SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #4: THE SISTERHOOD „GIFT”
Tym razem postanowiłam Wam przedstawić płytę, która ma ciekawą i niezbyt przyjemną historię. O ile wiele osób zna Sisters of Mercy, tak często The Sisterhood „Gift” już niekoniecznie. Teraz w dobie Internetu czytając o Eldritchu zazwyczaj trafiamy na wzmiankę o tym „wynalazku”. Ja jednak dowiedziałam się o nim stosunkowo późno, bo miałam ponad 20 lat. Twórczość Sisters of Mercy, tak dla porównania, była mi znana już w szkole średniej.
The Sisterhood – brytyjski projekt Andrew Eldritcha wykonujący muzykę darkwave (w Internecie ich styl jest też określany jako rock gotycki, industrial a nawet nazwano ten album protoplastą techno…) . Pod tą nazwą został wydany jeden album „Gift”, a sama formacja istniała około roku w latach 1985-86.
W skład zespołu wchodzili: Lucas Fox – perkusja,wokal; Patricia Morrison – gitara basowa, wokal; James Ray – gitara, wokal; Alan Vega – syntezator, wokal oraz Doctor Avalanche – takie imię nosi automat perkusyjny. Andrew Eldritch napisał teksty, skomponował muzykę i wyprodukował album. Trzymany wcześniejszym kontraktem sam nie mógł grać ani śpiewać na tej płycie.
Historia
Po wydaniu przez Sisters of Mercy pierwszej płyty „First and Last and Always” zespół przystąpił do pracy nad kolejnym albumem. Lider kapeli Andrew Eldritch wraz z gitarzystą Waynem Hussleyem wyjechali do Hamburga, aby skomponować nowy materiał. Niestety okazało się, że ich pomysły były całkowicie różne. Eldritch miał inny pomysł na dalszą muzyczną drogę zespołu i odrzucał wszystkie propozycje Hussleya. Po powrocie do kraju rozpoczęto próby i pracę nad płytą, ale nie udało się muzykom dojść do porozumienia. Pierwszy niezadowolony ze współpracy, albo raczej jej braku, odszedł Craig Adams. Niedługo później zespół opuścił Wayne Hussley.
Jeszcze tego samego dnia Andrew zadzwonił do basistki Patricii Morrison i zaprosił ją do współpracy. Tak powstał zalążek do nagrania nowego materiału: Eldritch, Morrison i oczywiście Dr Avalanche.
Craig i Wayne postanowili założyć zespół pod nazwą Sisterhood, nagrali dema i zaczęli koncertować z utworami, które miały się pojawić na drugiej płycie Sisters of Mercy. Gdy tylko Eldritch usłyszał nazwę zespołu to (mówiąc delikatnie) bardzo mu się to nie spodobało. Uważał, że Sisterhood jest zbyt zbliżone do Sisters of Mercy, a oprócz tego nazwa jest wzięta od grupy wiernych fanów Sióstr Miłosierdzia. Stwierdził, że jedyną osobą, która może mieć prawa do tej „marki” jest on sam. Zarejestrował więc zespół Sisterhood i w zaledwie 5 dni wydał singiel „Giving Ground”. Krótki czas i szybkość w jakiej powstał utwór nie jest przypadkowa. Data wydania GG celowo zbiegała się z występem na żywo zespołu Craiga i Hussleya w Londynie.
Od razu po tym wydarzeniu Andrew wytoczył proces dawnym kolegom o prawa do nazwy Sisterhood. Po wygranej spawie przez Eldritcha, Hyssley i Adams nazwali swój zespół The Mission. Nawiązali do tytułu jaki miała nosić druga płyta Sisters of Mercy czyli „Left on Mission and Revenge”.
Andrew
Andrew Eldritch to multiinstrumentalista, wokalista, autor tekstów, kompozytor i producent muzyczny, urodzony w angielskim Ely. Założył wytwórnię Mercyful Release. Z zamiłowania i częściowego wykrzałcenia poliglota. Zna biegle niemiecki i francuski, mówi po włosku, holendersku, rosyjsku, serbsku i po łacinie, utrzymuje, że nie pamięta języka chińskiego, chociaż studiował mandaryński.
Jaki tak naprawdę jest Eldritch?
Fani często uważają go za Ojca Chrzestnego Gothów, ubierają się jak on na koncertach i teledyskach i uważają Andrew za mroczną, cmentarną postać. On sam całkowicie się z tym nie zgadza i zaprzecza takiemu wizerunkowi własnej osoby na każdym kroku.
Eldritch jest humanistą, euroentuzjastą, anarchosyndykalistą o ekscentrycznym poczuciu humoru. Uważa, że muzykę pisze dla siebie a nie dla ludzi. Nie lubi idiotów, kopiowania stylu lub zachowań innych ludzi. Nie znosi udzielać wywiadów, szczególnie brytyjskim dziennikarzom. Za to uwielbia koty, dziwne japońskie filmy, oglądanie krykieta, picie, palenie i… swój basen.
Otwarcie przyznaje, że Sisters of Mercy to polityka i filozofia a nie (jak uważa wielu fanów) duchowość. Na jego temat krąży wiele mitów, które często sam rozsiał po świecie. Kpi z fanów, którzy nosili, tak jak oni przez tydzień kariery, koszule z lat 70. przyznając, że ten ubiór to nie styl a zabawna zajawka po sporej ilości dragów jakie przyjmowali w tamtym czasie. Uważa, że Internet jest dla osób, które nie potrafią czytać. Za to jest pełen kretynów, którzy nie powinni mieć dostępu do Sieci.
Jest bardzo inteligentny i oczytany a do tego kompletnie niedelikatny i nie przebiera w słowach.
W jednym z wywiadów powiedział, że jeżeli Donald Trump wygra wybory prezydenckie będzie to oznaczało, że trzeba wydać kolejny album. Stany Zjednoczone mają już następnego prezydenta, a o nowym materiale nie ma ani słowa. Może to kolejny ponury żart Andrew?
Już wiele lat temu Tomasz Beksiński pisał o Eldritchu jako o człowieku, który na scenie jest całkowicie kimś innym niż poza nią.
Osobiście widziałam Sisters of Mercy dwa razy. Koncerty pełne są Gothów a Andrew sprawia wrażenie nieobecnego, jakby był gdzieś indziej.
Recenzja The Sisterhood „Gift”
Album otwiera utwór „Jihad”, w którym pierwszymi słowami wypowiedzianymi przez Patricię Morrison są cyfry 2-5-0-0-0 . Jest to odniesienie do 25000 funtów, które wygrał Eldritch w sądzie z członkami The Mission. W przeszło 8 minutowym kawałku powtarza się melodia grana na syntezatorze i suma wygranych pieniędzy na zmianę ze słowem Jihad. Piosenka płynnie przechodzi w spokojniejszy „Colours”.
Kolejnym kawałkiem jest rewelacyjny „Giving Ground”. Jak ja uwielbiam ten utwór! Świetna linia basu, proste dżwięki z syntezatora, melodia zapadająca w głowę – w moim przypadku na zawsze. Niby spokojny i melancholijny, ale budzi we mnie pewien ponury niepokój.
Następny to „Finland Red, Egypt White” , w którym Lucas Fox czyta specyfikację techniczną AK47 – radzieckiego karabinu maszynowego. Podobno instrukcję zespół dostał od okolicznego handlarza bronią.
I ostatni „Rain From Heaven”, według mnie najlepszy. Utwór recytowany z chóralnymi śpiewami Chorus of Vengeance (nie ma informacji o składzie) w drugiej połowie, co dodaje mu patetycznego wymiaru.
Album jest spójny. Słychać ogrom pracy włożony w programowanie Doctora Avalanche, w tamtym okresie automaty perkusyjne miały mniej skomplikowany rytm niż ten na „Gift”. Rządzi syntetyczne brzmienie wspierane przede wszystkim basem. Jest to płyta melancholijna, ponura, często transowa. Wspaniale można się zatopić w muzykę i odpłynąć.
Słowo „Gift” w języku angielskim oznacza dar, w niemieckim zaś truciznę. Tytuł albumu odnosi się do całej sytuacji w jakiej powstał i świetnie pokazuje znajomość języków i czarny humor Eldritcha.
Sami zdecydujcie czym jest dla Was. Dla mnie to podarunek i uważam, że warto mieć The Sisterhood „Gift”!
Informacje kolekcjonerskie dotyczące oryginalnego wydania:
Wydawnictwo: Merciful Release
Numer katalogowy: SIS 020
Format: Vinyl, LP, Album,
Kraj: UK
Rok wydania: 1986
Gatunek: Electronic , Style: Dark Wave
Ceny albumu wahają się między 12 EUR a 40 EUR w zależności od stanu.