fbpx
SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #20: TEARS FOR FEARS „THE HURTING” - PAN WINYL

SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #20: TEARS FOR FEARS „THE HURTING”

Tym razem kolejne moje święto. Nawet podwójne. Po pierwsze to już dwudziesty odcinek Subiektywnego Leksykonu Płyt, które Warto Mieć, a po drugie jutro mija rok, od kiedy dołączyłam do Redakcji bloga PanWinyl.pl. Zawsze lubiłam rozmawiać o muzyce, a przez SLPKWM tych rozmów i okazji do nich zrobiło się o wiele więcej. Bardzo dziękuję za wszystkie słowa uznania i krytyki. Bardzo miło mi słyszeć, że moje pisanie wpływa na poszerzenie Waszego muzycznego świata. To działa w obie strony, bo dzięki Waszym poleceniom ja też miałam okazję posłuchać nowych rzeczy. Bardzo fajna ta nasza muzyczno-winylowa symbioza. A dzisiejsze święto chciałabym uczcić wraz płytą piękną i smutną, przy której można tańczyć i wpadać w bardzo głębokie przygnębienie. Dzisiejszym albumem będzie debiut Tears For Fears „The Hurting”.

Dla przypomnienia, trzy tygodnie temu pisałam o Roisin Murphy (znanej przede wszystkim z zespołu Moloko) i jej drugim solowym krążkuOverpowered.

SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #20: TEARS FOR FEARS "THE HURTING"

Tears For Fears to nowofalowy zespół założony przez Rolanda Orzabala i Curta Smitha w 1981 roku. W zeszłym roku duet obchodził swoje 40lecie. Również w 2021 roku ogłoszono, że szykują nowy album i wielki powrót po latach. Według mnie singiel „The Tipping Piont” jest rewelacyjny i zapowiada jeden z ważniejszych albumów tego roku. Premiera jest przewidziana na 25.02.22. Cieszę się jak dziecko i nie mogę się doczekać.

Łzy, lęki, obawy

Roland Orzabal to muzyk, wokalista, gitarzysta, klawiszowiec autor tekstów i muzyki, producent muzyczny i pisarz. Urodził się 22 sierpnia 1961 roku. Jego matka była Angielką, a ojciec Francuzem pochodzenia hiszpańsko-baskijskiego, weteranem drugiej wojny światowej. Był agresywny i stosował przemoc w domu. Rodzice prowadzili agencję\klub dla mężczyzn.

Curt Smith to autor tekstów i muzyki, wokalista, basista, klawiszowiec. Urodzony 24 czerwca 1961 roku, dorastał w rozbitej i ubogiej rodzinie na osiedlu komunalnym.

Porównując ich życia można by przypuszczać, że Roland będzie „tym złym”, jednak ta rola przypadła Curtowi, to on był buntownikiem w tym duecie.

Grasz na basie?

Curt i Roland poznali się w wieku około 12-13 lat, gdy Orzabal usłyszał jak Smith śpiewa utwór swojego ukochanego zespołu Blue Oyster Cult „Then Came the Last Days of May”. Podszedł i zapytał czy nie chciałby śpiewać w jego kapeli. Oprócz tego Roland chciał pozbyć się basisty i na pytanie czy Curt gra na basie ten odpowiedział „nie, ale mogę się nauczyć”. Tak zaczęli grać razem w zespole Gradiuate, z którym nagrali jedną płytę i wyruszyli w króciutką, bo dwutygodniową trasę koncertową. Ani Curt ani Roland nie dawali sobie rady z koncertowaniem, jeden i drugi marzyli tylko o tym, żeby wrócić do domu. Poza tym stwierdzili, że pięć osób w zespole to za dużo i wszyscy się tylko przekrzykują. Pewnego wieczoru Orzabal stwierdził, że opuszcza zespół, a Smith odparł, że idzie z nim.

SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #20: TEARS FOR FEARS "THE HURTING"

Wraz z tym wydarzeniem zaczęły się tworzyć zalążki Tears For Fears.

Na obranie takiej, a nie innej drogi przez zespół złożyły się dwa wydarzenia. Pierwszym z nich było, gdy Roland dostał od swojego nauczyciela gry na gitarze książkę amerykańskiego psychoterapeuty Artura Janowa „The Primal Scream”. Nakierowała ich na to jak myśleć o swoim dzieciństwie, w jaki sposób wykorzystać doświadczenia i pozwoliła przyjrzeć się traumom z tamtego okresu. Również nazwa zespołu została zaczerpnięta od nazwy terapii pierwotnej bazującej na urazach psychicznych z dzieciństwa.

Drugim momentem zwrotnym był dzień, w którym we dwoje słuchali Radia One i usłyszeli piosenkę Gary’ego Numana „Are Friends Electric?”. Zrobiła na nich piorunujące wrażenie i zauważyli, że nadchodzi nowa era, era syntezatorów.

Orzabala zachwyciło, że na jednym urządzeniu może uzyskać dźwięk jaki tylko mu się zamarzy.

W tym momencie postanowili zmienić swoje fryzury oraz ubrania i wyruszyć tą elektroniczną synth-popową ścieżką.

Zmieniła się też tematyka ich utworów, wcześniej robili typowe popowie hity, teraz postawili na teksty bardzo szczere, naszpikowane emocjami, zazwyczaj negatywnymi. Przede wszystkim tematem utworów była depresja, izolacja, osamotnienie i „egzystencjalne piekło”.

Po niedługim czasie od założenia Tears For Fears poznali Iana Stanleya, nieco starszego chłopaka pochodzącego z bogatej rodziny. W domu rodzinnym miał swoje niewielkie studio nagraniowe, z którego pozwolił korzystać Smithowi i Orzabalowi. Tam właśnie powstały dema takich piosenek jak „Mad World”, „Pale Shelter” czy „Change”.

Dema postanowili zanieść do Phonogramu.

Pierwszym co zaprezentowali producentowi muzycznemu i inżynierowi dźwięku Davidowi Batesowi było „Suffer the Children” i „Pale Shelter”. Oprócz tego postanowili pokazać również kawałek, który traktowali jako B-side „Mad World”. David zadecydował, że to nie może być strona B, tylko to będzie ich przebój. Utwory zostały delikatnie zmiksowane i podpisano z Tears For Fears kontrakt płytowy.

Ruszyły prace nad debiutanckim albumem „The Hurting”. Nagrywanie materiały szło bardzo mozolnie i ciężko. Spędzano w studio 7 dni w tygodniu. W jednym momencie nawet Curt Smith nie wytrzymał psychicznie, gdy musiał zaśpiewać „Pale Shelter” trzydziesty ósmy raz z rzędu.

Gdy udało się wszystko dopiąć na ostatni guzik album ujrzał światło dzienne 7 marca 1983. Po sukcesach singli promujących, już w drugim tygodniu znalazł się na pierwszym miejscu UK Album Chart, a ostatecznie pokrył się platyną.

SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #20: TEARS FOR FEARS "THE HURTING" Singiel
„The Hurting” Tears For Fears, Mercury 811 039-1,
West Germany 1983

W momencie ukazania się „The Hurting” Roland Orzabal i Curt Smith mieli zalezdwie po 21 lat.

Musieli się nauczyć co to znaczy być popularnym, bo wcale nie czuli się specjalnie wyjątkowi. Nie na tyle, żeby miały ich kochać tłumy. Przy czym w wywiadach jasno mówili, że robią bardzo dobrą muzykę. Wyruszyli w trasę koncertową, która osiągnęła ogromny sukces.

SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #20: TEARS FOR FEARS "THE HURTING" album
„The Hurting” Tears For Fears, Mercury 775 070-8, Europe, 2019, 180 gram

Recenzja

Strona A

Płyta rozpoczyna się tytułowym utworem „The Hurting”, gdzie już od początku dostajemy lodowate brzmienie automatu perkusyjnego, po chwili dochodzi perkusja i gitary a na to wszystko dwa fantastycznie współgrające ze sobą głosy Rolanda i Curta. Moim ulubionym momentem jest króciutka wstawka w środku utworu na gitary i głosy, po niej od razu wracamy do wcześniej obranego rytmu.

Drugim utworem jest hit absolutny.

„Mad World” to kawałek, który od razu producent David Bates uznał za potencjalny hit Tears For Fears. Nazwał to „uderzeniem, którego potrzebowaliśmy”. Do utworu nakręcono pierwszy teledysk zespołu, gdzie zarejestrowano taniec Orzabala. Podobno tańczył tak samo w studio nagrań, gdy stawał się bardzo nakręcony.

Ten wspaniały synth-popowy i taneczny kawał muzyki jest nieprawdopodobnym zderzeniem z tekstem: „Myślę, że to trochę zabawne i trochę smutne, że sny, w których umieram są najlepsze jakie kiedykolwiek miałem”. Dla mnie rewelacyjny, uwielbiam!

„Pale Shelter” to kojeny singiel i przebój zespołu. Znów muzyka jest żywa z fantastycznym syntezatorem, który słychać pod spodem, szczególnie zwracającym moją uwagę podczas zwrotek. Kawałek jest złożony, bardziej przypomina utwór poprockowy przez nałożenie na siebie kilku gitar i swoją melodyjność. Wpada w ucho natychmiastowo. I tu znów wyłania się ponury tekst, o braku miłości, o dawaniu z siebie wszystkiego, ale w zamian nie dostaje się nic oprócz bladego schronienia i zimnych rąk. Orzabal opowiada, że te słowa nie są o problemach między dwojgiem ludzi, tylko o nieudolnym rodzicielstwie. Do piosenki również powstał klip.

Za każdym razem pod koniec teledysku odczuwam dyskomfort, gdy jeden z papierowych samolocików trafia Rolandowi Orzabalowi prosto w oko. Czy do tej sceny da się przyzwyczaić?

Następny to spokojny „Ideas as Opiates”, utwór na automat perkusyjny, fortepian, saksofon i oczywiście głos. Tekst znów odnosi się do książki Arthura Janova. Początkowo był to B-side na singlu „Mad World.

Stronę A kończy świetny „Memories Fade” zaczynający się jedynie klawiszami i głosem Rolanda Orzabala, by po wstępie otworzyć przed słuchaczem inny świat. Całość narastająca po słowach, które są tu również refrenem – „wspomnienia blakną, lecz blizny nadal zostają” Połamany rytm, równy bas, syntezatory, saksofon, wszystko w ponurym nastroju.

Strona B

Druga strona zaczyna się pierwszym utworem jaki Tears For Fears zaprezentowali w wytwórni czyli „Suffer the Children”. „Dziecięcy” wokal w utworze to głos Caroline, żony Rolanda Orzabala. Nie przepadam za tym kawałkiem.

Ale już po nim pojawia się moim zdaniem kolejna petarda na płycie czyli „Watch me Bleed”. Gdzieś blisko zimnej fali, żywy i mroczny, niektóre dźwięki od razu przywodzą na myśl Joy Division. Sam zespół nie przywiązuje wielkiej uwagi do tego utworu, a dla mnie jest jednym z najlepszych. Dziś, gdy wsłuchuję się w niego kolejny już raz zastanawiam się, że może jednak najlepszym?

„Change” to piosenka, która była przez wiele lat moim ulubionym imprezowym kawałkiem Tears For Fears. Jako jedyny na całym albumie ma prosty, pozytywny tekst, popowy wręcz. Orzabal uważa, że świetnie równoważy płytę, bo czasem każdemu potrzeba powiewu lekkości. Jest to czwarty singiel zespołu, który przyniósł im międzynarodowy sukces. Piosenka jest bardzo przebojowa i chwytliwa. Raz zasłyszane dzwonki już zawsze pozostają w głowie. Przez cały kawałek prowadzi nas grzechotka, gitary, bas i majaczące czasem zawodzące w tle syntezatory. Co tu dużo pisać, HIT!

Następnym utworem jest „The Prisoner”, podobno najbardziej ambitny na płycie, zainspirowany trzecim albumem Petera Gabriela. Bardzo pokrętny, połamany i niepokojący.

Płytę zamyka „Start of the Breakdown”, którego tekst jest najbardziej osobistym Orzabala, bo odnosi się do załamania nerwowego jego ojca, gdy Roland był jeszcze małym dzieckiem. Fantastyczne zakończenie płyty. Na początku kawałek wydaje się bardzo oszczędny, później jednak muzycznie dzieje się tam bardzo wiele. Ma w sobie sporo nałożonych warstw, czasem trochę gorączkowych i może chaotycznych, jednak przy dokładnemu posłuchaniu wiemy, że wszystko jest świetnie uporządkowane.

Depresja potrafi tańczyć.

Gdybym miała w skrócie podsumować ten album to powiedziałabym, że Curt Smith i Roland Orzabal nauczyli depresję tańczyć. Smutne i ponure teksty piosenek połączono z melodyjną i rytmiczną nową falą. Skomasowanie tak ciężkiej tematyki jak krzywda, ból i dziecięce traumy z muzyką, przy której często ma się ochotę wstać i po prostu zatańczyć mogło się udać tylko im. Młodym, niesamowicie zdolnym chłopakom z nieszczęśliwych rodzin. Do tej pory przyznają, że to była płyta szczera, napisana prosto z serca. I to się czuje. O ile ja raczej nie przykładam wielkiej wagi do tekstów, tak dla człowieka w wieku lat kilkunastu przemawiają do głębi. Chociaż przez brak dostępu do informacji odbierałam wiele z nich inaczej niż autor miał miał na myśli. Najlepszym tego przykładem jest „Pale Shelter”. Jednak mimo upływu lat nadal uważam tę płytę za najlepszą w dorobku Tears For Fears. Lepszego debiutu nie można sobie wymarzyć.

Zdecydowanie warto ją mieć!

Informacje kolekcjonerskie dotyczące oryginalnego wydania:

Wydawnictwo:  Mercury
Numer katalogowy:   MERS 17
Format: Vinyl, Album,
Kraj: UK
Rok wydania: 1983
Gatunek: Rock, pop , Style: Synth-pop, New wave
Ceny albumu wahają się między 5 GBP a 13 GBP w zależności od stanu

Pozdrawiam

Agnieszka Protas


Jeśli podoba Ci się to co robię, to możesz postawić mi kawę.


Komentarze: 5

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *