Ośno Lubuskie, Mad Season i sztuka powrotu
W życiu każdego człowieka istnieją miejsca i chwile, które pozostawiają trwałe ślady w sercu i umyśle. Dla mnie takim miejscem jest moje rodzinne Ośno Lubuskie. To niewielkie miasteczko na zachodzie Polski, gdzie mieszkałem do dwudziestego roku życia, zanim wyjechałem na ponad dwie dekady, by po latach wrócić. Dzisiaj opowiem wam o spacerze z winylami, który zaowocował kilkoma refleksjami. Nie spodziewałem się, że poranny impuls, by pójść zrobić fotkę płyty na tle ośniańskiej Baszty Krzaków, pociągnie za sobą takie konsekwencje.
Wystarczyło wyjść za próg i przyjechać pod mury, żeby uruchomiły się procesy myślowe: zacząłem się zastanawiać, jak muzyka wpływała na mnie, gdy byłem u progu wejścia w tak zwaną dorosłość. Myślałem o zespole Mad Season, o ich wpływie na muzykę grunge i moje życie. Zacząłem tez myśleć o istotnej kwestii wyjazdu z małych miejscowości i wartości powrotu, a także o tym, jak muzyka towarzyszy nam w życiu i jak technologia wpływa na nasze doświadczenia muzyczne. A na końcu napisałem post na Facebooku, który w konsekwencji wywołał ten artykuł. Jeśli zapowiada się interesująco, to zapraszam do czytania.
Miejsce, czas i muzyka
Wczoraj rano zabrałem na spacer album Mad Season „Above” w dwóch wersjach: płytę CD z 1995 roku i winyl z 2015 roku. Ten album, w pewnym sensie, to klucz do moich muzycznych upodobań. Jest w nim zarówno elektryczny rock, akustyczny song, jazzowy feel i grungeowy brud. Gdy ta piękna, jesienna płyta ukazała się w 1995 roku, miałem zaledwie 17 lat. Był to rok, który zapadł mi głęboko w pamięć, a muzyka Mad Season towarzyszy mi już od wielu lat.
Spacer z winylami (plus CD) miał szczególne znaczenie, ponieważ postanowiłem je sfotografować w miejscu, które kojarzy mi się zarówno z tą muzyką, jak i z tamtymi czasami. Płyty widzicie na schodkach przejścia w murach obronnych otaczających Ośno. Te mury symbolizują dla mnie granicę między życiem w miasteczku a światem alternatywnym na zewnątrz. Dla mnie, jako nastolatka, życie wewnątrz murów było duszne, pozornie spokojne i powolne, podczas gdy poza nimi eksperymentowaliśmy z życiem, muzyką i wolnością. To był czas piwa, papierosów, gitary i niejednokrotnie zagubienia.
Dziś, gdy przechodzę lub jeżdżę rowerem obok tych murów, wydaje mi się, że niewiele się zmieniło. Młodzi ludzie wciąż marzą o wydostaniu się z tego małego świata „wewnątrz murów”, choć teraz towarzyszy im hip-hop, energetyki, smartfony, e-papierosy i głośniczki Bluetooth. Technologia zmieniła świat, ale mentalność tych młodych ludzi jest podobna do naszej sprzed 30 lat – chcą stąd uciec.
Ucieczka czy podróż?
Stałem na schodkach i robiłem foto. Ten akt popchnął mnie do rozważań, głębszych niż mogłem przypuszczać. Wyjazd z Ośna wydawał się ucieczką, ale teraz dostrzegam, że to była podróż, której na początku zupełnie nie rozumiałem. Po latach widzę, że to pragnienie ucieczki miało w sobie coś więcej – chęć nabrania znaczenia, osiągnięcia czegoś, bycia zauważonym. To wewnętrzne pragnienie, ten cholerny potencjał, który Bóg umieścił we mnie gdy mnie stwarzał – to mnie napędzało chyba nawet bardziej, niż frustracja wynikająca z tego, że „nic się nie dzieje”.
Wyjechałem z Ośna, mieszkałem w Anglii, prowadziłem własny sklep z winylami, mieszkałem w Niemczech i prowadziłem tam firmę. Sprzedawałem winyle, wydawałem winyle, doradzałem, jak kolekcjonować winyle. Napisałem na ten temat książkę i prowadzę radiowy felieton w Radio 357, a skończyłem jako prezes spółki POLVINYL, która trudni się tłoczeniem winyli. I to wszystko wydarzyło się, ponieważ wyjechałem.
Wróciłem do rodzinnej miejscowości po ponad 20 latach. I teraz okazuje się, że to nie była ucieczka, ale podróż życia, okazja do rozwoju i nauki. Dodam, że ta podróż ciągle trwa. Okazja żeby popełniać błędy i podnosić się po porażkach. Czasami bolało, a czasami było OK (choć częściej bolało).
Gdy wyjeżdżałem nie marzyłem o niczym szczególnym, po prostu chciałem być gdzieś indziej. Tam gdzie jest lepiej. Nie rozumiałem wtedy, że nigdzie nie będzie lepiej, jeśli ja sam ze sobą się nie dogadam. Dopiero z dzisiejszej perspektywy rozumiem, że ta ślepa chęć ucieczki, miała głębsze korzenie, dopiero dziś rozumiem, że można było inaczej, nie tak boleśnie. Warto się swoim pragnieniom przyglądać – zastanowić się, czy to „bunt” czy „powołanie”? Z perspektywy czasu widzę, że ten wyjazd zaczął się jak ucieczka, a skończył powrotem do korzeni, historii i głębszym zrozumieniem kim jestem i gdzie przynależę.
2 x TAK
Warto zastanowić się, czy nasze dążenie do opuszczenia miejsca, w którym się wychowaliśmy, musi oznaczać całkowite zerwanie z nim? Wróciłem po ponad 20 latach i pytam sam siebie, czy było warto „uciekać”? Odpowiedź brzmi: tak. Wyjazd pozwolił mi zdobyć doświadczenie, które jest nieocenione. Poznałem nowe kultury, nawiązałem kontakty, i otworzyłem się na świat. Ale równie ważne jest pytanie: czy było warto wrócić? I na to pytanie również odpowiadam: tak. Wrócić by dzięki temu wywrzeć wpływ na to miejsce, z którego myślałem, że „uciekłem”. Wywrzeć wpływ nie oznacza „zemścić się”, a dać szansę tym, którzy dziś w sercach mają tą palącą potrzebę „uciec stąd!”
Wpływanie na swoje środowisko, angażowanie się w życie społeczności, którą znamy od dzieciństwa, to cenna rzecz. To, co zdobyliśmy podczas podróży, możemy wykorzystać, aby wprowadzać pozytywne zmiany w miejscu, które od zawsze nazywamy domem. Warto wracać i dzielić się swoim doświadczeniem z innymi, inspirować młodszych i tworzyć nowe możliwości tam, gdzie wydaje się, że niewiele się zmieniło.
Ścieżka dźwiękowa życia
Muzyka zawsze towarzyszy mi w różnych etapach życia. Czasami piosenki czy albumy zostają ze mną na dekady, inne szybko odchodzą w zapomnienie. To właśnie muzyka potrafi przenieść mnie w czasie i przestrzeni, wywołać emocje, budować wspomnienia i być źródłem inspiracji. Szczególnie płyty winylowe, które lubię nazywać „muzycznymi wehikułami czasu”.
Zespół Mad Season nie miał ogromnego znaczenia dla muzyki grunge. Właściwie, to co najlepsze w grunge powstało właśnie przed 1995 rokiem. Dla mnie, obok „Jar Of Flies” Alice In Chains i „Nevermind” Nirvany, to najważniejszy album z tamtej dekady.
Mad Season to amerykańska supergrupa, której członkowie pochodzili z takich zespołów jak Pearl Jam, Alice in Chains i Screaming Trees. W przypadku albumu „Above”, ciężko mówić nawet o grungeu, to dziwna mieszanina hard rocka, autorskiej piosenki i jazzu. Ta płyta stanowi dla mnie ważny element ścieżki dźwiękowej mojego życia, tej części, gdy nic o życiu nie wiedziałem, a oczekiwano ode mnie, że będę umiał podjąć najtrudniejsze decyzje w życiu. Najgorsze było to, że nie było nikogo obok, kto by coś o życiu wiedział. Wtedy często czułem się pozostawiony samemu sobie. Teksty na „Above” zdawały się rezonować z tym poczuciem samotności, zagubienia, zmagania się z ciężką materią nadciągającej dorosłości. Ta płyta doskonale wkomponowała się w tamten czas.
Tożsamość, muzyka, technologia i chęć wpływania na świat
Nasza relacja z muzyką ewoluuje wraz z technologią. Od płyt winylowych i kaset magnetofonowych, przez CD, do streamingowych usług muzycznych i NFT, artyści i ich muzyka stali się nam bliżsi niż kiedykolwiek. Kiedyś supergwiazda to była postać mityczna, dziś mamy dostęp do niej prawie, że na wyciągnięcie ręki. Dzięki internetowi możemy odkrywać nowe utwory i artystów z całego świata bez przerwy i prawie w każdym miejscu. Ma to oczywiście dobre i złe strony.
Czasami mamy tendencję do konsumowania muzyki w sposób bardzo powierzchowny, przeskakując między utworami i zapominając o głębszym zanurzeniu się w dźwięki i teksty. W erze smartfonów i streamingu, zanika też pewien magiczny aspekt posiadania fizycznych nośników muzycznych, takich jak winyle czy płyty CD, co doprowadziło do tego, że „muzyka nie ma wartości!„
Jednak jedno się nie zmienia. Pragnienie znaczenia i dokonywania czegoś ważnego w życiu wciąż pozostaje niezmienne. Muzyka wciąż ma moc inspiracji i jest narzędziem do wyrażania naszych uczuć i przemyśleń. Nawet w dobie technologii możemy znaleźć w niej oparcie i inspirację do wpływania na świat wokół nas.
WEB 3
Tę pozytywną zmianę widzę właśnie w świecie Internetu trzeciej generacji. Choć na palcach jednej ręki mogę policzyć sukcesy muzyczne w tym sektorze to, większość z nas, zarówno artystów i fanów już rozumie, że nie da się w nieskończoność pompować statystyk. Marketing nie zastąpi zwykłej ludzkiej serdeczności i autentyczności. Status super gwiazdy zaczyna maleć, nie da się przykryć najlepszą oprawą koncertu, tego co dzieje się poza sceną.
Dziś technologia pozwala wybierać inny świat i budować go na własnych zasadach. Czasami myślę, że dzięki temu nie będzie trzeba opuszczać tych małych miasteczek, ale zaraz odpędzam te myśli. Bo prawdziwa przygoda odbywa się tam gdzieś i stamtąd wraca się do domu z bagażem doświadczeń, których tu nie można zdobyć. I tymi doświadczeniami można się podzielić i pokazać inne spojrzenie na świat!
Muzyczne drogowskazy
Czy w wieku 17 lat świadomie wybierałem muzykę? Chcąc być szczerym, to nie. Wybierałem taką, która pozwalała mi zrozumieć jak się czuję! Słuchałem zawodzącego śpiewu Staleya „I don’t know anything. I don’t know who I am” i wiedziałem, że tak się czuję.
Wczoraj gdy słuchałem tej piosenki po prawie 30 latach, śpiewałem wraz z Laynem tą samą piosnekę tylko zmieniłem sobie słowa: „I know everything I need, I know who I am”. Zmieniłem słowa, bo wiem, to co mam wiedzieć, wiem kim jestem. Nie wiedziałbym, gdybym nie wyruszył w swoją podróż, która na początku wyglądała jak ucieczka.
Muzyka towarzyszy mi w moich podróżach, pomaga mi wyrazić emocje i zrozumieć siebie. Przykład zespołu Mad Season albumu „Above” pokazuje, że muzyka może być zarówno źródłem estetycznego doznania, jak i narzędziem do przemyśleń nad trudnymi tematami.
Dla wielu młodych ludzi z małych miast i wsi, wyjazd to naturalna droga do poszukiwania nowych możliwości. Jednak warto pamiętać, że powrót do swoich korzeni i zaangażowanie się w swoje środowisko może być równie ważne i satysfakcjonujące. Powrót do rodzinnych miasteczek i wsi, to nie musi być porażka. W jakiś sposób w tych naszych małych miastach, miasteczkach i wsiach zapuściliśmy korzenie, po powrocie możemy jeszcze rozkwitnąć. Muzyka zawsze będzie naszą towarzyszką, niezależnie od zmian technologii. To ona przekazuje nasze historie, emocje i pragnienie wpływania na świat. Muzyczne drogowskazy, to dobre wskazówki, barometry naszych uczuć, warto się nimi kierować. Warto też szukać ludzi, z którymi w tę podróż moglibyśmy się udać. Samemu jest bardzo ciężko.
Pozdrawiam
Pan Winyl