SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #32: „WORLD OF TIM BURTON”
Żeby trochę uspokoić atmosferę po ostatnim odcinku SLPKWM, w którym Gary Numan zabrał nas w apokaliptyczną podróź do niedalekiej przyszłości postawiłam na muzykę filmową. Jest kilka duetów muzyczno-filmowych, które sprawdzają się idealnie. Jednym z nich jest tandem Burton/Elfman. Korzystając z okazji, że mamy czas około Halloweenowy stwierdziłam, że to idealny moment na opisanie właśnie tej płyty. Dlatego dzisiaj „World of Tim Burton” – dwupłytowy album z muzyką napisaną do filmów Tima Burtona.
Edward zamiast Ciżemki
Może zacznę od Tima Burtona, jednego z moich ulubionych reżyserów i – na pewno najważniejszego dla mnie. To właśnie jego filmy i animacje miały na mnie największy wpływ. Przez długi okres znałam tylko „Sok z Żuka”, obejrzany gdzieś z rodzicami przeszło 30 lat temu. Później polowałam na jego filmy i oglądałam wszystko co było emitowane w TV.
W siódmej klasie chodziliśmy na Akademię Filmową do nieistniejącego już kina „Warszawa” w Krakowie. Dzięki naszej wychowawczyni zostaliśmy zapisani na filmy dla starszych roczników. Gdy klasa równoległa oglądała „Historię Żółtej Ciżemki” czy „Pana Samochodzika”, nam wyświetlano „Ostatniego Mohikanina”, „Podwodny Świat” czy…
„Edwarda Nożycorękiego” – film, który pokochałam od razu. Wrażenie było piorunujące. Śmiałam się, przeżywałam i płakałam na koniec. Pamiętam to bardzo wyraźnie, a przez lata wiele razy wracałam do tego filmu, jak i do ścieżki dźwiękowej z niego.
Jak już zaczęłam się interesować i dowiadywać kim jest Tim Burton natrafiłam na film „Marsjanie Atakują”. Nie wiem jak to się stało, że byłam na nim w kinie. Może był puszczany w ramach jakiegoś przeglądu czy festiwalu? nie pamiętam. W każdym razie nie był nowy, bo lata mi się kompletnie nie zgadzają. Cóż, odrobinę się zawiodłam. Po Burtonie spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Pewnie wiele osób teraz mnie rozumie.
Na szczęście wraz z początkiem XXI wieku dostępność filmów była coraz większa, udało się dotrzeć do „Miasteczka Halloween” czy „Jeźdźca bez głowy”. „Batmana” (a nawet oby dwie części w reżyserii Burtona) również obejrzałam z ogromną przyjemnością, przy czym – muszę to zaznaczyć – produkcji związanych z superbohaterami nie lubię. Swoją drogą, jako ciekawostka napiszę, że Tim Burton nie jest i nie był nigdy fanem komiksów. Jedyne co go fascynowało to zależności między Batmanem i Jokerem.
W tym czasie Tim Burton rozkręcił się z wypuszczaniem filmów, które są bardzo w moim guście. Fascynacja światem przez niego stworzonym trwa u mnie do dziś.
Zaprzeczenie kalifornijskiego słońca
Tim Burton – właściwie Timothy Walter Burton – urodził się w Kalifornii w 1958 roku. Jest amerykańskim filmowcem, pisze scenariusze, jest reżyserem, producentem, animatorem i artystą. Wielokrotnie nominowany do prestiżowych nagród, w tym do Oscara, BAFTA czy na festiwalu w Cannes. Zdobywca Złotego Globu, Nagrody Emmy i kilku nagród Saturna.
Już od wczesnych lat interesował się kinematografią. Pierwszym znanym jego filmem jest „The Island of Doctor Agor”, który nakręcił w wieku zaledwie 13 lat. Jak sam opowiada, mieszkał w miejscu, gdzie jest pięknie i zawsze świeci słońce, a że miał cichą, ale buntowniczą naturę ciągnęło go do wszystkiego, co nie pasuje do jego otoczenia. Stąd fascynacja potworami i upiornym światem. Uwielbiał oglądać horrory. Jednym z pierwszych, które pamięta, że zrobiły na nim wrażenie była „Maska Szatana”, włoska produkcja z 1960 roku. Przyznaje, że nigdy nie miał koszmarów przez filmy. Dużo gorsze były dla niego problemy przyziemne jak choćby pójście do szkoły.
Z początkiem lat 80tych, Tim Burton pracował jako animator w studiu Walta Disneya.
Sławę zaczął zdobywać pod koniec lat 80. i na początku 90. dzięki takim filmom jak „Sok z Żuka”, „Edward Nożycoręki” i animowany „Miasteczko Halloween”. Swoimi mrocznymi pomysłami zjednał sobie rzeszę fanów. Jego czarny humor, makabryczne i gotyckie wizje są kontunuowane przez lata, ale daje się też poznać z całkiem innej strony. Dzieciaki pokochały nową opowieść o słoniku Dumbo, czytelnikom bardzo przypadła do gustu ekranizacja „Alicji w Krainie Czarów” czy „Osobliwego domu Pani Peregrine”. Ja jestem jedną z tych osób, które zaskoczył, ale i uwiódł filmem biograficznym „Wielkie Oczy”.
Punkowy klasyk
Danny Elfman – właściwie Daniel Robert Elfman – to amerykański muzyk i kompozytor. Urodził się w Los Angeles w 1953 roku. Szczególnie znany z komponowania soundtracków do filmów Tima Burtona.
Jego pierwszym muzycznym wspomnieniem jest piosenka Allana Shermana, której rodzice słuchali w domu. Potem przeszedł fascynację Billy Holliday dzięki swojej dziewczynie, następnie poznał Beatlesów, by w końcu chodzić na koncerty The Doors i Led Zeppelin.
Uważa, że kreatywność jest jedną z tych nieuchwytnych rzeczy w życiu. Nie ma pojęcia jak przychodzą do niego pomysły, dla niego samego jest to tajemnicą.
Tak samo jak u Tima Burtona rozgłos przyniósła mu muzyka skomponowana min. do fimów „Sok z Żuka”, potem „Batmana” i „Edwarda Nożycorękiego”. Jego styl stał się tak charakterystyczny, że już po kilku taktach łatwo można rozpoznać, że to muzyka Elfmana.
Oprócz muzyki filmowej i współczesnej muzyki klasycznej Danny Elfman posiada też inne oblicze. Grał muzykę wywodzącą się z punka, rockową, nowofalową czy jazz. Nagrał też piosenki z Trentem Reznorem i Iggym Popem, które zapewne będą bardzo zaskakujące dla osób, które znają Elfmana tylko z choćby ścieżki dźwiękowej do „Edwarda Nożycorękiego”.
Recenzja
Tym razem nie opiszę utworu po utworze, bo ta muzyka się zwyczajnie do tego nie nadaje. Ten podwójny winyl to zbiór najbardziej znanych utworów z jednocześnie najsławniejszych filmów Tima Burtona. W większości są to kompozycje Dannego Elfmana, ale też utwory Stephena Sondheima („Sweeney Todd demoniczny golibroda z Fleet Street”) i jeden Howarda Shore’a (”Ed Wood”).
Na albumie znajdziemy piękne i niepokojące kołysanki zbudowane na dźwiękach starych pozytywek. Taki właśnie jest temat przewodni do „Edwarda Nożycorękiego”. Zresztą cały soundtrack z tego filmu posiadam na winylu, bo (jak dla mnie oprócz ostatniego kawałka, gdzie atakuje mnie Tom Jones) jest jedną z najpiękniejszych ścieżek dźwiękowych jakie kiedykolwiek powstały. Może kiedyś nawet powstanie o tej płycie osobny odcinek SLPKWM.
Są tu też orkiestrowe i niepokojące momenty jak muzyka z „Batmana”
I musicalowe wstawki prosto ze świata golibrody, który sprzedawał najpyszniejsze paszteciki w mieście
I cieszący mnie najbardziej Beetlejuice, Beetlejuice, Beetlejuice!
Oprócz wcześniej wspomnianych znajdziemy tu utwory z „Alicji w Krainie Czarów”, „Charliego i fabryki czekolady”, „Jeźdźca bez głowy”, „Gnijącej Panny Młodej”, „Wielkiej przygody Pee Wee Hermana”, „Eda Wooda” i „Marsjanie Atakują”.
Przekrojowo i klimatycznie. Dobrze jest wejść w świat Tima Burtona.
Makabryczny, gotycki król
Tima Burtona okrzyknięto „królem Halloween”, traktuję to z przymrużeniem oka. Chociaż przyznaję, że ciężko się z tym nie zgodzić, bo wiele jego filmów pasuje najlepiej do takiego makabryczno-wesołego wieczoru. Muzyka napisana przez Dannego Elfmana rewelacyjnie oddaje klimat obrazów, które kreuje Burton. Jak już wcześniej wspomniałam – to arcymistrzowski duet. Dopełniają się jak mało kto i tworzą wspólnie magiczną całość. Zarówno muzykę jak i filmy polecam na każdy dzień, albo lepiej wieczór, nie tylko od „święta”. Żeby zatopić się w dziwacznym świecie, mrocznym, gotyckim i jedynym i niepowtarzalnym warto mieć album „The World of Tim Burton”. W moim przypadku wytłoczony na dwóch transparentnych, tak pięknie zgniłozielonych winylach.
Informacje kolekcjonerskie dotyczące oryginalnego wydania:
Wydawnictwo: FGL, Silva France, Diggers Factory
Numer katalogowy: SI2106101
Format: 2 x Vinyl, Album
Kraj: Francja
Rok wydania: 2021
Gatunek: Soundrtack
Ceny albumu wahają się między 22 EUR do 79 EUR w zależności od stanu.