SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #37: SPARKS „EXOTIC CREATURES OF THE DEEP” - PAN WINYL

SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #37: SPARKS „EXOTIC CREATURES OF THE DEEP”

Dwa tygodnie temu w Subiektywnym Leksykonie Płyt, Które Warto Mieć było chłodno i syntetycznie dzięki Fever Ray. Tym razem przenosimy się z Europy do USA, co rzadko się zdarza w SLPKWM.
Tematem dziejszego odcinka będą bracia Russel i Ron Mael i ich zespół Sparks.


Są takie płyty, z których reedycji cieszę się jak dziecko z tony ukochanych cukierków. Tak właśnie było z „Exotic Creatures of the Deep” Sparksów. O ile album znam od 2008 roku, tak na winylu pojawił się w domu dopiero w zeszłym roku. Pierwsze tłoczenie rozeszło się jak świeże bułeczki i ceny używanej płyty zaczynały się od 100 Euro. Dlatego niestety zostało tylko słuchanie tego albumu na CD, które również zostało kupione w lekko rozbojowej cenie. Aż nadszedł 2022 rok, kiedy Sparks postanowili wydać wznowienia kilku swoich albumów na płytach winylowych, w tym mój ulubiony „Exotic Creatures of the Deep”.

Radość w czystej postaci!

Sparks

Duet Sparks tworzą bracia Ron i Russel Mael z Kalifornii. Grają pop-rock z elementami elektroniki. Uwielbiają muzykę brytyjską, słuchali takich zespołów jak Pink Floyd czy The Who. Sami również nie raz byli brani za Brytyjczyków.
Starszy Ron to ta cicha część duetu, niewiele się odzywa, ale to właśnie on pisze większość piosenek. Zazwyczaj nosi okrągłe okulary i wąsik (inspirowany Chaplinem lub Hitlerem – jak sam mówi, bo oby dwie postaci uważa za kreskówkowe).

Młodszy o 3 lata, Russel, śpiewa, porusza się zarówno na scenie, jak i w teledyskach. Dzięki niemu Sparks dostają tego fantastycznego artystyczno-teatralnego charakteru.


Bracia są kinomanami, ale oprócz tego również mają wykształcenie związane ze srebrnym ekranem. Ron studiował kinoznawstwo (coś jak u nas filmoznawstwo) i grafikę, natomiast Russel sztuki teatralne i filmowe. Od najmłodszych lat interesowało ich zarówno oglądanie filmów, ich robienie oraz pisanie do nich muzyki. W 1977 roku zagrali epizodyczne role w filmie „Rollercoaster”, ale to ich największa aktorska przygoda.

Maelowie w pewnym momencie nawet nawiązali współpracę z Timem Burtonem, co uważam, że mogłoby być jedną z najlepszych płyt z muzyką filmową! Jednak podczas pracy Tim Burton stracił zainteresowanie Sparksami.

Ostatnio zrobiło się głośno o panach Mael dzięki filmowemu musicalowi „Annette”, który napisali, a wyreżyserował go Leos Carax. Wspaniała ścieżka dźwiękowa swoją drogą. Liczę, że może kiedyś pełny soundtrack wyjdzie na winylu, bo w tym momencie jest tylko dostępna tylko „Cannes Edition”, która jest mocno okrojona.


Eklektyzm i często zaskoczenie


Ich płyty często bardzo różnią się między sobą. Jak sami zaznaczają każdy album piszą z myślą, żeby był ich zdaniem odpowiedni, prowokujący i nowoczesny. I faktycznie możemy od nich usłyszeć zarówno glam rocka, synth pop czy muzykę filmową.

Na jednej z platform znalazł się film dokumentalny „The Sparks Brothers”, niestety nie jest dostępny w naszym kraju, z tego powodu mocno ubolewam.

Ron i Russel Mael są prawie nierozłączni, całe życie razem pracują, koncertują. Nawet mieszkają 10 minut drogi od siebie, a ponieważ Russel ma studio we własnym domu mogą spędzać tyle czasu na wspólnym tworzeniu, ile tylko chcą. Jednak podkreślają, że wcale nie zajmuje im to długo. Podczas pisania nowych piosenek są bardzo skoncentrowani, zazwyczaj wiedzą oby dwoje, w którym kierunku chcą iść, co bardzo ułatwia pracę. Mimo tych wielu godzin spędzanych razem nigdy nie doszło między nimi do kłótni, która mogłaby ich podzielić. Owszem, zdarzały się „gorące dyskusje” jak nazywa je Ron, ale zawsze i wszystko udawało się rozwiązać.


Niedoceneni



Często się zastanawiam jak to się stało, że Sparks są tak w sumie mało popularni? Są jednym znajbardziej niedocenionych zespołów, chociaż wiele gwiazd wymienia właśnie ich jako swoją inspirację, lub po prostu ulubioną kapelę. Wśród nich znajdują się choćby Dave Gahan i Martin Gore z Depeche Mode, Siouxie and the Banshees nagrali cover ich piosenki, Johny Marr się o nich wypowiadał, Björk i Morrisey wskazywali na płytę „Kimono my House” jak najważniejszą w życiu, podobnie jak John Frusciante z Red Hot Chilli Peppers. A pomyśleć, że to, co tu przytoczyłam to zaledwie wycinek.
Wychodzi na to, że Sparks to idole naszych idoli.

Egzotyczne kreatury z głębin


„Exotic Creatures of the Deep” to 21. album Sparks. Przyznam szczerze, że to był pierwszy jaki poznałam. Oczywiście słyszałam wcześniej utwory „This Town Ain’t Big Enough For Both Of Us” czy „When Do I Get to Sing 'My Way'”, ale nie koniecznie można powiedzieć, żeby mnie porwały. Osobiście wolę późniejsze albumy braci Mael.

Strona A


Album otwiera „Intro”, a zaraz po nim wpada jak przeciąg „Good Morning”. Już od samego początku wiemy czego się podziewać po płycie. Będzie dynamicznie, pop-rockowo, teatralnie a wszystko podkręcone elektroniką. Lekko zabawnie, choć kto wie, czy nie tragicznie, bo piosenka opowiada o obudzeniu się koło kogoś całkiem obcego.

„Good Morning, who are you?” („dzień dobry, kim jesteś?)
Rewelacyjny utwór

Po nim pojawia się równie genialny „Strange Animal”, w którym spokojne dźwięki przeplatają się z mocnym gitarowym uderzeniem często w starym dobym punkrockowym klimacie, co wcale nie Sparksom nie przeszkadza, żeby do tego całego szaleństwa dorzucić instrumenty smyczkowe.

Strona B

„I Cant’ Believe That You Would Fall for All the Crapp in This Song” to też jeden z moich faworytów. Uwielbiam tę w sumie prostą linię, rewelacyjną elektronikę połączoną z prawdziwymi instrumentami i … ten tekst! Jak pięknie można zaśpiewać, że kocham tylko Ciebie, pragnę tylko Ciebie, a wszystko skwitować stwierdzieniem „nie mogę uwierzyć, że dajesz się nabrać na te wszystkie bzdury z tej piosenki”. Tak potrafią tylko Sparks!

Kolejny to „Let the Monkey Drive” – historia co się dzieje, gdy małpie damy prowadzić. Oczywiście w przenośni.
Następnie po krótkim „Intro Reprise” Pojawia się „I’ve Never Been High”, dla mnie jeden z niewielu słabszych momentów na albumie.


Strona C

Dwa utwory, które pokochałam od pierwszego przesłuchania i wpadłam w nie po uszy znajdują się na tej stronie.

Pierwszy to „(She Got Me) Pregnant” o tym jak to kobieta wykorzystała mężczyznę, żeby zajść w ciążę. Kto wie, może to skutki „Good Morning” z początku z albumu?

Gdy pierwszy raz usłyszałam ten utwór przeszedł mnie dreszcz i stanał mi przed oczami świat Tima Burtona. To była moja pierwsza myśl „jak ta muzyka pasuje do mrocznych i groteskowych wizji mojego ulubionego reżysera!” I nadal tak uważam. Aż chciałoby się dodać :

żałuj pan, panie Burton, że kiedyś zrezygnowałeś ze współpracy z braćmi Mael!

Później pojawia się „Lighten Up Morrissey”, która jest apelem do Morriseya, żeby się rozluźnił. Piosenka w żaden sposób nie miała mu ubliżać. Zresztą sam Morrisey się wypowiadał, że mu się podoba i wykorzystywał fragmenty jej teledysku na własnych koncertach. Legenda głosi, że Morrisey za młodu tak lubił Sparks, że zabierał resztki ich pieczywa, którego nie dojedli przy śniadaniu…

Drugim z moich uwielbionych od pierwszego usłyszenia jest „This is the Renaissance” – po prostu genialny kawałek o renesansie, nic dodać, nic ująć.

Strona D


Na ostatniej stronie znajdują się trzy utwory. „The Director Never Yelled 'Cut’ , za którym nie przepadam.
W „Photoshop” Russel śpiewa o usunięciu kochanka z życia niczym w programie komputerowym. Bo lepiej pamiętać to, że się było przyjaciółmi.
Album zamyka „Likable”, trochę nierówny, jednak ja go bardzo lubię. Na końcu utworu w wielką klamrę całą płytę spina motyw z „Intro”.

Harmonia i niepowtarzalność

Bracia Mael są jednymi z najbardziej utalentowanych muzyków jakich znam. W ich twórczości prawdopodobnie każdy znajdzie coś dla siebie. Bo czy lubi się sountracki („Annette”),czy muzykę niczym słuchowiska radiowe („The Seduction of Ingmar Bergman”), glamrock („Kimono My House”) czy inne wszelkie popowo-rockowe i elektroniczne historie to właśnie u Maelów możemy spotkać je wszystkie. A nawet więcej.

„Exotic Creatures of the Deep” to mój ulubiony album Sparks. Oczywiście muszę tu też dodać moją osobistą słabość do wspomnień związanych z tym krążkiem. Jest to płyta pełna niespotykanej muzyki. Niesamowite jak utwory mogą być tak harmonijne, a jednocześnie nie nudne i nie sprawiające wrażenia powtarzalnych. Brzmienie sprawia, że ciężko pomylić Sparks z kimkolwiek innym.
Ten luz, melodyjność, mrugnięcie okiem połączone z bardzo przemyślaną muzyką, klimatem stworzonym przede wszystkim przez fortepian, elektronikę i falset Russela sprawiają, że jedyne co mogę powiedzieć to to, że tę płytę warto mieć!

Informacje kolekcjonerskie dotyczące oryginalnego wydania:

Wydawnictwo: Lil’ Beethoven Records
Numer katalogowy:   LBRV111
Format:  2 xVinyl, LP Album
Kraj: UK
Rok wydania: 2018
Gatunek:  Electronic, pop , rock Style: alternative, art-pop
Ceny albumu wahają się między 79 EUR do 200 EUR w zależności od stanu.

Pozdrawiam

Agnieszka Protas


Jeśli podoba Ci się to co robię, to możesz postawić mi kawę.


Komentarze: 2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *