ŚWIEŻOŚĆ I NOSTALGICZNA JAZDA NA GREAT SEPTEMBER 2024 – RELACJA AGNIESZKI PROTAS - PAN WINYL

ŚWIEŻOŚĆ I NOSTALGICZNA JAZDA NA GREAT SEPTEMBER 2024 – RELACJA AGNIESZKI PROTAS

W dniach 12-14 września w Łodzi, już po raz trzeci, obył się festiwal Showcase’owy oraz konferencja Great September. Znów mogliśmy się przekonać, że wielka muzyka zaczyna się od małych scen. Nie wiem czy emocje już opadły. Momentami wydaje mi się, że wcale nie, chociaż minęły już ponad dwa tygodnie od tego wydarzenia.

Jak zwykle każdy z nas zrobił sporo kilometrów, niektóre krokomierze nie wytrzymywały presji, i pewnie nie jeden informatyk musiał siedzieć nad algorytmami, które co chwila informowały , że tyle się przejść nie da. Osobiście, jako człowiek, który korzysta z nowinek technicznych w stopniu bardzo ograniczonym, nie będę się chwalić ile zrobiłam kilometrów. Ile kroków. Zwyczajnie nie wiem. Ilość przebytej drogi liczę w zakwasach i zużytych plastrach.

Chociaż pogoda nie rozpieszczała, szczególnie ostatniego dnia, w okolicy ul. Piotrkowskiej pojawiło się sporo ludzi z opaskami na nadgarstkach, które wskazywały, że nie są tu przez przypadek.

Great September 2024 to wiele świetnych koncertów w różnych miejscach na mapie Łodzi. Jest to też miejsce spotkań branży muzycznej, panele, rozmowy, w których mogliśmy uczestniczyć przez trzy dni części konferencyjnej.

Jak zawsze chciałabym się skupić na koncertach. Wśród wielu rewelacyjnych występów wybrałam po jednym z każdego dnia, który zapadł mi w pamięć najbardziej. Niestety tym razem bez zdjęć. Jak widać miałam zastępczy telefon, który niestety z fotkami sobie nie radził kompletnie.

Agnieszka Protas Great September 2024

Sujka

Idąc na koncert Sujki, czyli Iwony Król, kompletnie nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Po pierwszym, ambientowym materiale Sujka postanowiła całkowicie zerwać z wcześniejszym stylem. Według zapowiedzi mieliśmy usłyszeć jej nowy autorski materiał. Singlem zapowiadającym album jest piosenka „Dziewczyny”, która to mnie zachęciła do sprawdzenia co jeszcze Sujka ma do zaproponowania. I mój nos mnie nie mylił (a może powinnam napisać ucho?). Artystka już na samym początku podkreślała, że jest bardzo zestresowana. Szczerze mówiąc, gdyby o tym nie wspomniała to ciężko byłoby to odczuć. Nie słyszałam ani wahania w jej głosie, ani fałszywych dźwięków. Jedynym jej potknięciem było zapomnienie fragmentu tekstu w jednym utworze. Jednak jest to najnormalniejsza rzecz na świecie. To mają do siebie wykony na żywo, a artysta powinien dawać nie tylko muzykę, ale i emocje. A tych tutaj nie zabrakło. Materiał był zaskakujący dla tych, którzy czekali na klimaty zbliżone do tych z „Banitki”.

Ja wyczułam w nim ogromną kobiecą siłę, a słuchając tekstów nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest to muzyka zrobiona przez kobietę i dla kobiet.

To ciekawe rockowe granie z buntowniczym, punkowo grungowym zacięcięm poruszyło sporą część zgromadzonej publiczności. Oczywiście nie zabrakło wcześniej wspomnianych „Dziewczyn”, była też jesienna piosenka, która pozwoliła nam poczuć porę roku czekającą tuż za zakrętem. Na dwa utwory Sujka zaprosiła na scenę swojego męża, Króla, który przyznał, że stresuje się okrutnie. Jeden z utworów wykonywanych wspólnie był bardzo emocjonalny. Iwona śpiewała, że boi się śmierci, lecz nie swojej, co spowodowało, że publiczność skupiła się na artystce całkowicie.

Według mnie to bardzo ciekawy materiał, będę obserwowała jej dalszą muzyczną drogę i czekam na album. Czy zmiana stylu wyjdzie Iwonie Król na lepsze? Oczywiście, że to zależy kto w czym gustuje, moim zdaniem artystka teraz otwiera przed sobą nowe drzwi – do muzyki rozrywkowej, rockowej, a tekstami często trafia w sedno. Może zdarzyć się tak, że Sujka wspomnianych wyżej drzwi nie otworzy, a wyważy je kopniakiem.

Brudne Place Zabaw

Nie wiem jak to się mogło stać, ale Brudne Place Zabaw poznałam dopiero jadąc na Great September. Oczywiście rozumiem, że właśnie po to są stworzone takie festiwale, jednak jest to jeden z moich ulubionych gatunków muzycznych i zawsze brakowało mi takiego zespołu na polskiej scenie muzycznej. Już po pierwszych kilku nutach zasłyszanych w słuchawkach wiedziałam, że na tym koncercie muszę być. Moim pierwszym skojarzeniem, jakie wpadło mi do głowy po usłyszeniu ich muzyki był zespół Molchat Doma. I nie pomyliłam się, udało mi się później zamienić z chłopakami kilka słów i oprócz wcześniej wspomnianego MD, jako źródło inspiracji podali też grupę Kino.

A kto czyta mój Subiektywny Leksykon Płyt, Które Warto Mieć, ten wie, że pisałam zarówno o jednych TU jak i drugich TU. A, żeby wszystko spinało się w jeszcze piękniejszą całość wokalista miał na sobie koszulkę Siekiery „Nowa Aleksandria”, czyli kolejny temat moich wpisów TU. Te wszystkie znaki na niebie i ziemi utwierdziły mnie w przekonaniu, że znalazłam się w dobrym miejscu w odpowiednim czasie.

Zawsze ciężko jest mi nazwać ten gatunek muzyczny, chyba można go określić jako sowiecki postpunk lub sowiecka zimna fala. Myślę, że każdy fan zimnych dźwięków z lat 80. znajdzie tu swoje miejsce. Chłopaki zagrali nam cały materiał, a najbardziej popularny „Krawężnik” wybrzmiał też w formie bisu. Nie zabrakło „Civitas” czy „Kraj nie Raj”. Cały koncert zachowany był w jednej koncepcji, utwory konsekwentnie są osadzone w chłodnej atmosferze bloku wschodniego. I mnie to rusza, bardzo, kibicuję im i czekam na album, oczywiście najchętniej na winylu.

Liroy

Ze znanych gwiazd, które miały się pojawić na Great September najważniejszą był dla mnie Liroy. A powód był jeden – tylko i wyłącznie w ramach tego festiwalu miał zagrać cały „Albóóm”, czyli swój pierwszy krążek wydany pod pseudonimem. Kto z nas nie miał tej kasety?! Oczywiście prawie wszystkie kawałki były zakazane, słuchało się ich wyłącznie na słuchawkach, szczególnie, gdy miało się tyle lat co ja. I tak oto musiałam czekać prawie 30 lat na taki koncert. Tak, wiem, że Liroy ma się dobrze i cały czas koncertuje, jednak to wydarzenie było wyjątkowe. Nadal do końca nie wierzę, że udało mi się to przeżyć i tam być.

Niesamowite jak dobrze pamiętam wszystkie teksty. Po kilku sekundach otworzyła mi się szuflada w głowie z „Albóómem”. Zresztą nie tylko ja tak miałam, bo zgromadzeni ludzie równie ochoczo śpiewali, rapowali, cofali się wiele lat wstecz, by wygrzebać swoje muzyczne wspomnienia. Wspaniale było sobie przypomnieć kawałki, które tłukło się w kółko w głębokiej podstawówce i zarzynało kasetę na walkmanie. „Albóóm” wybrzmiał w całości, Liroy przy wielu utworach podkreślał dosadnie, że dawno ich nie grał. Hity jak „Scoobiedoo ya” czy „Scyzoryk” zagrany trzykrotnie (!) rozpętały szaleństwo. „Ciemna Strona” nadal brzmi tak, że włos się jeży na ciele, a „Śleboda (sen o wolności)” jest aktualna nawet dziś. Oprócz tego usłyszeliśmy „Imprezę” oraz jeden nowy utwór. Ten koncert to kawał dobrej muzyki, świetne sample, w tym gitara Skawińskiego, wyśmienity DJ i chłopaki, którzy rapowali wraz z Liroyem. To była potężna nostalgiczna jazda. Szczerze? Dawno nie bawiłam się tak dobrze.

A jako link dodam jedyny „legalny kawałek”, czyli ten bez przekleństw, który nam się udawało czasem przemycać przy różnych okazjach takich jak szkolna dyskoteka.

Muzyczne centrum – Łódź

Great September to jedno z najważniejszych miejsc na muzycznej mapie Polski. Już trzeci raz mogliśmy uczestniczyć w tym festiwalu i mam nadzieję, że będą kolejne edycje. Już wiemy, że spotkamy się przyszłym roku. Organizatorzy ogłosili nową datę, więc możemy wpisać w kalendarze, że 11-13 września 2025 znów czeka nas podróż do Łodzi.

Great September to miejsce spotkań, rozmów i wielka dawka dźwięków z rodzimego rynku. Jednym razem wybieramy się na artystów znanych, innym, całkowicie przypadkowo, trafiamy na koncert, który porywa bez reszty lub sprawia, że mózg staje dęba, a to wszystko w trzy dni.

Ja właśnie tak będę tegoroczny festiwal wspominać.

Do zobaczenia za rok!

Pozdrawiam

Agnieszka Protas


Jeśli podoba Ci się to co robię, to możesz postawić mi kawę.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *