nie pogrążyć, dodam, że ciągle się uczę i zdobywam nowe umiejętności i doświadczenie.

Nie tylko artyści, twórcy, ale każdy z nas nosi w sobie Prawdę (pisane przez wielkie P). Są oczywiście inne prawdy (pisane przez małe p), których w naszym życiu pełno, ale żadna z nich nie jest tak ważna i znacząca jak Prawda (pisana przez wielkie P).

Tak mi się wydaje, że nie ma bardziej eksplorowanego tematu w dziejach historii niż „prawda”, no może poza futbolem i kotami.

Jedni uważają, że prawdą jest absolut, inni, że Bóg, jeszcze inni, że Potwór Spaghetti, a jeszcze inni, że nie ma jednej prawdy, że jest relatywna i że wszystko zależy. Często jednak mylimy Prawdę z naszymi opiniami na jej temat.

Jeśli nie jestem w stanie stwierdzić co Nią jest, to staram się przynajmniej poznać skąd pochodzi. Jakie są jej przejawy? Co w moim życiu łączy się z Nią?

W moim życiu kocham. Kocham Boga, kocham moją żonę, kocham moje rodzeństwo, rodziców, przyjaciół. Nikt mnie nie może zmusić żebym przestał ich kochać i żeby zaczął kochać kogoś innego. To jest absolutnie poza kontrolą i mocą kogokolwiek. Tylko ja w moim sercu mogę zdecydować, kogo pokocham, a kogo nie pokocham.

Czasami nam się wydaje, że nie mamy wpływu na to w kim się zakochamy. Tak czasami bywa. Lecz zdecydowanie „kochać kogoś” to coś innego niż „zakochać się”. Kochać, to już kwestia wyboru. Czy decyduję się kochać moich rodziców, czy żonę, brata czy przyjaciela, nawet gdy nawalą? Czy decyduję się kochać siebie, gdy nawalę? Czy raczej wybiorę nienawidzić, mścić się? To jest wolność wyboru. Jesteśmy w tym naprawdę wolni.

Jeśli się boję, to nie ma siły, żeby ktoś mnie przekonał, że się nie boję! Jeśli mówię, to jest moje doświadczenie, bo czułem się wtedy tak i tak (dobrze/źle), nie ma siły, żeby ktoś mi powiedział, że źle odczułem. Moje uczucia są prawdziwe, są powiązane z prawdą lub z Prawdą. Te mniejsze też są realne, tylko mniej istotne. Na przykład mniej istotne jest to, że lubię schabowego i nie ma siły, żeby ktoś mi wmówił, że go nie lubię (jeśli się to komuś uda, to znaczy, że jest wstrętny manipulator 😀 ).

Miłość, strach, gniew czy radość można udawać. Można całe życie stroić miny, fikać koziołki, śmiać się, tryskać radością, a w sercu łkać, jak clown w cyrku z namalowanym uśmiechem. Można odgrywać szopki, ale w głębi serca i tak wiemy, że to wszystko lipa, namalowana na Instagramie fikcja. Pudrowane szczęście, przelajkowana rzeczywistość. Bo w nocy, nie ma bata! naciągasz kołdrę pod szyję i gapisz się tępo w sufit z trwogą w sercu i przerażającą myślą w głowie: o nie! jutro znów to samo! Mogę bardzo chcieć się zakochać, ale miłości sam nie wygeneruję, ani w sobie, ani w innych. Obojętnie jak bardzo ponętna będzie moja kreacja social medialna.

Uczucia w nas są prawdziwe i myślę, że nawet jeśli nie wiem jeszcze, co jest Prawdą, to wiem, że szuka się jej w sercu. Szukałem Jej rozumem, starałem się zgłębić ten temat i zacząłem studiować filozofię. Po latach okazało się, że po każdym jednym filozofie, który „odkrył prawdę” przychodził następny, który wskazywał, że tamten się mylił i że, to on, teraz ma rację. I tak było do czasu, aż nie przyszedł inny.

Ciekawe, że to też dotyczy nauki, Wyobraźcie sobie, że Richard Feynman, noblista w dziedzinie fizyki w roku, zdaje się 1965 w książce Charakter Praw Fizycznych pisze tak:

Mamy szczęście że żyjemy w epoce wielkich odkryć. (…) Obecnie odkrywamy podstawowe prawa natury i ten okres nigdy się już nie powtórzy. To cudowne, podniecające czasy, ale kiedyś się skończą.

cytuję za N. de Grasse Tyson „Kosmiczne Zachwyty” str. 20, wyd. Insignis

A później to się dopiero wydarzyło w nauce. W sumie więcej wiemy, że nie wiemy, niż wiemy, że wiemy. Chyba coraz bliżej nam do opamiętania, że oto stoimy twarzą w twarz z czymś co przekracza nie tylko zdolności naszych metod naukowych, ale też naszego poznania i rozumienia.

Ścigamy się w badaniu kosmosu, odgadywaniu jego praw i zasad, nie zbadawszy nawet własnego serca!

A okazuje się, że tajemnica Prawdy jest dość prosta w swej istocie. Każdy ją może poznać jeśli chce. Wystarczy, że wyruszy w podróż w głąb swojego serca.

Czy to aby nie za proste? No właśnie nie!

Jakiś czas temu podjąłem to wyzwanie. Zacząłem badać swoje serce, jego ciągotki i motywacje, namiętności i pasje. Zacząłem odrywać, że dużo ważniejsze dla mnie jest nie to, co uważam za „dobre i złe”, ale to co jest życiodajne, a co nie. Zacząłem zadawać sobie pytania, co czyni mnie naprawdę szczęśliwym? Co mi sprawia prawdziwą radość? Jak mogę sprawić radość moim bliskim, tym których kocham, moim klientom, fanom?

Nagle na ścieżce życie zacząłem zauważać rzeczy, których wcześniej nie widziałem, albo widziałem, ale nie reagowałem na nie. Przyjmowałem wszystko jak leci, bez głębszej refleksji, wiecie: „życie!”. Pojawiały się różne okazje, niektóre wyglądały dorodnie i soczyście, obiecując złote góry w bardzo krótkim czasie, albo wręcz odwrotnie, paskudne wyzwania, wymagające mnóstwo czasu, pokory i nauki. Teraz po latach, z doświadczenia już wiem, że do sukcesu, do szczęścia prowadzą te okazje, które wymagają wysiłku, pokory i pomaganiu innym. Te łatwe, lekkie i przyjemne, nie koniecznie „złe”, ale jak łatwo przychodzą, tak łatwo odchodzą też ich efekty.

Podążając w głąb serca, zacząłem obierać swoje życie z marketingowych sloganów. Moje życie przestało przypominać mentalny i duchowy supermarket, gdzie wszystko masz praktycznie za free, od ręki. Pełen pustych nic nie znaczących frazesów „gwarantowanej satysfakcji”, „zasłużonego luksusu”, „szczęścia na wyciągnięcie ręki”, „beztroskich pożyczek”! Musiałem otrząsnąć się z całej tej marketingowo-promocyjno-prowej blablaniny, żeby dostrzec, co to dla mnie znaczy „szczęśliwe życie”, „prawdziwe życie”.

Serio! Podjąłem to wyzwanie, które sam sobie rzuciłem. A może rzucił mi to zupełnie ktoś inny, kogo życie wyglądało o wiele bardziej ubogo (w sensie materialnym) niż moje, ale zdaje się, jego twarz nie nosiła śladów noszenia maski, to szczęście na tej facjacie było prawdziwe. Tak czy siak! Podjąłem wyzwanie, aby sprawdzić, co to znaczy być szczęśliwym, żyć w pokoju i radości.

Wiele lat prowadziłem życie: „jasne, że jestem szczęśliwy, ale…”. Zawsze było jakieś „ale”: ale mógłbym zarabiać więcej, mógłbym mieć więcej przyjaciół, jeździć fajniejszą furką itd. Często pytam ludzi, czy są zadowoleni z życia, czy są szczęśliwi? Odpowiadają: „Jasne, ale…”

Zastanawia mnie to, skąd to „ale”?

Tutaj zarządzam punkt zwrotny. Prawdą (przez wielkie P) już się dość obszernie zająłem.

Czas na marketing.

W książce Marketing autorstwa Kotlera i Kellera (opasłe, ponad siedmiuset stronicowe tomiszcze), panowie podają bardzo krótką definicję marketingu (jedną z wielu):

Jedna z najkrótszych dobrych definicji marketingu brzmi następująco: Zaspokajać potrzeby, osiągając zyski.

P. Kotler/K.L. Keller Marketing str. 5, wyd. Rebis

Jest tych definicji, jak się domyślacie, dużo więcej, ale na potrzeby tego felietonu ta w zupełności wystarczy.

Teraz pokuszę się nie o definicję, ale o moje rozumienie tego, czym marketing jest:

Marketing to narzędzie lub zespół narzędzi do wyszukiwania najlepszych właściwości w produkcie i uwypuklenie ich dla podniesienia atrakcyjności produktu.

Pan Winyl 😀

Czy w tym jest coś złego? Absolutnie, nie! Jestem daleki od osądzania uczciwości i zasadności pracy wielu moich kolegów i koleżanek, o wiele dalej biegłych w swym fachu niż ja. Nie ma absolutnie nic złego w tym, że są nam pokazywane najbardziej atrakcyjne cechy, dla nas jako klientów (potrzebujących), tych rzeczy, których potrzebujemy. Nie ma nic lepszego, niż to, gdy podjeżdża pod mój dom, kurier z tym, czego właśnie potrzebuję w moim gospodarstwie domowym, i tym bardziej, gdy okazuje się, iż faktycznie jest tak, że spełnia moje oczekiwania.

Nasuwa się mi tylko takie pytanie: czy to wszystko? Czy czegoś tu nie brakuje? Przekaz marketingowy i PRowe metody, to jest jedna część, możliwe nawet, że zgodna z prawdą, ale czy całą? Czy otrzymujemy produkty wolne od wad? Produkty doskonałe? Oglądając kampanie reklamowe, można sądzić, że większość tego co oferuje rynek, to właśnie takie produkty, doskonale do nas dopasowane, spełniające podstawowe potrzeby i najsubtelniejsze zachcianki.

A potem jest rzeczywistość. Jak często mijająca się z medialnym przekazem, reklamową zachętą, entuzjastycznymi sloganami. Test konsumencki, brutalnie spuszcza powietrze z balona zachwytu! Czyli jednak, ma wady, a czy tych wad nie jest przypadkiem więcej. Zacytuję klasyka:

I się zaczyna: halo, halo, chciałbym złożyć reklamację… Ale to już zupełnie inna historia.

Po co to moje całe biadolenie? A bo dziwią mnie niektóre sprawy. Czym większa firma, tym większe FAQ, kanałów łączności bez liku, botów odpowiadających, ale uwag nie ma za bardzo z kim wymienić. Pogadać z kim nie ma. Możliwe, że to wszystko tak, na pewnym szczeblu rozwoju, tak musi wyglądać. I że trzeba naprawdę dużej machiny marketingowo-PRowej, żeby ludzi przekonać, że to wszystko jest OK. Ale mogę się mylić.

Podkreślę, że to nie diagnoza, tylko moje rozważania, luźne przemyślenia, które mi przychodzą do głowy, gdy na to wszystko patrzę. Proszę mnie dobrze zrozumieć, że nie mam nic przeciwko marketingowi, PRowi czy reklamie. Po prostu twierdzę, że może być i dobry marketing i kiepski marketing. Z tym się chyba każdy zgodzi?

Czas na Prawdę

Wróćmy do Prawdy skrywanej na dnie serca, do tej która nas napędza codziennie. Jeśli jesteśmy jej świadomi, to prawdopodobnie nasze życie to pasmo sukcesów. Codziennie wstajemy ponaglani zachwytem nad tym, co cudownego przyniesie nadchodzący dzień. Jeśli nie jesteśmy świadomi tej Prawdy, dzień raczej zaczyna się na różne sposoby, z których każdy daleki jest od radosnego okrzyku: „witaj jutrzenko, co dobrego dziś przynosisz!”.

Podróż do głębin serca, może być fascynująca jak podróż do wnętrza ziemi, choć emocjonalnie dużo bardziej bolesna. Albo jak podróż w nieznaną przestrzeń kosmiczną. Z naszego pokładu wypuszczamy sondy w różnych kierunkach, obierając najróżniejsze sygnały. Niektóre nas kuszą swoją atrakcyjnością, inne przerażają. Zbieramy sygnały z rewirów, których nie chcemy pamiętać, albo zupełnie zapomnieliśmy, wychodzą nam na spotkanie różne straszydła, różne upiory z dziecięcych szaf. Bóle, rozczarowania, zranienia. Nie da się tego uniknąć. Nie da się pójść w kierunku szczęścia, omijając te meandry naszych serc.

Czasami nawet w twórczości, czy to w warstwie lirycznej, czy muzycznej, nie jesteśmy w stanie dotknąć najbardziej bolesnych miejsc. Krzywdy, które nas spotkały, różne nie wybaczone sprawy wstrzymują to sercowe flow. Pojawia się strach i chęć wypłynięcia na powierzchnię. Jak w Matrixie, Cyper wybrał smak nierealnego steaka, niż realny smak papki Tanka.

Dla mnie to nie była łatwa podróż (wcale się jeszcze nie skończyła). Był taki czas, że zapychałem swój czas „samodoskonaleniem się”. Oj czego nie robiłem, żeby nie pójść w głąb mojego serca? Treningi personalne, coachingi, Tai Chi, siłowania, szkolenia, warsztaty… itd., itd. Pełen zestaw. Myślałem, że to mnie utrzyma z dala, od moich „sercowych bólów”. Niestety, nie. Nic nie dawało mi satysfakcji. Wszystko prędzej czy później nudziło mi się. I we wszystkim napotykałem tę ścianę bólu, który za wszelką cenę chciałem ominąć.

Moja twórczość przesiąknięta była tym bólem (tak, tak pisywałem kiedyś sporo tekstów), trochę na złość innym, a trochę z żalu nad samym sobą. Tak jakbym chciał kogoś ukarać, zaleźć winnego. Nie wiedziałem, że jest więcej niż to. Nie miałem pojęcia, że można żyć inaczej.

Odkryłem swoją Prawdę zapisaną w moim sercu, tak jak Wy możecie odkryć swoją Prawdę. Skąd wiem, że ona tam jest? Wieżę, że Bóg ją tam zapisał (nawet jeśli nie wierzycie w Boga, to nie ma znaczenia). Bóg wpisał w Twoje serce unikalny dźwięk, unikalne brzmienie, unikalny song! Ten dźwięk, ma super moc. Poszukiwanie tego brzmienia, zdaje się prawdziwym sensem nie tylko twórczości, ale też życia. To co nosisz w sercu jest bezcennym darem, jaki możesz dać światu.

Czasami możesz mieć wrażenie, że cały świat sprzysiągł się przeciwko tobie, wszystko idzie nie tak. Możliwe, że to właśnie ten świat wytoczył przeciwko tobie działa, aby storpedować twoją podróż w głąb własnego serca. A może już udałeś się tą drogą i czujesz opór? Bez wątpienia komuś zależy, żeby prawdziwy dźwięk z ciebie się nie wydobył.

Jesteś artystą, masz talent, umiejętności, które otrzymałeś z Nieba, aby nieść swój dźwięk. Twoje powołanie to śpiewać sercem, grać sercem. Opowiadać swoją historię.

Taki modny mamy teraz storytelling. Co to jest? Opowieść z głębi serca.

Nikogo nie zmusisz żeby cię kochał. Nie ma takich narzędzi marketingowych, ani żadnych innych, żeby ktoś pokochał ciebie i twoją muzykę. Możesz uważać się za wolną osobę, ale fakt jest taki, że na tym świecie, jedyne na co masz wpływ, to twoje własne serce i to, jak się zachowa: pokocha, czy znienawidzi?

W istocie twórczość większości z nas, jest zapisem walk o prawdę, miłość i wolność w naszym życiu. Marketing do tego nie jest potrzebny. Pragniemy tworzyć w wolności, pragniemy, żeby nasze osobiste bóle, radości, doświadczenia różnej maści, były zrozumiane, zaakceptowane i wywarły na kimś wrażenie.

W moim odczuciu, jest coś więcej niż to. Od lat trochę się podśmiewam z Morisseya. Nie wyobrażam sobie, żeby mógł pozwolić sobie na nagranie „happy płyty” nawet gdyby był super szczęśliwym. Przez tak wiele lat dzielił się swoją deprechą, że wychował sobie całe pokolenia depresyjnej młodzieży (wieli ex-fanów Morisseya jakich znam, są w dużo lepszej kondycji niż on, pewnie dlatego, że przestali go słuchać 😀 ), która by się od niego odwróciła, gdyby nagle okazało się, że w domu ubiera się w pastele i robi czekoladowe fondue.

Jest zdecydowanie więcej, niż ból, strach i zawód. Z mojego doświadczenia wynika, że zaiste większość z nas uprawia donkiszoterię, zmagając się ze smokami, które istnieją tylko w naszych wyobrażeniach.

Aby być dobrze zrozumianym podkreślę, że mówię do tych osób, które w jakimś stopniu zmagają się z pytaniami: jak być szczerym, autentycznym i prawdziwym w swojej twórczości oraz jej wyrażaniu i promowaniu? Mówię do Was, ponieważ dobrze wiecie, że nie znajdujecie przyjemności i satysfakcji w socialmedialnym cyrku, w którym wielkość sztuki mierzy się lajkami i chwilowym zastrzykiem dopaminy, spowodowanym kilkoma zadowolonymi emotkami pod postem.

Mam takie wrażenie, patrząc na niego przez pryzmat social mediów, że ten świat już tak zapitala, że nie ma czasu taczki załadować. Latamy w tę i nazad z pustą taczką, nie bardzo nawet wiedząc po co? Dosłownie z pustki w pustkę. Co chwila coś nowego, nowa apka, nowy kanał, nowy komunikator, nowe media, nowe narzędzia do starych mediów, trzeba zaiwaniać od rana do nocy, żeby to pochwytać, być na bieżąco.

Ile powinien mieć filmik? 1 min? Nie, za długi! 30 sekund, 15? 10? 5? 3?
1 sekundę. 1 sekundę, tyle masz na chwilę obecną, żeby na wallu zahaczyć fana, aby poświęcił ci więcej czasu! Przekaz musi być taki, a taki, takie kolory, takie treści… bla bla bla… tona wiadomości, tysiące współczynników, a musisz wypełnić tym wszystkim 1 sekundę! No to faktycznie potrzeba sztabu ludzi, żeby maksymalnie wykorzystać ten czas! Samemu nie da rady! Ale jak już złapiesz tę uwagę? Jak ją utrzymasz?

Ostatnio miałem okazję rozmawiać ze „znanym dziennikarzem, ze znanej stacji radiowej”. Na zadane przeze mnie pytanie odnośnie kondycji polskiej młodej sceny muzycznej, odpowiedział:

Tomek, codziennie dostaję tonę dobrej muzy: super nagrania, świetni muzycy, nie można się przyczepić ani do produkcji, ani do masteringu, no do niczego. Po prostu muzycznie super! Ale jak ich posłuchasz, to wiesz, że nie mają nic do przekazania.

Znany dziennikarz ze znanego radia 😀

Czy to robi na was jakieś wrażenie?

Co chcecie opowiedzieć? Jaką historię chcecie przynieść na ten świat? Co ona ma zrobić? Ma rozweselić, czy zasmucić? Skłonić do refleksji, a może rozzłościć? Chcecie wbić kij w mrowisko, czy żeby się dobrze trawiło kotleta? Nie ma nic złego w muzyce wspomagającej trawienie, tak jak nie ma nic złego w muzyce kojącej nerwy, ale trzeba mieć takie założenia najpierw. Bo jeśli chcesz poruszyć ważny temat, a wychodzi z tego podkład pod wódkę z rosołkiem na weselu, to z czymś się tutaj minął artysta. Prawda?

Już w samych odpowiedziach ma powyższe pytania ukryta jest treść, część waszej historii, a jeśli zadacie sobie pytanie jeszcze dlaczego tak jest? Ooo… to już grubsza strzelanina. Może być, że stworzycie songi na miarę pokolenia!

To, że znasz odpowiedź, nie znaczy, że umiesz zadać pytanie. Dziś mamy pełno odpowiedzi na nigdy nie zadane pytania. Piosenek, które nie odpowiadają na żaden zew, żaden głos. Tworzonych w pudełkach, przez ludzi, którzy lepiej wiedzą od słuchaczy, czego im potrzeba. Dają szybkie odpowiedzi na nigdy nie zadane pytania. Jedna po drugiej, rach-ciach i gotowe.

Jeśli jednak udało ci się dotrwać do końca tego tekstu, to znaczy, że masz pytania, że szukasz odpowiedzi i że się tym chcesz dzielić, szukać ludzi, którzy podobnie jak ty, nie dali się przykryć kołderką wirtualnego świata, udając, że wiedzą jak smakuje ten wirtualny steak. Jeśli jesteś już tutaj, to wiedz, że ścieżka, ta droga prowadzi do głębin pragnień serca, a jak tam dotrzesz, to będziesz wiedział jak dotrzeć do serc Twoich fanów i już nie będzie ci grozić machanie skąpo odzianym zadem przed publicznością, aby na chwilę liznął cię reflektor sławy.

Pozdrawiam

Pan Winyl

Bibliografia:

  1. Kosmiczne Zachwyt, Neil de Grasse Tyson, wyd. Insignis, 2014
  2. Marketing (wydanie czternaste) Philip Kotler, Kevin Lane Keller, wyd. Rebis, 2012

Linki:

  1. Oświadczenie Rady Etyki Public Relations ws. roli PR-u w marketingu oraz współpracy specjalistów PR z influencerami i blogerami
  2. Public Relations – jakie są jego główne założenia?
  3. Społeczna odpowiedzialność biznesu
  4. Storytelling w biznesie, czyli jak opowiadać historie i napędzić marketing
  5. Emocje a uczucia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *