fbpx
SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #30: YELLO „TOUCH” - PAN WINYL

SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #30: YELLO „TOUCH”

Juz dwa odcinki Subiektywnego Leksykonu Płyt, Które Warto Mieć z rzędu były o głosach kobiecych i płytach z połowy lat 80. Ostatni to Maanam „Mental Cut”. Dlatego zmieniamy nieco klimat i przenosimy się w czasy teraźniejsze, chociaż i tak jestem zdziwiona, że już tyle lat minęło od wydania tego albumu. Zapraszam do kraju, w którym z Leksykonem jeszcze nie byliśmy, bo do Szwajcarii. Do tego wybierzemy się w zakątki muzyczne, których jeszcze nigdy nie dotykałam – liźniemy ciut jazzu. Dziś Yello i ich „Touch”.

Dadaistyczni Szwajcarzy

Yello to szwajcarski duet wykonujący muzykę elektroniczną, lecz wykorzystują również żywe instrumenty, które zostają zazwyczaj przetworzone i użyte są sample. Czerpią garściami z wielu gatunków muzycznych jak funky, rock, synth pop czy jazz. Sami przyznają, że zakładając Yello głównymi ich idolami w tamtym czasie byli Pink Floyd, John Coltrane i The Residents, więc rozstrzał stylistyczny. Swoją drogą wierzę, że The Residents potrafią być inspirujący, miałam przyjemność widzieć ich na żywo i to chyba najbardziej ekscentryczny występ jaki widziałam.

Wracając do Yello. Na początku, pod koniec lat 70. zespół tworzyli Carlos Peron i Boris Blank, którzy swoje dema zapakowali do samolotu i wraz z nimi wybrali się do USA. Dotarli do samych The Residents i prowadzonej przez nich wytwórni Ralph Records. Ich nagrania tak się spodobały, że od razu zaproponowano im kontrakt. W roku 1979 dołączył wokalista Dieter Meier. Przez kilka lat działali jako trio, jednak w 1983 roku Carlos odszedł z zespołu na rzecz rozwijania własnej solowej kariery.

Obecnie formację tworzą:

Dieter Meier – wokalista, autor tekstów, producent i menager Yello, reżyser i performer, miłośnik golfa. Był też zawodowym hazardzistą. Postać niesamowicie barwna, czasem uważana za ułożonego eleganckiego pana, innym razem za pomyleńca. Dzięki wielu życiowym wyborom, we wczesnych latach pomocy taty, w późniejszych własnym inwestycjom i biznesom drobił się mniej więcej dwustu milionów franków szwajcarskich. Głos Dietera jest bardzo charakterystyczny, niski, basowy, często uwodzicielski. Ponoć jego brzmienie jest otrzymywane dzięki elektronicznemu wsparciu.

Boris Blank – muzyczny mózg całego Yello. Jest kompozytorem, multiinstrumentalistą, chociaż nie umie czytać nut. Przez swoje innowacyjne pomysły i zabawy z pętlami, tworzeniem brzmienia oraz samplami nazywa siebie konstruktorem muzyki. Tworzeniem muzyki interesował się od najmłodszych lat. Do tego celu używał przedmiotów codziennego użytku i magnetofonów. Nadal w muzyce Yello można usłyszeć, że wiele dźwięków, szczególnie perkusyjnych, powstało np. przy użyciu piłki. Jednak jego ulubionymi zabawkami są samplery, a głos uważa za bardzo ciekawy instrument. Podejrzewa, że interesuje się tym co można zrobić z ludzkim głosem przez wspomnienia z dzieciństwa – jego tata wydawał różne dziwne dźwięki wraz z naśladownictwem, a on sam miał ogromną frajdę z echa w Alpach. Blank porównuje tworzenie utworów do układania puzzli. Nie lubi występów na żywo. Uważa, że

„wygląda to naprawdę głupio, gdy dwa stare pierdy ruszają głowami, udając, że grają, gdy wszystko dobiega z Fairlihgt’a i taśmy.”

Dlatego raczej nie koncertują. Przed Yello naprawiał telewizory i jeździł ciężarówką.

The Race

Najbardziej znanym przebojem Yello jest „The Race” 1988 roku. Został on użyty w filmach, serialach, w programach o tematyce motoryzacyjnej, wykorzystywany był przez Eurosport, ale i przez norweskiego polityka przed przemową.

W latach 90. panowie nieco zmienili styl na taneczny, nie raz pojawia się też określenie, że stali się „ojcami chrzestnymi techno”.

Album po dłuższej przerwie

Zacznę od tego, że (według jednej z najdziwniejszych opinii jakie w życiu przeczytałam) nie powinnam lubić Yello, bo kobiety tego nie lubią i już. Otóż błąd, lubię całkiem sporo ich kawałków i wiem, że nie jestem jedyną przedstawicielką tzw. płci pięknej słuchającą tych panów. Jest nas znacznie więcej!

Dziś skupię się nad 12 albumem studyjnym Yello czyli „Touch”. Album bardzo piosenkowy, chilloutowy, jazzujący, ale i funky, a jednocześnie elektroniczny jak na Yello przystało. Warto zaznaczyć, że Yello mają jedne z najlepiej zrealizowanych płyt jakie słyszałam. Zawsze wkładają wiele pracy w opracowanie brzmienia, jakość dźwięku jest powalająca. Tym razem również.

Do nagrania albumu zaproszono gościnnie:

Heidi Happy – szwajcarską wokalistkę,

Tila Bronnera – niemieckiego trębacza,

Dorothee Oberlinger – niemiecką flecistkę.

Płyta powstała w 2009 roku, 6 lat kazano fanom czekać na nowy materiał. Na winylu wydano „Touch” w bardzo małym nakładzie, stąd teraz jego wysoka cena. To idealny przykład nazwania płyty czarnym złotem, ceny zaczynają się od 200 Euro.

Recenzja

Najcięższą pracę jaką muszę wykonać nad opisaniem tej płyty to wybranie utworów, do których dodam linki. „Touch” jest krążkiem niebywałym, bo bardzo rzadko trafiają się płyty, które mają tak mało słabszych momentów. Do tego piosenki, które są warte tu posłuchania nie są po porostu dobre, są zazwyczaj killerami. Często każda w innym stylu.

Strona A1

Album otwiera „The Expert”, utwór bardzo funky z charakterystycznym głosem Dietera, którego nie można pomylić z żadnym innym. Krótki, ale intensywny, bo naszpikowany wieloma dźwiękami.

Kolejny to wspaniały „You Better Hide”. Spokojny, chilloutowy, zabarwiony jazzem. Utwór, o który w życiu bym się nie podejrzewała, że mogę lubić. Jednak ten i kilka innych na tym albumie, które są w podobnym stylu trafiło mi prosto w serce i tam już zostało. Ta niesamowita dbałość o szczegóły, to dopracowane brzmienie, spokój i harmonia pozwalają na chwilę głębokiego relaksu. Jednak gdzieś pod spodem cały czas wyczuwalna jest tu rola elektroniki, może właśnie to sprawia, że ten utwór tak do mnie trafia.

Kolejny to genialny „Out of Dawn”, żywszy od poprzednika, jednak nadal spokojny. Bardzo uwodzicielski, romantyczny, działający na zmysły, dzięki tekstowi, szeptom, intonacji.

Następny to „Bostich (Reflected)” – tytuł zapewne dobrze znany fanom Yello. Jeśli komuś brakowało starego oblicza Yello to właśnie tutaj panowie pokazują je idealnie. Nie dość, że piosenka jest żywa i taneczna, pełno w niej popisów elektronicznych to ma w sobie to cudowne mrugnięcie okiem. Dlaczego „Bostich” to znany tytuł dla osób interesujących się Yello? Ponieważ tak właśnie nazywał się ich singiel z początku lat 80. , trzeci promujący debiutancki album, cieszący się sporą popularnością. Świetny kawał elektronicznej muzyki nadający się na undergroundowe imprezy nawet dziś. Na „Touch” panowie pokusili się o odświeżenie swojego hitu. Wykorzystano oryginalne nagrania, przetworzono je, podkręcono mocno tempo i tak właśnie powstał „Bostich (Reflected)”. Jak dla mnie jedna i druga odsłona jest rewelacyjna.

Strona A2

„Till Tommorow” to bardzo dobry przykład romansu między typowo jazzowymi dźwiękami trąbki a elektroniką. Chociaż tak naprawdę to nie trąbka tylko flugelhorn. Trzeba do niego użyć większej siły, ale dzięki temu jego dźwięk jest też niższy, bardziej miękki i uważany za „ciemny”. Mnie to przekonuje. Chociaż kto mnie zna ten wie, że dźwięk instrumentów dętych blaszanych jest jednym, z tych, których słuchać nie mogę.

Następny to króciutki „Tangier Blue” dla mnie jeden z tych słabszych momentów, przy czym nie można go nazwać złym.

„Part Love” był singlem, promującym album. Dlaczego akurat ten? Nie mam pojęcia i nie znalazłam wiadomości na ten temat. Klaszcząco-funky… i ta gitarka. Do mnie nie trafia.

Za to „Friday Smile”! To kolejny z tych, koło których nie mogę przejść obojętnie. A nawet wciąga mnie bez reszty. Tak prosta historia o tym, że nie potrzeba niczego więcej w piątkowy wieczór niż uśmiech kochanej osoby i pewności, że doprowadzimy do „uderzenia w gwiazdę miłości”. W sumie… kto nie lubi prostych historii? Do tego wspaniale zapętlające się dźwięki oraz co chwilę pojawiające się nowe instrumenty, ale delikatnie. W tle.

Strona B1

Drugą płytę rozpoczyna „Kiss in Blue”, po nim wskakuje „Vertical Version” o i ile jego klimat bardzo mi się podoba, bo całe tło i klawisze bardzo mocno kojarzą mi się z mrocznymi opowieściami w stylu rodziny Addamsów, to niestety trąbka mnie pokonuje. Kto wie, może jeszcze kiedyś „dorosnę” do jej dźwięku.

A teraz weselsza propozycja na płycie, bardzo melodyjny, rozbujany „Trackless Deep”.

„Stay” to kolejny utwór z Heidi Happy na wokalu i znów absolutnie wspaniały. Przez realizację tej płyty słychać jak niskie dźwięki potrafią utulić, wysokie przecinać powietrze, a ilość szczegółów robi tę melancholijną wycieczkę pełną dyskretnych niespodzianek. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to jego długość. Mógłby trwać jeszcze dwie minuty dłużej, pozostawia niedosyt. Aż chce się zaśpiewać za Heidi:

„Stay for a while…” (zostań jeszcze chwilę…)

Strona B2

Na tej stronie znajdują się zaledwie dwie pozycje. Pierwsza z nich to „Electric Frame”.

Druga zamykająca album to „Takla Makan”. Tutaj możemy usłyszeć flety wspomnianej wcześniej Dorothee Oberlinger. To najbardziej zaskakujący utwór na całym albumie. Niepokojący, mroczny, rozbudowany z mnóstwem różnych wibracji. Uczta dla uszu. Czasem z dalekowschodnią atmosferą, innym razem mam wrażenie, że czuć w nim duch dawnych dalekich ludów, momentami słyszę tu Vangelisa. To wspaniały, chociaż nieprosty miks dźwięków świata i, jak przystało na Yello, odgłosów przyszłości. Nawet nie wiem kiedy mija te 8 minut i 33 sekundy. Te coraz dłuższe, ciemne i wilgotne jesienne wieczory sprzyjają poświęceniu czasu dla siebie i muzyki, myślę, że nie jeden taki wieczór spędzę z „Takla Makan”. Do czego zachęcam.

Dotknij Yello („Touch” Yello)

Zespół Yello jest jedną z ciekawszych formacji w historii muzyki elektronicznej. Mają wiele twarzy, nadadzą się na każdy nastrój i sytuację. Album „Touch” (z ang. dotyk) faktycznie potrafi dotknąć słuchacza głęboko, potrafi też rzucić szelmowskim uśmiechem, potrafi być sexy i romantyczny do granic możliwości. Jeśli ktoś poszukuje muzyki niestandardowej i nie trzymającej się ram, jednocześnie ambitnej i nie sztampowej to Yello i ich „Touch” uważam za propozycję nie do odrzucenia. To płyta, którą warto mieć!

Informacje kolekcjonerskie dotyczące oryginalnego wydania:

Wydawnictwo: Polydor
Numer katalogowy: 060252720619
Format:  2 x Vinyl, Album
Kraj: EU
Rok wydania: 2009
Gatunek:  Electronic, Style: Chillout, Lounge, Future jazz, electronic
Ceny albumu wahają się między 245 EUR do 800 EUR w zależności od stanu.

Pozdrawiam

Agnieszka Protas


Jeśli podoba Ci się to co robię, to możesz postawić mi kawę.


Komentarze: 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *