SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #64: AUSTRA „FEEL IT BREAK”
Pierwszy odcinek Subiektywnego Leksykonu Płyt, Które Warto Mieć w tym roku zdążyłam jeszcze opublikować w ostatni dzień stycznia. Ten pierwszy miesiąc 2025 roku jest dla mnie wyjątkowy i bogaty w celebrację. Z tego powodu dopiero dziś mogę się podzielić nowym wpisem swojej autorskiej serii. Żeby tradycji stało się za dość, jak zawsze po Nowym Roku, witam się czymś tanecznym, co pasuje do karnawałowego nastroju. Przy okazji też bardzo dobrze wpisuje się w ostatnie otaczające mnie wydarzenia. W sumie okazało się, że wybór był całkiem dla mnie oczywisty, bo Austra oraz album „Feel It Break”to fantastyczny krążek na nieoczywiste tańce.

„Feel it Break” to płyta, która została wyprodukowana przez Katie Stelmanis, powinna brzmieć dokładnie tak, jak autorka zapragnęła. Moim zdaniem gra świetnie. I teraz pisząc ten artykuł, dodając oraz sprawdzając linki, zauważyłam jak wiele ta muzyka traci, gdy jest słuchana na laptopie czy telefonie. Dlatego ja od razu proponuję podłączenie się do sprzętu lub założenie słuchawek.
Zaczęło się od opery
Austra to zespół tworzący muzykę elektroniczną, gdybyśmy chcieli bardziej pogłębić temat to czuć w niej nową falę, synth-pop, dark-pop i wiele innych gatunków. Wydaje mi się, że najlepszymi określeniami będą tu electro-pop i electro-goth. Zespół został założony w Toronto w 2009 roku przez Katie Stelmanis, Kanadyjkę łotewskiego pochodzenia. Jest ona jedynym stałym członkiem zespołu, a także kompozytorką, wokalistką, producentką. Nazwa Austra to nic innego jak drugie imię Katie, które jest też imieniem łotewskiej bogini światła.
Katie interesowała się śpiewem od zawsze, ma piękny i niesamowicie wyćwiczony głos. Już w wieku dziesięciu lat zapisała się do dziecięcego chóru, z którym występowała w Canadian Opera Company. Już wtedy młodziutka Stelmanis pokochała muzykę klasyczną i operę. Przez wiele lat zajmowała się tylko i wyłącznie tym rodzajem muzyki. Teraz mówi, że nie dałaby rady śpiewać typowo operowym głosem, ale to co robiła nauczyło ją pewnych technik, oddechu i układu ust – nawyków, których się nie zapomina.
A skończyło całkowicie gdzieś indziej…
Dopiero w okolicy szkoły średniej otworzyła się na inne klimaty. Jedne źródła podają, że zasłuchała się w takich wykonawcach jak Björk, NIN czy Kate Bush. Są też wywiady, gdzie przyznaje, że najwięcej inspiracji czerpała z mniej znanej współczesnej muzyki tanecznej oraz zafascynowała ją scena techno zarówno z Berlina jak i z Detroit. Jeszcze przed Austrą Katie Stelmanis udzielała się w zespole Galaxy, pojawiła się też na jednej z płyt zespołu Fucket Up oraz nagrywała pod własnym nazwiskiem i nagrała jeden solowy album. W 2011 roku została zaproszona do współpracy z zespołem Death in Vegas.
Poczuj, jak pęka
W tym samym roku pojawił się pierwszy album jako Austra czyli „Feel it Break”. W skład zespołu oprócz Katie weszli Maya Postepski oraz Dorian Wolf. To trio fantastycznie ze sobą rezonuje i początkowo Austra tak właśnie była kojarzona, jako te trzy osoby. Płyta miejscami jest techniczna i lodowata, innym razem użyte syntezatorowe dźwięki wydają się miękkie i otulające uszy. Najważniejszą częścią jednak jest tutaj wokal Katie. Przez cały krążek prezentuje nam swoje możliwości i skale w jakich potrafi zaśpiewać.


Już w pierwszym utworze otwierającym płytę „Darken Her Horse” możemy usłyszeć tę mieszkankę z jednej strony czystych i arktycznych dźwięków z cieplejszymi, wydaje mi się, że generowanymi przede wszystkim przez bas, ale i niższe nuty syntezatora.
Ambitnie, przystępnie i melodyjnie
W pierwszym momencie pewnie wielu słuchaczy ma skojarzenia z Fever Ray jeszcze z czasów The Knife. I ja mam podobnie, jednak po chwili możemy zanurzyć się w świat Austry. Mieniące się w nim elektroniczne obrazy podszyte gotycką atmosferą i pierwiastki mocno zwolnionego techno sprawiają, że odbiorca dostaje płytę lżejszą niż te nagrywane przez The Knife. Katie stawia na melodyjność. Pokazuje to między innymi w singlowym „Lose It”. Świetna kompozycja i nakładające się linie sprawiają, że ten utwór mógłby stać się radiowym hitem. Oczywiście mam na myśli jeden z tych ambitnych, bo nie ma on nic wspólnego z kompletnie bezbarwną masą jaką często nam serwują rozgłośnie. Po przesłuchaniu utwór pozostaje w głowie i za każdym następnym razem czuję jakbym znała go od zawsze.
Skrojone w gotyckim fasonie
Najbardziej tanecznym i najmroczniejszym momentem na krążku jest „Beat and the Pulse”. Był to pierwszy utwór Austry jaki usłyszałam. Włączany jest w moim domu bardzo często, najczęściej podczas imprez. Zazwyczaj z damską częścią obecną na tych spotkaniach najzwyczajniej nie wytrzymujemy i kończymy na „parkiecie”. To jedna z takich piosenek, przy których ciężko usiedzieć na miejscu. Jednak wcale nie jest to propozycja lekka i łatwa.

Utwór, jak w jego tytule, jest pulsujący. Do tego ciemny i zawsze kojarzy mi się, że jego nuty oblepiają niczym smoła, która wciąga. Wszystkie ruchy oraz myśli stają się cięższe. Zaskakujące jest to, że jednocześnie jest ona przyjemnie ciepła, wręcz zmysłowa i wcale nie mam ochoty z niej wychodzić. Jedynym, co potrafi przeciąć te ciągnące się fale ciemnej masy jest głos Katie. Szczególnie w refrenie tnie niczym brzytwa. Stelmanis przyznaje, że w Kanadzie jej głos najpierw określano jako wycie banshee czyli zjawy z mitologii irlandzkiej, która zawodziła i jęczała. I tutaj faktycznie to słychać. To był jeden z powodów przez które Katie postanowiła poszukać odbiorców w Europie. W swoim kraju nie była zrozumiana.
Teledysk do utworu jest kontrowersyjny, ja tutaj zamieszczam wersję ocenzurowaną.
Następnym z ważniejszych dla mnie utworów na tym krążku jest „Spellwork’’. Razem ze swoim baśniowym, przemiłym dla oka teledyskiem tworzą fantastyczną całość. Jak na baśń przystało – musi posiadać mroczne elementy. Nie inaczej jest i w tym przypadku.
Słuchając albumu dalej chętnie głębiej wsłuchuję się „The Choke”. Sporo uwagi też poświęcam „Hate Crime” melodyjnemu z lekko naiwną nutką, która do mnie akurat bardzo trafia. „The Villain” znów jest mroczniejszą propozycją, którą bardzo lubię. Powtarzalny „Shoot the Water” trochę uspokaja nagromadzone emocje i energię. Jak się okazuje ten album ma dla mnie tylko kilka słabszych momentów.
Przy końcu jeszcze majaczy cudowny „The Noise”, w którym Austra postawiła nie tylko na elektronikę i głos. Mamy tutaj gitarę, wiolonczelę oraz skrzypce. Bardzo nastrojowy, spokojny utwór mający w sobie cień niepokoju. Można się w nim zatopić bez reszty, wzlecieć nad kanapę i dać się ponieść gdzie tylko umysł zapragnie.
Mroczne syntetyczne tańce
Austra to połączenie muzyki melodyjnej, często tanecznej, chłodnych, aż lodowatych syntetycznych uderzeń, gotyckich nastrojów oraz wspaniałego głosu niejednokrotnie pełnego smutku i pewnej magicznej aury. To właśnie ta barwa i umiejętności wokalne sprawiają, że ten materiał jest tak wyjątkowy. „Feel it Break” to świetny debiut, płyta, która zostaje ze słuchaczem na lata. To album z nowoczesną muzyką elektroniczną, w której można usłyszeć echa lat 80. I chociaż Austra potem poszła swoimi ścieżkami, za którymi ja nie do końca podążyłam, uważam, że „Feel it Break” to płyta, którą warto mieć!

Informacje kolekcjonerskie dotyczące oryginalnego wydania:
Wydawnictwo: Domino
Numer katalogowy: WIGLP270
Format: 2 x Vinyl, LP, Album,
Kraj: EU
Rok wydania: 2011
Gatunek: electronic Styl: electro-pop, goth pop
Cena albumu waha się od 20 EUR do 70 EUR zależnie od stanu