SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #52: SADE „THE ULTIMATE COLLECTION”
To nasze ostatnie spotkanie w Subiektywnym Leksykonie Płyt, Które Warto mieć w tym roku. Sporo czasu zajęło mi zastanawianie się jakim albumem zakończyć ten rok, i z czym zostawić Czytelników na okres świąteczno-noworoczny. Wydaje mi się, że płytę wybrałam idealnie, bo mało kto potrafi być tak nastrojowy jak Sade. Ich utwory pasują do zimy i ozdób, pasują to grania w tle, pasują też do długich, chłodnych wieczorów i całkowitego odpłynięcia przy muzyce z kubkiem ciepłego napoju doprawionego korzennymi przyprawami. W moim życiu Sade to pozycja obowiązkowa od zawsze. Rodzice słuchali ich utworów zarówno w domu, jak i w samochodzie. Są to jedne z dźwięków, przy których się wychowałam, dorastałam i towarzyszą mi do dziś.
Sade czy Sade Adu?
Mówiąc i myśląc o Sade rzadko ktoś odbiera ich jako zespół. Prawie każdy jednak zna wokalistkę – Sade Adu, której to imieniem nazwano formację założoną w Londynie w 1982 roku.
Sade Adu urodziła się w Nigerii. Jest córką nigeryjskiego ekonomisty i brytyjskiej pielęgniarki. W wieku 4 lat, po rozwodzie rodziców, przeprowadziła się z mamą i bratem do Anglii.
Na początku Sade nie była związana z muzyką, studiowała projektowanie mody w St Martin’s School Of Art w Londynie i zajmowała się modelingiem. Śpiewać zaczęła dopiero, gdy poprosiło ją o to dwóch przyjaciół, którzy tworzyli zespół Pride. Sade Adu występowała u nich w chórkach, była częścią kwartetu jazzującego. Wyruszyła z nimi w trasę koncertową, często też była ich kierowcą. Śpiewanie nie przynosiło jej przyjemności, wręcz przeciwnie, wychodziła na scenę przerażona, jak sama wspomina. Postanowiła jednak z tym walczyć. Ogromną satysfakcję za to sprawiało jej pisanie piosenek.
Zauważeni
Jednym ze skomponowanych przez nią utworów był „Smooth Operator”, który został wychwycony przez łowców talentów. Posypały się propozycje od wytwórni, ale tylko dla Sade Adu. Bez zespołu. Przez osiemnaście miesięcy nie chciała się zgodzić na to, by odejść od kolegów, dopiero po tym czasie wypracowała kompromis z Epic Records. Zgodziła się podpisać kontrakt, ale zaznaczyła, że muszą z nią grać saksofonista Stuart Matthewman, basista Paul Spencer Denman oraz klawiszowiec Andrew Hale, a ich zespół nazwą Sade.
Życiowe zmiany
Pierwszy album nagrywano w 6 tygodni. „Diamond Life”, z którego pochodzą takie utwory jak „Smooth Operator” czy „Your Love Is King” momentalnie stał się hitem. Wtedy też odmieniło się życie Sade Adu. Do tej pory wokalistka mieszkała w surowym mieszkaniu, bez ogrzewania, w którym toaleta zamarzała w zimie. Jej kariera potoczyła się błyskawicznie, przez okres, w którym wydali trzy pierwsze albumy nie schodzili ze sceny. Jeździli w długie trasy koncertowe, praktycznie non stop przez trzy lata. Sade przyznaje, że to sprawia jej jednak największą frajdę, bo wtedy wie, że ludzie kochają ich muzykę. Uwielbia kontakt z publicznością.
Sade kontynuowali dobrą passę. Kolejne płyty przynosiły im również ogromną popularność i uznanie. Po czterech albumach studyjnych wydali pierwszy kompilacyjny „The Best of Sade” w 1994 roku i ucichli na 8 lat.
W tym czasie Sade Adu urodziła dziecko i poświęciła się rodzinie, z czego jest bardzo dumna. Jak sama mówi:
„Możesz rozwijać się jako artysta tylko wtedy, gdy dasz sobie czas na rozwój jako osoba”
Jej dziecko jest transseksualnym mężczyzną, swoją historią dzielił się w Internecie i zawsze podkreśla, że miał ogromne wsparcie mamy, której jest za wszystko wdzięczny.
Dalsze losy
Zespół w 2000 roku wydał album „Lovers Rock”, wyruszyli w trasę koncertową i znów zamilkli na długi czas. Sade Adu poświęciła się rodzinie i wyprowadziła na Karaiby. Kolejny album „Soldier of Love” pojawił się w 2010 roku, i tu dochodzimy do drugiego albumu kompilacyjnego czyli „The Ultimate Collection” wydanego rok później, o którym jest dzisiejszy wpis.
Po tej płycie ruszyli znów w trasę, z której jeden z koncertów został zarejestrowany. „Bring Me Home|Live 2011” – przepiękna sprawa. I ja mam niesamowite wspomnienia z nimi związane. Wystąpili w Łodzi w 2011 roku. Pamiętam, że było zimno, a nie mogliśmy wejść do Atlas Areny. Wszystko się opóźniło, ponieważ był problem z ciężarówkami ze sprzętem zespołu. Jednak czekać się opłacało, to co zobaczyłam i poczułam, ta klasa i talent, zrobiły mnie ogromne wrażenie. A sama Sade Adu jest zjawiskowa.
Kolekcja
Sade „The Ultimate Collection” to składanka najlepszych piosenek od początku istnienia zespołu, przez ostatni album, aż do wcześniej nie publikowanych utworów. Materiał zajmuje aż trzy winyle.
Utwory Sade są bardzo zmysłowe, zazwyczaj dotykają spraw damsko-męskich, ich tematem jest miłość, zarówno ta fizyczna jak i jako uczucie.
Raczej nie będę w stanie opisać wszystkich 30 pozycji, skupię się na tych najważniejszych.
Płyta rozpoczyna się od singla „Your Love Is King”, który jest najlepiej notowanym utworem Sade w Wielkiej Brytanii.
Kolejny to „Smooth Operator”, wspominałam już wcześniej, że to była ważna piosenka dla zespołu, ale nie tylko z powodu zauważenia ich przez łowcę talentów. Jest to też przełomowy utwór dla zespołu, bo poza Wielką Brytanią to właśnie „Smooth Operator” zdobywał najwyższe miejsca na listach przebojów. Najważniejszym było wspięcie się na piąte miejsce na liście amerykańskiego Billboardu. To piosenka o mężczyźnie, który łamie kobiece serca, przy okazji jest też oszustem, jakiegoś rodzaju kryminalistą z wyższych sfer. Klimat utworu rewelacyjnie oddaje nakręcony teledysk. Piosenka jest z ogromną klasą, czuć w niej luksus, ale też jazzującą dymność.
I jak przy większości utworów Sade, ja mam przed oczami zadymiony klub, ale taki, w którym nie ma miejsca na bylejakość, ani improwizację.
Przechodząc dalej nie mogłabym nie przystanąć przy „Sweetest Taboo” . Utworze przepełnionym namiętnością, w którym Sade myśląc o mężczyźnie opowiada, odważniej niż zwykle, dlaczego i jak go kocha. Niemałe wrażenie robią też dźwięki burzy wplecione w muzykę. Sam fragment
…”There’s quite storm”…
…”Nadchodzi cicha burza”…
jest odniesieniem do formatu radiowego „Quiet Storm”, w którym prezentowano lekkie R&B, jazzujące utwory, rozkołysany soul. A to wszystko było adresowane do dorosłych ludzi, późną nocą przez kilka godzin, idealnie do miłosnych uniesień, niektórzy nawet mówili, że do powiększania rodziny. Przepięknie falujący utwór, wraz z tekstem przesiąknięty erotyzmem.
Dalej płyniemy przez takie przeboje jak „Is it a Crime”, „Love Is Stronger Than Pride”, „No Ordinary Love”, „Cherish the Day” czy „King of Sorrow”, których słucha się jednym tchem. D
I dochodzimy do utworów, które znalazły się na płycie „Soldier of Love”.
Wiem, że opinie o tym albumie są bardzo różne, na szczęście ja nie będę go opisywać w całości. Pierwszy usłyszałam tytułowy „Soldier of Love”, którego siła mnie zaskoczyła i przepadłam! Dodatek mocniejszego uderzenia i gitar elektrycznych bez utracenia po drodze unikalnego charakteru Sade bardzo do mnie przemówiło. Piosenka, która wydaje się prosta w konstrukcji, równa, potrafi zaskoczyć w tak wielu miejscach, że po jej przesłuchaniu chce się więcej. Dla mnie to był utwór, w którym pokazali, że ich czas nie dotyczy, oni się nie starzeją.
Kolejnym niesamowitym utworem jest „The Moon and the Sky”, już bardziej w dawnym stylu Sade. Spokojny, dający chwile ukojenia, lecz czuć, że różni się od utworów choćby sprzed dekady.
I jeszcze petarda!
Po „Soldier of Love” nie spodziewałam się, że jeszcze mogą mnie zaskoczyć. Jak ja się myliłam! Po wysłuchaniu „Love is Found” (muszę napisać kolokwialnie) poczułam się jakby mnie zmiotło. Ten utwór pojawia się tylko na tej kompilacji i na zarejestrowanym koncercie na żywo. Bywają eksperymenty lepsze i gorsze, jednak ten uważam za jeden z najlepszych strzałów.
Monumentalny utwór zbudowany na jednym tempie, na tej samej melodii granej na kilku instrumentach zawsze rozgaszcza się w mojej głowie, w którymś momencie dając mi do zrozumienia, że już nie ma miejsca, a on wypełnia mnie dalej. To jedna z tych piosenek, przy której ciężko, żeby nie przeszył mnie dreszcz. Na koniec zostajemy tylko z pulsacyjnym i ciepłym dźwiękiem, a w moich uszach dzwoni wciąż i wciąż
„I know my eyes already like you”
„Wiem, że moje oczy już Cię lubią”
Niestety płyta kończy się dwoma remiksami, na które jednak chciałabym spuścić zasłonę milczenia, ponieważ pomysłu nagrywania czegokolwiek z Jay-Z po prostu nie jestem w stanie zrozumieć, a „By Your Side” nigdy nie potrzebowało innej wersji.
Zmysłowa muzyczna podróż
Każdy album Sade jest niesamowity. Jest to zespół, który przez bardzo długi czas swojego istnienia wydał niewiele albumów. Przez to też zachowali swoją klasę, wyrobili sobie nietuzinkowy styl, na którym wzorowało się wiele gwiazd, jednak nikt nawet się do nich nie zbliżył. Muzyka i głos Sade są szlachetne i eleganckie, teksty zazwyczaj krążą wokół miłości. Płyta „The Ultimate Collection” zabiera nas w sensualną podróż przez wszystkie dekady zespołu. Dostajemy utwory spokojne, kołyszące, ale i te bardziej żywe. To piosenki często porywające, czasem zaskakujące, ale zawsze zmysłowe. Dlatego tę płytę warto mieć.
Informacje kolekcjonerskie dotyczące oryginalnego wydania:
Wydawnictwo: Epic / RCA/ Sony
Numer katalogowy: 88697899361
Format: Vinyl, 3 LP, Album
Kraj: EU
Rok wydania:2011
Gatunek: funk, rock, pop, jazz, soul Style: smooth jazz, soft rock, fusion
Ceny albumu wahają się między 200 EUR a 475 EUR w zależności od stanu