W drodze do Krakowa
słucham nowego Tool’a Fear Inoculum. Dawno Tool’a nie słuchałem. Nie jestem muzykiem, to nie będę się wypowiadał o warstwie muzycznej. Powiem tylko, że singiel mnie nie zaskoczył. Czy się tego spodziewałem, zaskoczenia? Nie. Może wielu czekało z wypiekami na twarzy, ja nie. Przez ostatnie 10 lat stworzono tyle dobrej muzy, że nawet się zdziwiłem, że to już dekada minęła. Singiel mnie nie zaskoczył i nie rozczarował. Co innego mi zrobił.
20 lat temu było inaczej.
To było w Ośnie Lubuskim, Jezioro Reczynek, nadbrzeżna spelunka, zwana Zacisze. W pewnym sensie był to kulturalne centrum spotkań, alternatywa spotykała się z disco polo. Młodzież pod przykrywką robienia sobie jaj, spędzała miło czas, gdy do tupania nóżką przegrywał im (nam) Zespół zgrany DJ Anioł i jego organy.
W tym czasie słuchało się min. Tool’a Alice In Chains, White Zombie, Heya, Illusion i wielu innych, piło się 10,5 i zazdrościło kolegom, których było stać na Lucky Strike’i i wódkę z red bullem. Wtedy prowadziło się prawdziwie zaangażowane dyskusje o muzie, w rytm: bo wszyscy Polscy to jedna rodzina (w nawiasie powiem, że mimo różnic w guście muzycznym, taka jedność w powietrzu wisiała).
Minęło 20 lat
od tamtego czas, gdy nie wiele się zastanawialiśmy nad tekstami. Po pierwsze mało kto, na tyle znał angielski, żeby omawiać liryksy. Za to, o muzie gadaliśmy bez końca: słabe, padaka, krzaki, lipa, syf, poj…ani są, czad, klasa, sztos, miszcze – tak mniej więcej to wyglądało. Oczywiście wypowiedzi były bardziej rozbudowane, niemniej jednak, zakres przymiotników był nie wiele większy.
Słucham Tool’a
po tylu latach i jest naprawdę OK. Nie powiem: zajebiście, czekałem na to całe życie, ale jest naprawdę OK. (Jasne, że OK ciołku, to Tool przecież!!!) chłopaki wyssali szpik kostny z (ponoć już) martwego rocka i zaserwowali mu nowe życie.
Kto teraz robi singla 10 min. długości? Cinemon nagrał 6 min. i wieszczą mu radiowe problemy. Tool może. Która stacja radiowa nie puści Maynarda i chłopaków po 10 letnim milczeniu?
Niezrażony długością utworu, jak mówiłem, z pewną dozą ekscytacji, przystąpiłem do konsumpcji Narzędzi.
Jak Husqvarna, jak Caterplliar
Tool to zawsze był dla mnie solidną, marką. Kupowałem wszystko jak leci. Nie pytałem: kto produkował, w jakim studio nagrywali, kto robił mastering, jak brzmi? Zakładałem, że nie mogą skiepścić. Tyle czasu minęło i nic się nie zmieniło. Nie skiepścili.
Wszystko pięknie i Si. Pro poziom w każdym detalu. Wokal Maynarda, ten sam, jak zawsze hipnotyczny i neurotyczny, wyhodowany na zakwasie. Jego barwa to osobny instrument w kompozycji, reszta stanowi dla niego tło, poruszających się płyty tektonicznych, wstrząsających sercem.
Po 20 latach zaczynam rozumieć, że te wstrząsy, jednak mocno się w moim życiu odbiły. Serce moje skurczyło się podczas słuchania.
Czy to ja jestem inny?
Czy zawsze tak było? Tylko w cyrku młodzieńczych uczuć i emocji tego nie kumałem?
Dziś jestem w innym miejscu. Do tej pory nie wiele o tym myślałem, co muza robi z moim sercem. To co słyszę, podoba mi się, ale to, co mi to robi, nie podoba mi się.
Ta muzyka wprowadza do życia nieproszonego gościa. Strach z krainy paranoi.
Co się zmieniło przez te 20 lat
że tak bardzo we mnie to rezonuje? Może zbyt długo żyłem w mroku. Gdy w końcu zostałem uratowany, wyciągnięty na światło i przestało podobać mi się bać się i strachać, przestałem potrzebować epinefryny. Kiedy znika nałóg nie potrzebujesz dilera.
W końcu, nie wszystko, zawsze muszę kupować. W końcu jestem dorosłym, dojrzałym mężczyzną i mogę powiedzieć: To mi się nie podoba. I w końcu, mogę powiedzieć: nie chodzi o muzę, ale to co ze mną robi!
Nadal czekam na full LP
bo nie można tego wydarzenia zignorować, ale cieszę się, że nieobligowany więcej młodzieńczymi przysięgami wierności fladze, będę mógł powiedzieć: nie podoba mi się. (jeśli mi się nie spodoba!)
Premiera albumu zapowiedziana jest na 30/08/2019.
Pozdrawiam