fbpx
SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #67: AIR „MOON SAFARI” - PAN WINYL

SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #67: AIR „MOON SAFARI”

Nasze ostatnie spotkanie wzbudziło spore zainteresowanie, rozpoczęło kilka ciekawych dyskusji, a nadal nie udało się wyczerpać tematu Ultravox i ich pierwszego albumu z Migdem Urem czyli „Vienna”.

Dziś chciałabym Was przenieść w końcówkę lat 90. i opowiedzieć o albumie, który idealnie się sprawdza jako soundtrack do wiosennych leniwych chwil w ciepłym słońcu. Pamiętam, gdy takie elektroniczne dźwięki z tamtego okresu, zaczepiające o chillout, dream pop oraz kilka innych gatunków nazywało się nowymi brzmieniami. Zresztą, w krakowskim Saturnie, w którym sprzedawałam płyty wiele lat temu, też znajdował się dział pod taką właśnie nazwą. Można było tam wyszukać wiele ciekawych perełek, w tym temat dzisiejszego Subiektywnego Leksykonu czyli Air „Moon Safari”. Album, który uważa się za prekursora down tempo.

subiektywny leksykon agnieszka protas air moon safari

Amour, Imagination, Rêve

Air to francuski duet, który tworzą Nicolas Godin i Jean-Benoît Dunckel. Obydwaj urodzeni w 1969 roku. Nazwa zespołu pochodzi od akronimu Amour Imagination, Rêve, co oznacza miłość, wyobrażnia, marzenie. Godin i Dunckel pochodzą z Wersalu, jednak podobno poznali się dopiero w Paryżu grając w zespole Orange. Air był własnym pomysłem Godina, który na początku kompletnie nie wierzył w sukces tego, co tworzył. Nienawidził francuskiej muzyki, każdą jej część uważał za najgorszą, a jego gust muzyczny był bardzo odmienny od tego co słyszał w radiu w latach 80. i 90.

Chłopaki z Air w latach 95-97 nagrywali single, które w 1997 roku złożono w jednym miejscu. Tak powstała ich pierwsza EPka „Premiers Symptômes”. Następnie zaczęli pracę nad albumem.

„Moon Safari” nagrano w kilka miesięcy pod Paryżem. Panowie stawiali na swoją oryginalność dlatego też wtedy nie przeprowadzili się do Londynu czy Los Angeles. Nie chcieli stać się częścią świata profesjonalistów. Interesowało ich to, by być zwykłymi facetami, którzy nagrywają szalone rzeczy i są przy tym wolni.

Album ukazał się 16 stycznia 1998 roku.

Za całym projektem wizualnym i teledyskami stał Mike Mills. Wszystkim zależało na spójności. Dzięki połączeniu europejskich i amerykańskich gustów udało się stworzyć coś niezwykłego i rozpoznawalnego.

Dunckel opowiada, że pierwszy sukces albumu przyszedł z Anglii. Wszystko dzięki anglojęzycznej wokalistce. Zespół nawet w swojej ojczyźnie uważano za coś brytyjskiego. Za to na świecie jest uznawany za jeden z najważniejszych w historii muzyki francuskiej. Płyta „Moon Safari” odniosła ogromny sukces na arenie międzynarodowej.

Album słuchany jednym tchem

„La femme d’argent” wybrano na utwór otwierający. Autorzy uznali, że jest to deklaracja tego, o czym jest album. Motyw wraca na końcu.

Mężczyzna może być sexy!

Niewiele brakowało, żeby jeden z najlepiej rozpoznawalnych utworów jakim jest „Sexy Boy” wcale nie trafił na album. Według muzyków był zbyt optymistyczny. A do tego prosto zbudowany, bo posiadał zwrotkę i refren. Uważali, że nie do końca pasuje do reszty płyty. Tekst piosenki był kontrowersyjny, często uważany za poruszający temat homoseksualizmu. A, jak sami autorzy mówią, nie chodzi tutaj kompletnie o orientację seksualną. Poruszono w nim temat męskiego erotyzmu pod względem mody, wyglądu i tego, że mężczyźni również chcą (i mogą) wyglądać sexy dla kobiet czy kogokolwiek innego. Lubią dobrze się ubrać, zwracać uwagę, dbać o to jak wyglądają. To niesamowite, że w jeszcze w 1998 roku było to tematem tabu.

Amerykańska wokalistka strzałem w 10!

„All I Need” czyli kolejny z najbardziej rozpoznawalnych utworów Air . Głosu użyczyła Amerykanka Beth Hirsch. Beth przyjechała do Paryża, żeby pracować jako au pair i wkręciła się w tamtejsze artystyczne towarzystwo. Gdy chłopaki z Air ją usłyszeli bardzo im się spodobał jej folkowy styl wyrażany w grze na gitarze akustycznej i w śpiewie. Tak powstała łagodna, spokojna i melancholijna piosenka, przez którą niektórzy wrzucili Air do worka z podpisem chillout. Jednak gdy wsłuchamy się porządnie w utwór, szczególnie na końcu, ma on swoje drugie mroczniejsze dno.

Nostalgia i gwiazdy

„Kelly Watch the Stars” jest dla mnie pierwszym utworem Air jaki pamiętam. To piosenka towarzysząca mojemu dorastaniu, bardzo często pojawiająca się na Vivie 2 czy VH1. Melodia i teledysk są bardzo wbite w moją pamięć. No właśnie, teledysk – nostalgia często przewija się przez ten album, tutaj akurat widzimy jak Godin i Dunckel grają bodajże w Ponga na Atari. To moja pierwsza gra telewizyjna, w którą grałam, chociaż już wtedy była sporym przeżytkiem. Nie zmienia to faktu, że i u mnie ta część klipu budzi wspomnienia.

Utwór został napisany w hołdzie dla Jaclyn Smith, która grała Kelly w „Aniołkach Charliego”. Zarówno Nicolas Godin i Jean-Benoît Dunckel uznawali ją w tamtym czasie za najpiękniejszą dziewczynę na świecie.

To prosty i zapętlony utwór, w którym dzięki dodaniu do niego gitary trochę zmienia się typowo elektroniczny wydźwięk płyty. Przez użyte efekty przypominające dźwięki z kosmosu i lasery ze starych filmów nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten utwór jest retro-futurystyczny. A może nie tylko ten?

Piękno, po prostu

„Talisman” jest punktem zwrotnym albumu. Do powstania utworu wystarczyły cztery godziny. Jest on zainspirowany czarną muzyką, szczególnie ówczesną fascynacją panów z Air twórczością Isaaca Haynesa. Przepiękny utwór z niesamowitymi smyczkami w tle, prowadzony klawiszami, lecz nadal nie rezygnujący z elektroniki. Dla mnie ma on w sobie coś eleganckiego i zmysłowego, co przywodzi na myśl klimat ze starych filmów z Jamesem Bondem.

Godin uważa go za najpiękniejszy na albumie. Ja też mogę się podpisać pod tymi słowami. Bo, jak często bywa, to wcale nie najsławniejsze utwory muszą być tymi, które mają najwięcej uroku.

Dalej płyniemy przez „Remember”, który jest chyba jedyną pozycją na krążku, za którą nie przepadam. Spokojne dźwięki prowadzą nas przez „You Make It easy”, w którym znów śpiewa Beth, dalej „Ce matin-la”, by dojść do „New Star in the Sky”, przy którym panowie musieli włożyć najwięcej pracy. Na początku brzmiał inaczej, jednak został bardzo spowolniony, a inspiracją do jego powstania było rok wcześniej narodzone dziecko Dunckela. Gdy na świat przychodzi nowy człowiek powstaje nowa gwiazda na niebie.

„Moon Safari” zamyka absolutnie piękne „Le voyage de Pénélope”, które powstało jako jam session na zakończenie pracy nad płytą. Utwór spina album w całość, a gdy wybrzmi ostatni dźwięk pozostaje ochota na wybranie się w tę podróż jeszcze raz.

Wysmakowana aksamitna melancholia

Album „Moon Safari” ma w sobie coś ulotnego, zmysłowego i leniwego. Jest ciepły i miękki, jednocześnie nie wieje nudą i nie ma tu mowy o przypadkowych dźwiękach. Tworzy atmosferę komfortu, zaopiekowania muzyką. Można z nim znaleźć się gdzieś w krainie snów i marzeń. I chociaż to krążek spokojny i wyważony, potrafi zaskoczyć. Jest złożony z wielu maleńkich elementów, które połączone w jedną całość dają muzyczny obraz doskonały. Bujny i aksamitny. Francuzi zawsze mieli inną wrażliwość do sztuki czy mody niż reszta świata. Ten rodzaj delikatności, elegancji, luksusu i oryginalności został przeniesiony przez Air na muzykę. Moim zdaniem zrobili to doskonale, ponadczasowo.

Nie można w tym materiale pominąć lekkiego erotyzmu. Jak przyznaje Dunckel, muzyka od zawsze była tworzona do uwodzenia, dlatego w każdej znajdzie się odrobinę kuszenia i seksualności. Pięknem tego albumu jest to, że w żadnym momencie nie jest ani wulgarny ani niesmaczny. Dla tej melancholijnej podróży, w tylko słuchaczowi znane miejsca, tę płytę warto mieć.

Informacje kolekcjonerskie dotyczące prezentowanego wydania:

Wydawnictwo:  Parlophone
Numer katalogowy: 0724384497811
Format:  Vinyl, LP, Album, reedycja
Kraj: EU
Rok wydania: 2023
Gatunek: electronic Styl: down tempo
Cena albumu waha się od 20 EUR do 40 EUR zależnie od stanu

Pozdrawiam

Agnieszka Protas


Jeśli podoba Ci się to co robię, to możesz postawić mi kawę.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *