Chłopaków poznałem ponad rok temu. Tuż przed ogłoszeniem pandemii. To był ostatni album w postaci fizycznej jaki otrzymałem osobiście. Potem już nie można było się się ruszać. Płyta nosiła tytuł „Laserowy Kot” i kilkukrotnie miałem przyjemność prezentować Wam podczas audycji Kawa z Panem Winylem w Radio Kapitał. A tydzień temu chłopaki podesłali mi nowy singiel „Ctrl Alt Delete”, który promuje album „Alaska”. Wata to wrocławski kwartet nie dający się jednoznacznie sklasyfikować.
Ale tradycyjnie, najpierw muzyczka a potem gadanko:
I jak? Zaczyna się jak jakiś numer Gorillaz, tekst trochę Kazikowy, bass republikowy, popowy sznyt, post-punkowe filtry. Nie mogę się oderwać od tego numeru. Wacie udało się powrócić do chwalebnej epoki lat 80-tych polskiej piosenki. Świetny tekst, muzyka jakby już znana, ale uwspółcześniona. Jeśli moim zarzutem przeciwko muzyce polskiej z lat osiemdziesiątych była kiepska produkcja, to Wata staje się swoistym odkupicielem tamtej estetyki. Może powinni nagrać „reedycje” kilku starych polskich przebojowych płyt?
Album „Alaska”
Po „Ctrl Alt Delete” nie spodziewałem się tak zróżnicowanej płyty. „Laserowy Kot” wydaje mi się, był bardziej jednility. Czy Wata wyjeżdżając na „Alaskę” wybrała się z upełnie nowym bagażem. „
„Koniec” na początek
Nie ma jak to zacząć płytę od „Końca”, taki fajny twist na początek. Numer spodoba się fanom Myslovitz i Artura Rojka, ładny, spokojny z kosmicznym ogonkiem.
Potem mamy „Ed’a”, szybko zmienia klimat, wyskakując jak spod ogona komety „Końca”. Tutaj piano wali jak w Republice, wokal Karola ni to śpiewa, ni to melorecytuje. Nie kuszę się nawet o analizę literacką, za wcześnie jeszcze. Poznawszy „Ed’a” zostaję zabrany na „Alaskę”, może się tutaj coś wyjaśni? W końcu to tytułowy numer. Nie mam wątpliwości, że chłopaki z Waty mają jakieś kosmiczne koligacje. Część ich dźwięków, na pewno nie pochodzi z tego świata.
W środku wyją wilki
Przeskakuję „Ctrl Alt Delete” i włączam się wyścig „Biegacza stepowego”. Tekstu nie rozumiem kompletnie, ale na to przyjdzie jeszcze czas! No i to jest numer na trasę, albo autem albo nogami, wilki wyją, czym prędzej dotrzeć do następnej piosenki. Ale wcale nie jest lepiej, bo „Alaska 2 (Koszmary)” wcale nie daje wytchnienia. No i mamy tutaj potwierdzenie, mojej tezy, że ich dźwięki pochodzą nie z tego świata. No to na pewno! Choć stawiałem bardziej na kosmos, to okazuje się, że to może być inny, bliższy świat.
„Majk”, przychodzi z pomocą. Prawie 8 bitowy numer. W tło powkręcane jakieś śmieszne wtyczki i trochę pierdzących efektów z kiepskich filmów SF z lat 70tych. Podobne gdzieś tłukły się na płycie Beastie Boys „Hello Nasty”, już wiecie w jakim numerze? Ale za to wokal mi nie pasuje. I nagle dzieją się dziwne rzeczy. Z kosmosu na Dziki Zachód. I okazuje się, że to nie o mikrofonie piosenka (potocznie majk), ale o człowieku Majku. No i jak to jest? To jest kosmos czy westernowska opowiastka?
I już się zastanawiam, do jakiego świata mnie zabierze numer „Wunderbar”, który możecie już znać, bo to był singiel promujący album.
No i mamy kolejny kawałek, który ciężko sklasyfikować. Jak każdy na tej płycie tworzy dla siebie odrębną kategorię. Jeśli miałbym się oprzeć tylko na instrumentach, to bym powiedział psychodeliczny rock, ale elektroniczne wkręty robią znów coś osobnego.
A na końcu ląduje „UFO”
Najdłuższy numer. Ma takie intro, że nigdy go nie usłyzycie w radio przed 3 w nocy. Ale warto je przeczekać, bo potem na klawiszach Mike Oldfield To oczywiście żart, ale ten numer ma w sobie coś z dzieł mistrza. Niestety tę piękną kompozycję „psuje” głos Karola. No mnie się to nie podoba. Karol w tę delikatną sieć dźwięków wplata tekst, który łamie mi głowę.
Podsumowując: warstwy tekstowej nie rozpykałem, muzycznie to przelot na Andromedę, w tę i z powrotem, gdziekolwiek ona jest. „Alaska” zapewnia estetyczno-intelektualną przygodę każdemy, kto się zdecyduje poświęcić jej uwagę. Swoją drogą, to szaleństwo nagrywać taką płytę, w czasach, gdy ludzie na przesłuchanie pisoenki poświęcają 3-5 sekund zanim skipną. Ale za to wielki szacunek dla Waty! Dla tych, którym się nie podoba, radzę zapchać sobie uszy… Watą!
Skład:
Karol Ossoliński: wokal, melodyka
Krzysiek Birowski: synth, gitary, perkusja
Marcin Kucharczyk: synth, gitary
Szymon Smolak: perkusja
Wywiad:
Pan Winyl: Dzięki za to co zrobiliście. Szukam takiej muzyki jak Wasza. Teksty, w które trzeba się wgryźć, muzyka, która wymaga skupienia. Co Wam strzeliło do głowy aby nagrać album, który wymaga tyle uwagi? Czy nie wiecie, że ludzka uwaga to teraz najdroższy towar na świecie?
Karol Ossoliński: Poza uwagą istnieje również wrażliwość i ona według mnie (nas) jest kluczowa przy wyborze i odbiorze muzyki. Tworząc muzykę, która wykracza poza trendy i masową popkulturę, zakładamy, że nasi odbiorcy są inteligentni, wrażliwi i zdolni do uważności.
Krzysiek: Album opowiada o całkiem aktualnych problemach, jednak żeby poczuć przekaz, trzeba umieć się utożsamić z „podmiotem lirycznym”. Rzeczywiście może to być trochę bardziej wymagające w przypadku naszej płyty, jednak jesteśmy myśli, że jest grono osób, które się w tym wszystkim odnajdą.
Pan Winyl: Muzycznie mnie przekonaliście „Ctrl Alt Delete”, ale zdziwiłem się słuchając pozostałych kompzycji, każda stanowi kategorię samą dla siebie. Nie da się tego albumu jasno sklasyfikować. Jakbyście Wy to zrobili.
Karol Ossoliński: Nie podejmujemy się takiej próby. Na pewno „Alaska” jest bytem eklektycznym, ale pełnym naszej szczerej inwencji twórczej. W zespole jesteśmy różni, mamy też wiele różnych pomysłów i muzycznych wrażliwości, być może te fakty dały znać o sobie na tym albumie.
Krzysiek Birowski: W Robot House, czyli naszym poprzednim wcieleniu określaliśmy się jako „inny rock”. Myślę, że to określenie tak samo dobrze odzwierciedla naszą filozofię nawet wiele lat później.
Pan Winyl: „Laserowy kot” mnie poraził. „Alaska” zmroziła, macie dryg do „wstrząsającej” muzyki. Co chcecie osiągnąć tak grając?
Karol Ossoliński: Nie wydaje mi się byśmy uderzali mocnym sierpowym. Nie dążymy również do zaszczepienia ideologicznego przekazu. Teksty wyrażają mocne i autentyczne refleksje na temat rzeczywistości, w jakiej od kilku lat żyjemy. A muzyka? Od zawsze fascynują nas nastrojowe, tudzież mroczne brzmienia elektroniczne.
Pan Winyl: Nie zależy Wam na sławie i hajsie?
Karol Ossoliński: Wierzymy, że sława i hajs pojawiają się na drodze konsekwentnych działań, nie zaś na drodze kompromisów artystycznych.
Krzysiek Birowski: : Oczywiście, że zależy (śmiech). Nie oznacza to jednak, że poświęcimy swoją twórczość, by to osiągnąć.
Pan Winyl: Czym dla Was jest sukces?
Karol Ossoliński: Bycie obecnym na muzycznym rynku. Zauważonym i docenionym przez grono wiernych fanów. Ilość = czas.
Pan Winyl: Są szanse na koncerty w tym roku?
Karol Ossoliński: : Nie mamy konkretnych planów koncertowych, ale nie wykluczamy. Odpowiemy tylko na poważne propozycje.
Pan Winyl: Porada Waty dla młodych chcących „robić w muzyce”, to:
Krzysiek Birowski: : Nie czujemy się na tyle kompetentni i doświadczeni, żeby sprzedawać rady młodszym… jednak uważam, że są pewne uniwersalne mądrości jednakowo aktualne w każdej dziedzinie. Jedna to: sukces to wynik ciężkiej pracy oraz w równym stopniu szczęścia i umiejętności odnajdywania ludzi, którzy nadają na podobnych falach. My sami jesteśmy na wczesnym etapie uczenia się tej mądrości. Czy jest sukces, czy nie, najważniejsze to tworzyć autentycznie.
Pan Winyl: Dziękuję!
Wata: Dzięki!
Sociale Waty: