SUBIEKTYWNY LEKSYKON PŁYT, KTÓRE WARTO MIEĆ #69: JOY DIVISION „UNKNOW PLEASURES”
W tamtym miesiącu w SLPKWM przenieśliśmy się do Wielkiej Brytanii za sprawą zespołu Kasabian i ich albumu „Velociraptor!”. Dziś również odwiedzimy Wyspy. To nasze ostatnie spotkanie przed wakacyjną przerwą, dlatego pomyślałam, że napiszę o płycie ważnej dla historii muzyki i pewnie jednej z najważniejszych dla wielu osób. W tym odcinku przyjrzymy się zespołowi Joy Division i ich debiutanckiemu albumowi „Unknow Pleasures”, który już na zawsze odcisnął swój ślad w muzyce i zainspirował wielu artystów.

Joy Division to brytyjski zespół, który został sklasyfikowany jako post-punkowy, jednak równie dobrze można napisać, że wykonywali muzykę nowofalową czy gotycki rock. Historia powstania zespołu sięga roku 1976, gdy to przyjaciele Peter Hook oraz Bernard Sumner poszli na koncert Sex Pistols, dodajmy, że osobno. To wydarzenie zrobiło na nich ogromne wrażenie. Na Peterze tak wielkie, że już następnego dnia pożyczył pieniądze od matki i kupił gitarę basową. Po tym koncercie już wiedzieli co chcą i będą robić. Niedługo później Sumner kupił gitarę, perkusiści zmieniali się kilka razy. Panowie postanowili znaleźć wokalistę rozwieszając ogłoszenie w jednym ze sklepów w Manchesterze. Przeczytał je Ian Curtis, uzdolniony poetycko oraz muzycznie, obdarzony niskim głosem, rozczarowany życiem młody mężczyzna. To właśnie on został wokalistą i w ogromnej mierze dzięki niemu zespół zaczął być zauważalny. W 1977 roku dołączył do nich perkusista Stephen Morris.
Po kolei
Na początku nazywali się Warsaw. Dopiero później zmienili nazwę na Joy Division, która wzięła się od Oddziału Rozrywki opisywanego w książce „Dom Lalek” Yehiela De-Nura piszącego pod pseudonimem Ka-Tzetnik 135633. Wspomniany oddział był częścią obozu koncentracyjnego, domem publicznym dla nazistów. Przetrzymywano tam więźniarki, które niewolniczo pracowały jako prostytutki.
Pierwszy raz pod tą nazwą wystąpili w styczniu 1978 roku.
Również w styczniu 1978 roku powstała wytwórnia Factory, której celem było skupienie młodych zespołów w duchu punkowej rewolucji. Joy Division bardzo chętnie weszli w ich szeregi. Spodobało im się to, że nadal mogą być sobą i nikt nie ingeruje w ich muzyczne pomysły, jednocześnie mają zapewnione dbanie o ich interesy, w tym o prawa autorskie. Kolejną rzeczą, która była na plus to to, że Factory działało w Manchesterze. Dla Petera Hooka było to bardzo ważne, żeby mieć wszystko na miejscu. Pierwszym wydawnictwem Factory była siedmiocalowa EPka, na której znalazły się utwory Joy Division, The Durutti Column, Johna Dowie i Cabaret Voltaire wydana w styczniu 1979 roku.
Joy Division i Hannett – zestaw doskonały
W kwietniu 1979 Joy Division zabrali się do pracy nad swiom pierwszym albumem. Przy jego tworzeniu współpracowali z Martinem Hannettem, genialnym producentem muzycznym. To właśnie dzięki niemu udało się stworzyć tak charakterystyczne brzmienie zespołu. Hannett miał niesamowite pomysły, chłopaki z Joy Division nie byli profesjonalistami i chętnie zgadzali się na zmiany wprowadzane przez Martina. To on podpowiedział, żeby nie pchać się w mocno punkowy nurt i spróbować się otworzyć na coś więcej. Dodał zabawy z syntezatorami, zapętlaniem, zwalnianiem nagrań. Dzięki tej współpracy powstała pierwsza płyta JD „Unknow Pleasures”, później singiel „Love Will Tear Us Apart” oraz drugi album „Closer”.


Żeby zarysować obraz Joy Division muszę się skupić na postaci wokalisty – Ianie Curtisie.
Ian urodził się w Manchestrze w 1956 roku. Już od wczesnych lat młodości interesował się muzyką oraz poezją. Jako dziecko śpiewał w chórze kościelnym, wykazywał zainteresowanie filozofią i literaturą. Jednak nie do końca nauka była mu w głowie. Jako nastolatek w ramach szkolnego programu opiekował się osobami starszymi, którym… wykradał leki.
Jako artystów, którzy mieli na niego duży wpływ podaje się Morrisona, Velvet Underground czy Iggy’ego Popa. Swoje zainteresowania muzyczne mógł rozwijać, gdy po porzuceniu nauki dostał pracę w sklepie muzycznym. Później znalazł porządną i stałą pracę jako urzędnik (chociaż kilka razy zmieniał miejsce zatrudnienia). Bardzo wcześnie, bo w 1975 roku, wziął ślub z Deborah Woodruff. W 1979 roku urodziła im się córka. Małżeństwo nie należało do udanych.
Wyniszczająca epilepsja jednym z powodów sukcesu (?)
Rok 1979 był dla Iana czasem wielu zmian. Już wcześniej podejrzewano u niego chorobę, ale dopiero wtedy został zdiagnozowany. Cierpiał na padaczkę, jednak nie słuchał lekarzy i nadal prowadził wyniszczający tryb życia. Pił, palił, nie wysypiał się, chociaż wiedział, że w jego stanie jest to zakazane. Z czasem ataki nasilały się, trzeba było uważać na stroboskopy używane w klubach, ponieważ migające światła wywoływały odpowiedź jego organizmu. Jego ruchy sceniczne bardzo często były następstwem ataków epileptycznych. Wiele razy zdarzało się, że upadał na scenę i robił sobie krzywdę. Nie jeden raz musiał być z niej znoszony. Czasem lądował w szpitalu. Przez leki wpadał w różne stany emocjonalne, fizycznie oraz psychicznie podupadał na zdrowiu. Zmagał się też z depresją.
Również w 1979 roku wdał się w romans z Annik Honore (chociaż ona opowiada, że był to związek platoniczny). To jeszcze bardziej zachwiało jego, i tak już wiszącym na włosku, małżeństwem. Deborah zagroziła mu rozwodem, jeżeli nie zerwie kontaktu z Annik. On jednak nie potrafił wybrać między tymi dwiema kobietami.
Gdy wszystko to za dużo
Płyta „Unknow Pleasures” została wydana 1975 roku.
Szczególnie dzięki sławie koncertów, a raczej zachowania na scenie frontmana, szału, jaki temu towarzyszył, zespół zaczynał być coraz bardziej rozpoznawalny. Trasa koncertowa po Europie była napięta i wyczerpująca. Około marca 1980 roku panowie znów zajęli się pracą w studio. Tym razem rodził się drugi album „Closer”. Na maj tego roku mieli wyznaczoną trasę koncertową po USA. Była ona dla nich wielką szansą, ale też wielkim wyzwaniem, szczególnie w oczach Curtisa. Przed samym wyjazdem, 17 maja, Curtis poprosił żonę, żeby wycofała pozew o rozwód. Powiedział, że zanim wyjedzie w trasę woli zostać sam. Spędził tę noc na oglądaniu filmu Herzoga i słuchaniu płyty Iggy’ego Popa. Następnie, rano 18 maja 1980 roku, powiesił się w kuchni na sznurku do suszenia bielizny. Jego ciało znalazła Deborah. Miał zaledwie 23 lata.
„Unknow Pleasures” chyba najlepiej słuchać całej. Ja tu tylko nadmienię parę moim zdaniem najciekawszych momentów albumu.
Otwierający utwór „Disorder” jest mistrzem gatunku. Bardzo melodyjny bas (chociaż z kilkoma błędami, które jednak dodają mu autentyczności) już od pierwszej piosenki stał się symbolem muzyki Joy Division. Zbudowany całkiem prosto jest rozbudowany o syntezatorowe eksperymenty, które nadają mu innego wymiaru i otwierają na nieprzewidziane doznania. Głos i teksty Iana bardziej kojarzą się tu z poetą niż z wokalistą, co nadaje całości tajemniczości.
„Day of the Lords” i „Candidate” wprowadzają tak wielką ilość mroku i chłodu, że wcześniejszy „Disorder” zaczyna się wydawać wręcz dyskotekowy. Wsłuchując się w tę ciemność i zapadając się coraz głębiej w muzycznej czarnoszarej panoramie jaką dostajemy od Joy Division docieramy do jednego z najbardziej znanych utworów.
Stracić kontrolę
„She’s Lost Control” z charakterystycznym basem Hooka zagranym na wysokich dźwiękach i minimalistyczną perkusją oraz gitarą sprawia wrażenie lodowatego. Jest on równie piękny co niepokojący. To bardzo osobisty tekst. Ian Curtis napisał go przez dziewczynę, którą poznał, gdy pracował w biurze pracy. Kobieta szukała stałego zatrudnienia, lecz miała częste epizody epileptyczne. Przychodziła do Iana i za każdym razem dostawała padaczki, co po pierwsze mocno go niepokoiło ze względu na jego przypadłość, po drugie zauważał z jak dużymi problemami borykają się osoby z tą chorobą. Za jakiś czas dziewczyna przestała się pokazywać. Okazało się, że zmarła przez atak padaczkowy.
Kolejne „Shadowplay”, „Wilderness” i „Interzone” nie dają chwili wytchnienia, to jedne z bardziej agresywnych momentów na albumie. Fantastyczne combo, przy którym, mimo szybszego tempa, nie utracono mrocznej i niepewnej atmosfery.
Album zamyka „I Remember Nothing”.
Inspirowani mrokiem i brakiem nadziei
Joy Division „Unknow Pleasures” dla wielu było punktem zwrotnym w muzyce. Utwory napisane przez ten zespół inspirowały muzyków przez lata. Po dziś dzień artyści wymieniają właśnie Joy Division jako jeden z największych impulsów, które popchnęły ich w stronę określania kierunku własnej twórczości. Depresyjna muzyka, grobowa atmosfera, odczuwalna klaustrofobia i zagubienie są specyficzną i nierozerwalną częścią zespołu, którą pokochały miliony słuchaczy. Obrazy bólu, odzwierciedlenia problemów namalowane szarością dnia codziennego niedające nadziei na lepsze jutro stały się muzycznym domem dla młodych odbiorców, z którymi ta płyta została na lata. To jeden z klasyków lat 70. przygotowujący nas na to, co dopiero ma nadejść.
Tę płytę po prostu warto mieć.
Informacje kolekcjonerskie dotyczące wydania:
Wydawnictwo: Factory
Numer katalogowy: Fac 10
Format: Vinyl, LP, Album
Kraj: UK
Rok wydania: 1979
Gatunek: rock Styl: post-punk
Cena albumu waha się od 120 EUR do 400 EUR zależnie od stanu